Bywają w życiu takie sytuacje, gdy określenie "mędrca szkiełko i oko" nasuwa się niemalże "z siłą wodospadu":) Tak właśnie miałam, gdy przeczytałam, jak bardzo dr Janusz Sibora, "badacz ceremoniału królewskiego", skrytykował imprezę Trooping the Colour. "Niepisane przymierze między koroną a poddanymi zostało naruszone", z niezamierzenie komicznym zadęciem oznajmił był ówże znakomity - nie wątpię - znawca protokołu. A o co chodzi konkretnie? ... Otóż - podczas corocznych obchodów urodzin królowej Elżbiety co prawda uczczono minutą ciszy pamięć ofiar ostatnich zamachów w Londynie, ale ... zrobiono to w kolorowych strojach :)
"Przedstawiciele brytyjskiej monarchii popełnili wielkie faux pas. " - zawyrokował dr Sibora z nieomylną pewnością znajomości przedmiotu.
A ja, oczywiście, nie omieszkałam pomyśleć o najlepszej powieści wszech czasów, czyli "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcelego Prousta. Mamy lato, wakacje, urlopy - jeśli więc ktoś tej pozycji jeszcze nie przeczytał, to ma doskonałą okazję. A jeśli ktoś czytał, ale nie zrozumiał, to niech sobie odświeży pamięć. Naprawdę warto, ponieważ powieść Prousta nie na darmo uchodzi za genialną: ona taka jest naprawdę. Jeśli ktoś przeczytał "W poszukiwaniu" ze zrozumieniem, to spokojnie może sobie odpuścić pracowite wkuwanie zasad psychologii czy savoir-vivre - ogromna wartość dodana, nieprawdaż? ...
Mam na myśli przede wszystkim barona de Charlus, który miał tak ogromną sytuację w Fabourg, że mógł sobie pozwalać na dowolne fopasy ... bo to ON ustalał zasady. On i jego kuzynka Oriana de Guermantes programowo nie stosowali się do zasad dobrego tonu: oni te zasady NARZUCALI swojemu otoczeniu - bliższemu i - mocą naśladownictwa - dalszemu :)
A ponieważ brytyjski dwór królewski jest jednym z ostatnich w naszej części świata bastionów szlachectwa, ogłady i "bon ton", to Wielka Brytania co najwyżej zauważyła z najwyższym zachwytem, że NAWET podczas tak radosnej uroczystości, jaką jest jubileusz królowej, dwór PAMIĘTAŁ o oddaniu czci ofiarom zbrodniczych zamachów :)
I proszę nie myśleć, że czepiam się dra Sibory, bo wcale tak nie jest (choć, oczywiście, BYWAM czepialska). Z formalnego punktu widzenia on ma rację - co nie znaczy, że ma ją akurat w tym wypadku. Bo high life rządzi się własnymi prawami: to tylko ci, co do niego nie należą, muszą bezwzględnie przestrzegać zasad dobrego wychowania.
Komentarze