Coś kleistego wpadło w salonowy wentylator. Paweł Paliwoda złożył paru wymienionym z nika i pseudonimu blogerom propozycję nie do odrzucenia – jako że tylko tak można ową ofertę rozpatrywać: albo nieśmiertelna sława, albo dowód tchórzostwa. To znaczy, tak się wydaje tylko mniej wytrawnym komentatorom, niepotrzebnie dającym z tego powodu wyraz irytacji – całkowicie niesłusznie. W istocie chodzi przecież nie o konkretne persony, lecz wyraziste poglądy. O batalię przekonań:
Jako szef działu „Opinie” tygodnika „Gazeta Polska” podjąłem decyzję, aby jeszcze bardziej rozszerzyć forum debaty w tym medium. [...] To jest szansa dla mnie i dla polskich mediów jedna z ostatnich. Stworzyć platformę ostrej dyskusji.
Poglądy z krwi i kości to poważne zagadnienie, byle kto habilitować się z nich nie może, stąd zapewne to powszechne zdenerwowanie. To znaczy, tak wynikałoby z pobieżnego odczytania głosów niezadowolenia, bardziej sumienna analiza prowadzi do wniosku, że krytycy dają wyraz swojej trosce, czy aby na pewno wybrańcy p. Paliwody podołają zadaniu.
Weźmy na przykład takiego Galopującego Majora. Do tej pory publicystyka owego jegomościa tkwiła w ustalonych odwiecznie koleinach: pojawiał się nowy tekst, wierny fraucymer składał obowiązkowe hołdy, zakłócane czasami przez wiecznie czepialskich prawicowców, po czym wszyscy zgodnie przechodzili nad wpisem do porządku. Kuplety Bystrochodnego Starsziny dostarczają krótkotrwałej rozrywki, po czym zacierają się w pamięci ogółu, żadnych twardych treści nie zostawiając. Dzięki p. Paliwodzie GM ma więc szansę dowieść niedowiarkom, że jest kimś więcej niż tylko tanim prześmiewcą - dla fanów i kontestatorów jego popisów jest to wiadomość szalenie atrakcyjna.
A propos dobrych wiadomości. Z niebiesiech wychynął jeszcze jeden tuz dziennikarstwa, p. Krzysztof Urbanowicz. Pan Krzysztof podniósł głowę znad notatek, rozejrzał się bystro dookoła i ku swemu miłemu zaskoczeniu zobaczył pod nogami „blogerów-amatorów”. Widok tej bezładnie kłębiącej się masy najwyraźniej go rozczulił, wywołując ojcowskie odruchy, ponieważ w swej łaskawości opublikował tekst zionący życzliwością wobec aplikantów gęsiego pióra. Blogerzy-amatorzy mogli się zatem dowiedzieć, jakie to potworne błędy popełniają podczas redagowania swoich notek. Kolega Urbanowicz... Mogę już tak pisać, prawda? Jesteśmy wszak jedną wielką żurnalistyczną rodziną... A zatem – Kolega Urbanowicz dobrotliwie wytknął także zawodowym morderc... pardon... zawodowym dziennikarzom pewne niedociągnięcia warsztatowe, choć, prawdę mówiąc, gdyby zamienić w nagłówkach obu list adresatów, to większej różnicy nawet najbystrzejsi by nie zdołali zaobserwować.
W każdym szanującym się Panteonie (d. Redakcji) istnieje komórka dokumentalistyczno-archiwalna, posiadająca w swym arsenale także przeróżne słowniki, leksykony i encyklopedie, prawdopodobnie pełniąc w ten sposób funkcje reprezentacyjne i/lub dekoracyjne. Skąd to wiadomo? Gdyby było inaczej, to z pagin gazet nie wyfruwałyby wciąż „migi-21' gonione przez „rakiety” cruise, agresywna lewica nie byłaby radośnie identyfikowana jako „skrajna prawica”, zaś ilość schwytanych na czubki dziennikarskich długopisów „piratów drogowych” nie przekraczałaby ilości zarejestrowanych w Europie samochodów... Na czym przeto polega owa większa „kontradyktoryjność” profesjonalistów? Na metodach?
Metody, jak wiadomo, miał brata Cyryla. Obaj zostali następnie świętymi, czyli uzyskali status, jaki obecnie przynależy dziennikarzom, co własnym przykładem udowadniał niedawno Kolega Sakiewicz. Koncepcja wymieszania profesjonalistów z amatorami jest zatem z jednej strony kusząca (któż nie chciałby stać się posiadaczem własnej aureoli...!), a z drugiej wielce przebiegła – jeśli wejdziesz między wrony, to kraczesz jak one. Dzięki temu prostemu zabiegowi, przywodzącemu na myśl wypchaną 30 srebrnikami sakiewkę, ogół Koleżeństwa będzie mówił i, co ważniejsze, musztrował opinię publiczną jednym głosem. Koniec z bałaganem, wykuty w toku „ostrej dyskusji” miecz posłuży do zrównania z trawą wszelkich wystających lub niezrzeszonych kłączy, ludność cywilna dostanie jasny, jednobrzmiący przekaz.
Podobnie jak skaperowani blogerzy – tyle, że w ich przypadku przekaz będzie miał walutowe pokrycie.
Inne tematy w dziale Polityka