Nie chciałam, żeby kandydatem PiS na prezydenta był Andrzej Duda. Uważałam, że w PiS są bez porównania lepsze kandydatury, jak Antoni Macierewicz czy Witold Waszczykowski (oczywiście, pierwszym typem na prezydenta był i jest Jarosław Kaczyński). Niemniej, oczywiście, głosowałam na pana Dudę, i nawet innych do tego zachęcałam.
Niestety - miałam rację. Prezydent, który swój urząd obejmował ze słowami "jestem człowiekiem NIEZŁOMNYM", okazał się po prostu ... człowieczkiem. Takim, który za wszelką cenę buduje swoją pozycję. Nawet kosztem Polski.
Przez tych kilka lat pisałam o tajemniczych związkach Andrzeja Dudy z Izraelem, o jego fatalnych decyzjach personalnych, o niespełnionych obietnicach. Teraz do tego wszystkiego dochodzi upokorzenie, jakie zostało zafundowane Polsce z przyczyny - chyba - braku refleksu pana prezydenta i kompletnej indolencji jego pracowników. Bo, oczywiście, podpisywanie międzynarodowej umowy przez prezydenta Dudę w postaci służalczej, to jest upokorzenie Polski. Kolejne, którego doznaliśmy od początku tego roku, kiedy to Izrael najpierw napluł nam w twarz, a potem te plwociny rozmazał na twarzy. I wszyscy, łącznie z prezydentem Dudą, mogą krzyczeć o złej opozycji, która się czepia drobiazgu, ale te krzyki nie przysłonią prawdy.
A prawda jest taka, że prezydent Duda pozwolił upokorzyć Polskę.
Niestety, Andrzej Duda, mimo formalnie lepszego wykształcenia i znajomości języków obcych, wcale nie przysparza Polsce prestiżu. Powiem więcej: jako prezydent reprezentuje naszą ojczyznę na poziomie porównywalnym z Bronisławem Komorowskim, który języków nie znał, ale przynajmniej wyglądał godnie.
Jako wyborca PiS i Andrzeja Dudy jestem niepocieszona.
Inne tematy w dziale Polityka