mobilną bibliotekę. To wszystko kosztowało – bagatela – prawie milion złotych: w każdym razie – ponad 900 000 …
… z czego ponad 275 000 to „koszt organizacji strefy relaksu.”.
Umarłam. Normalnie umarłam. Ja wiem – platfusy przyzwyczaiły Polaków, że przewalają miliardy, ale jednak te miliardy składały się właśnie z takich pojedynczych milionów.
A milion złotych to jest naprawdę CHOLERNIE DUŻO PIENIĘDZY!
Za milion można zbudować dwa domy albo kupić trzy nieduże mieszkania: byłyby jak znalazł na komunalne, prawda?
Za milion złotych, jeśli do nich dodać te dwa miliony zajumane na PR w ratuszu, plus jeszcze tramwaj różnorodności, koszt obsługi palmy, można byłoby wybudować jedną szkołę albo jedną przychodnię zdrowia. Jeśli Warszawa ma za dużo szkół, szpitali i przychodni, to zwracam honor, ale wówczas za te pieniądze możnaby zbudować kilkanaście mieszkań komunalnych, a tych to już na pewno ogromnie brakuje.
Dobrze. Zostawmy ten nieszczęsny milion – no, ponad 900 000. Porozmawiajmy o kwocie 275 000 na „koszt organizacji strefy relaksu”. Policzyłam na kalkulatorze: za taką kwotę można opłacać 55 pracowników przez okrągły miesiąc. Gdyby ci ludzie przez ten miesiąc zajmowali się wyrobem mebli, to jeszcze bym mogła zrozumieć ten koszt – ale przecież meble i donice z kwiatkuszkami pochłonęły ponad 600 000 tysięcy (słownie: pół miliona i jeszcze setkę tysiaków), więc może chodzić wyłącznie o kupno tych dóbr rzadkich oraz ich rozstawienie na placu.
I teraz pytanie do CBA, prokuratury, NIK, RIO i innych służb – a trochę ich przecież mamy: czy ktoś już się zainteresował wielkim, wypasionym, słomianym misiem na Placu Zamkowym? Radzę się pospieszyć, bo DROGI prezydent Trzaskowski straszy, że takie słomiane misie – każdy za niemal milion – staną na każdym placu w Warszawie …
I ten (…) Trzaskowski ma czelność bełkotać, że Warszawy nie stać na szkoły, szpitale i przychodnie!
