Tragedia narodowa. Koszmar. „Nasz Adaś kochany” nie dofrunął nawet do najparszywszego 30 miejsca w konkursach skoków narciarskich przeprowadzonych w ostatni łikend gdzieś w Italii. Media niemal jednomyślnie są o krok od ogłoszenia żałoby narodowej.
W równie niemal jednomyślnej opinii tak zwanych polityków podobną odległość w skoku przez płot osiągnął poseł Janusz Palikot, który znienacka zapragnął wyjaśnić dręczące go wątpliwości odnośnie codziennego menu pana Prezydenta. Koszmaru ciąg dalszy.
Wygląda na to, że w obu przypadkach nie obejdzie się bez powołania sejmowej komisji śledczej – posłowie to ludzie niezamożni i muszą brać nadgodziny, by jakoś powiązać koniec z końcem. W obliczu tych ojczyźnianych paroksyzmów nie ma czasu do stracenia. Poza tym już lata temu p. Adam Małysz został uznany za skarb narodowy, nie ma miejsca na krotochwile, słabą formę skarbu narodowego należy gruntownie zbadać, rzecz wyjaśnić, winnych rozstrzelać. Ewentualne tłumaczenia Małysza, iż jego kondycja należy do świata prywatnego należy pryncypialnie odrzucić, nie będzie jakiś tam Małysz samowolnie i jednoosobowo decydował o losie narodowych kosztowności.
Posłowi Palikotowi rozstrzelanie nie grozi, nawet w przypadku zidentyfikowania go bez wątpienia jako zbrodniarza, z tej prostej przyczyny, że aparatczykom PiS – pomimo najszczerszych checi – na razie nie udało się powiązać w jedno ciało określenia „skarb narodowy” z panem Prezydentem.
Skarbem narodowym nie jest także zarządca ogromnego koryta zlokalizowanego przy ulicy Woronicza w Warszawie, co nie wróży zainteresowanemu najlepiej. Oto uczciwi, obiektywni i rzetelni dziennikarze ujawnili szczegóły idącego w setki tysięcy złotych kontraktu, zawartego przez pana Prezesa Urbańskiego z panem Tomaszem Lisem. Kim jest p. Lis nie będę tłumaczył - bo nie wiem, wiem natomiast od usłużnych żurnalistów, że z planowanych przelewów z konta TVP na liczne konta p. Lisa niezadowoleni są emeryci. Emeryci oraz poczciwi frajerzy to ostatnie grupy ludności cywilnej, które opłacają podatek (zwany dowcipnie abonamentem) od posiadania pudła z elektroniką (pierwsi robią to z nawyku, drudzy z naiwności), przeto zaniepokoiła ich potencjalna perspektywa podwyżki haraczu lub załamania „misji”. Zresztą – niezależnie od motywów „abonentów” - forsa publiczna to kolejne poważne zjawisko, które bez większego błędu można uznać za jeszcze jeden skarb narodowy. Żartów tu nie ma i być nie może, prezes Urbański za swoje gospodarzenie na przebaczenie nie powinien liczyć, skoro wyłożył się na liczeniu grubych plików „naszych” pieniędzy. Sytuacja prezesa jest tym gorsza, że nie jest wybitnym skoczkiem narciarskim, ani członkiem familii Kaczyńskich, ani nawet kotem pana Prezydenta.
Los p. Urbańskiego zdaje się być przesądzony, w odróżnieniu od losu panów Małysza i Palikota - „naszemu Adasiowi kochanemu” wiara daje szansę na podium nawet w zawodach, w których nie startuje, poseł Palikot natomiast to celebritie sezonowe, przemijające jak zespół Bolter – czyli żadna atrakcja dla kanibali-łowców głów. Pardon – dla dziennikarzy.
Atrakcją niezmiennie od lat 16 jest akcja charytatywna p. Owsiaka, nie wiedzieć czemu przedstawianego notorycznie jako zdziecinniałego pacana – powszechnie tytułuje sie go per „Jurek”, chociaż gość jest już po czterdziestce. Co gorsza „Jurkowi” owa rubaszna, natarczywa serdeczność najwyraźniej nie przeszkadza, co powinno zainteresować posła Palikota – przyczynę zapewne będzie umiał sobie wyobrazić.
Ofensywa charytatywna p. Owsiaka jest obowiązkowo kochana jak Generalne Gubernatorstwo długie i szerokie, także przez władze – nic dziwnego: nie dość, że miliony Polaków wyręczają reżim w realizacji socjalnych obiecanek, to jeszcze MinFin ma okazję, by położyć swoją ciężką łapę na sporej części zgromadzonej kasy. Ponoć inaczej się „nie da”, takie mamy konsekwentne i literalnie przestrzegane w tym kraju lewo (zwane przez nieuleczalnych optymistów „prawem”). Nie od dziś wiadomo, ze jeśli władza mówi, że nie da – to nie da, jak mówi, że da – to mówi. Ta prl-owska obserwacja w niczym nie straciła na aktualności.
Nie wszystko jednakże porusza się ustalonymi od dekad koleinami – pewnym novum jest mniejsza agresywność kwestujących z nadania „Jurka” - w ubiegłych latach próba przejścia ulicą bez wypalonego na ubraniu serduszkowego znamienia groziła linczem, wczoraj wystarczało spojrzenie spode łba, aby animusz małolatów z puszkami na drobniaki gasł jak słońce o zachodzie. Czyżby i Orkiestra zaniżała, śladem Małysza, loty? Ponoć ratunkiem dla „naszego Adasia kochanego” jest trening, trening i jeszcze raz trening – no to może i Orkiestra powinna grać parę razy w roku? Dla umęczonego budżetu byłoby to wybawieniem... A jakie możliwości się tym sposobem jawią... Społeczeństwo dobrowolnie i z radością finansuje poprzez p. Owisiaka i MinFin służbę zdrowia... Nauczycieli... Górników... Policjantów... Kolejarzy... Jak u p. Szymona Majewskiego: „Końca nie widać, nie widać, nie widać”
Inne tematy w dziale Polityka