Czy Polacy to antysemici? - Buuuuuuu!!!
(słuszne odgłosy oburzenia)
Czy Polacy to pijacy, brudasy, złodzieje samochodów? - Krzywdzące uogólnienia, ksenofobia, dyskryminacja!!! (równie słuszna irytacja)
Czy Polacy to idioci? - Taaaak!!! (pełne zachwytu potwierdzenie)
To nie żart. To właśnie napisał Kolega Rybitzky, którego o pomieszanie zmysłów dotąd nie podejrzewałem. Przyjdzie chyba zrewidować tę opinię, ku memu najwyższemu żalowi. Niemniej jest to nieubłagana konieczność - przebywanie w towarzystwie Kolegi Rybickiego grozi śmiercią, kalectwem lub zesłaniem w rejony, o których nie wspominają foldery biur turystycznych.
Kolega Rybitzki poprawił na gorejącej głowie krakuskę, machnął na próbę osadzoną na sztorc kosą, nabrał powietrza w piersi i oświadczył zuchwale:
Rzecz jasna, ten zryw [powstanie styczniowe]był jak zwykle spontaniczny i nie zaplanowany.
Skoro rzecz jest jasna i nie pozostawia żadnych wątpliwości, to nie należy temu zaprzeczać, chociażby przez wzgląd na swoje bezpieczeństwo (przyjęło się, że wariatów nie należy rozdrażniać). Ot, po prostu - kiedy nas przyciśnie, to nie zwlekając biegniemy do ubikacji zrobić co należy lub wybiegamy na ulicę wywoływać powstanie. Wizyty w świątyni dumania nikt przecież z góry nie planuje, to spontaniczny odruch biologiczny. A po kilku kuflach piwa nasza spontaniczność jest wręcz powtarzalna, chociaż nadal wymykająca się matematyczne precyzji planowania. Podobny behawioryzm rządzi architektami ulicznych barykad - to coś w rodzaju nerwowego tiku, zupełnie jak niekontrolowane łypnięcie okiem.
Skoro Kolega Rybitzki dowiódł bez cienia wątpliwości, że powstania Polacy zwykli wywoływać bez żadnej konkretnej przyczyny, bez ładu i składu, to nie powinno dziwić, że owe ruchawki nigdy się nie udawały. Klęska wpisana była strukturalnie w powstańczą beztroskę.
Wyobraźmy sobie teraz taką sytuację: w pobliżu torów kolejowych mieszka sobie pan Kowalski. Lokalizacja nieciekawa - co godzina przejeżdża towarowy z węglem, wszystko się trzęsie, zagłusza patriotyczne piosnki, wzmaga irytację. Ileż można?! Pana Kowalskiego w pewnym momencie trafia szlag: w kapciach i rozwianym szlafroku wyskakuje z domu, wbiega na tory i tak spontanicznie przygotowany staje do pojedynku z lokomotywą.
Idiota, prawda?
Klęska nieuchronna go czeka, prawda?
Prawda. Można z ubolewaniem wzruszyć ramionami, popukać się w czoło, lecz stawiać bohaterowi pomniki to chyba przesada? Zali naprawdę dzięki poświęceniu pana Kowalskiego po zimie przyszła wiosna?
Dotarliśmy w rozważaniach do krytycznego punktu: patrioci w rodzaju Kolegi Rybitzkiego zachwycają się postępowaniem pana Kowalskiego, co implikuje, że prawdziwym Polakiem może być jedynie skończony głupiec-samobójca.
A cóż to za patriotyzm, który prowadzi jedynie do zagłady narodu?
Nie jestem bez serca, znajduję dla Kolegi Rybitzkiego okoliczności łagodzące, z których główna to ignorancja:
[zryw]wynikał z nastrojów społecznych determinowanych przez niezwykła brutalność rosyjskich władz[...] Kozacy rozbijali pokojowe demonstracje i dokonywali masakr bezbronnych ludzi. W Królestwie wprowadzono stan wojenny i wypleniano wszelkie oznaki polskości. Czy należy się dziwić ludziom, którzy mieli dość?
Nastroje społeczne w Warszawie a nastroje społeczne w Nasielsku to dwie różne sprawy. W Nasielsku żadnych demonstracji nie było, to i Kozacy się nie srożyli. W dodatku Warszawa była jedna, a Nasielsków bez liku. Twierdzenie zatem, że "nastroje w Warszawie" były tożsame z nastrojami w Królestwie jest nieuprawnione.
Po drugie: Koledze Rybitzkiemu najwyraźniej wypadło kilka kartek z kalendarza, ponieważ "wyplenianie wszelkich oznak polskości" to następstwo ruchawki styczniowej. Przed 22 stycznia 1863 roku mądra polityka Aleksandra hr. Wielopolskiego doprowadziła do wyplenienia większości oznak rosyjskości - spolonizowaniu uległy administracja i szkolnictwo.
Cóż to za polscy patrioci, którzy zwalczają polonizację?
Kolega Rybitzki nie dziwi się "ludziom, którzy mieli dość". A powody do zadumy są: otóż "ludzie" ci to zbieranina cywilów-małolatów pod wodzą jednego kapitana. Czy kilkunastu wojskowych dyletantów i jeden niskiej rangi oficer to aby na pewno właściwa instytucja do kierowania ogólnokrajowymi działaniami zbrojnymi?
Najmocniej przepraszam - wycofuję pytanie. Kolega Rybitzki odpowiedział już na nie: rasowy Polak niczego nie planuje. Ani listy zakupów, ani powstania. Do sklepu zachodzi spontanicznie, podobnie spontanicznie zaczyna strzelać.
Ratuj się, kto może.
Poza prawdziwymi Polakami - ci dumnie dają się zabić. Cóż za inspirujący przykład dla kolejnych, coraz mniej licznych pokoleń... Ustalmy jasno raz na zawsze: jeśliby w wyniku kolejnych powstań na świecie pozostał tylko jeden Polak, to jego patriotycznym obowiązkiem jest popełnienie samobójstwa, w sposób możliwie najbardziej hałaśliwy. A nie zatroszczenie się o potomstwo, jak to podsuwają zdrajcy w rodzaju Wielopolskiego.
A propos Narodu. Kolega Rybitzki nie tylko wartościował, lecz także zdradzał najstraszliwsze sekrety:
Naród niemal powszechnie opowiedział się za powstańcami.
Nawet przy zastrzeżeniu Szanownego Kolegi, iż Naród nie składa się z chłopów (pewnie kmiecie byli Rosjanami lub bezpaństwowcami), to krótkie rachunki "w temacie" mogą wywołać przerażenie:
Liczba mieszkańców Królestwa Polskiego w 1860 roku: 4 840 000.
Liczba amatorów mocnych wrażeń, którzy przewineli się przez oddziały powstańcze: 200 000 (optymistycznie licząc).
Wynik obliczeń = 4,13%.
Jak widać, zapas na kolejne spontaniczne odruchy był niewielki. Jeszcze parę niezaplanowanych tików powstańczych i na saldzie pojawiłoby się okrągłe 0 (zero). Czyż nie jest to powód, by o te 4,13% troskliwie się troszczyć, zamiast posyłać w ubój?
Inne tematy w dziale Polityka