kelkeszos kelkeszos
3500
BLOG

A taki był ładny, amerykański. Świat na szprycy.

kelkeszos kelkeszos Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 146

Historycy sportu są raczej zgodni w ustaleniu kto wprowadził doping do rywalizacji. Wszystko wskazuje na świat amerykańskich wyścigów konnych jako prekursora sztucznego wspomagania, co zresztą pozostało do dziś, bo w Stanach co i rusz wybuchają afery związane z takimi podejrzeniami. W miarę profesjonalizacji sportu, objęcia wszystkich bez mała jego dyscyplin zakładami bukmacherskimi, walką polityczną odbywającą się na polu różnych zawodów, zjawisko przybierało na sile i teraz w zasadzie jest powszechne.

To ciekawa metamorfoza, bo współczesny sport rodził się jako inicjatywa szlachetna, oparta na idei olimpijskiej i odwołująca się do pojęć i zasad uczciwej gry, honoru i szlachetnej rywalizacji. Fair play stało się pojęciem z przeszłości i podobnie rzecz się ma ze współczesną demokracją. W założeniu miała być rywalizacją na poglądy szanujących się rywali , przekonujących równych sobie obywateli do programów, racji i wizji świata, osadzonych na fundamencie wolności i sprawiedliwości. Obywatele mieli mieć wybór, ich prawem było wybieranie swoich przedstawicieli, a nie głosowanie na wypreparowany produkt.

I tak jak w świecie sportu korporacje medialne, farmaceutyczne i technologiczne wyprodukowały sztucznych bohaterów, dających przedstawienia,  którym co bardziej emfatyczni i zaangażowani sprawozdawcy przydają miano "spektakli", tak i w świecie polityki mamy do czynienia z kreacjami, kumulującymi to wszystko co współczesny świat ma nam do zaoferowania. Fałsz. Pastylki na wszystko, cudowne proszki do prania, naturalna żywność z farm gdzie nie dochodzi światło słoneczne, niezawodne samochody, nigdy nie psujący się sprzęt, radość, młodość, zadowolenie i nieśmiertelność, a co jakiś czas uczciwi politycy, gdy akurat trwa jakaś wyborcza kampania.

Tu oczywiście nie ma przypadku. Lekarze wyobraźni, czarodzieje i iluzjoniści są kształceni nie mniej sprawnie niż prawnicy, medycy, czy inżynierowie. Miliony głów i rąk, przygotowanych aby nam sprzedać wizję świata niezależnie od naszych potrzeb. Bogowie kreacjoniści. Gdy dostaną zlecenie zrobić z rozsypującej się babci nastoletnią piękność, od razu znajdą masę Pigmalionów w klinikach z niejasnych powodów przyporządkowanych do pojęcia "medycyny estetycznej", gotowych stworzyć boginie. Jednej takiej o swojsko brzmiącym nazwisku, kojarzącym się z nieistniejącą już stołeczną dzielnicą, zwaną niegdyś "kieszenią Warszawy", właśnie rękami naszego wybrańca wręczyliśmy wysokie odznaczenie.

Sportowcy z wielkich igrzysk czarują. Przekraczają granice ludzkich możliwości, wprawiając w zachwyt oniemiałą publiczność i komentatorów, choć ci akurat w takich wypadkach stają się poetami na żywo opisującymi obraz. Gdy okazuje się potem, że coś było nie tak, a to astma, a to zła dieta, niewłaściwie wypita woda, albo nieświadomie przyjęte sterydy, lub krew przetoczona przez terapeutę wampira, w czasie gdy zainteresowany sportowiec oddawał się drzemce i nie zauważył, po cichu odwołujemy mistrza. A to Florence Griffith - Joyner, a to Marion Jones , Greg Armstrong, czy sam Carl Lewis , że o gwiazdach koszykówki nie wspomnę. Tysiące gwiazd będących produktem wielkiej farmacji, wielkiej technologii i wielkich mediów, za chwilę zapomnianych, ale przestawiających nam świat, tak aby nie można było wrócić do starego. 

Sport to tylko wycinek, a przecież są też inne gwiazdy. Choćby kina, a to jak wiadomo jest najważniejszą ze sztuk i potrafiącą właściwie dobranym obrazem trafić człowieka na całe życie. Kto nie ma takiego filmu w swojej pamięci? Gdy obejrzałem w wieku lat kilku genialnego "Generała" Bustera Keatona, już żadne męczeństwo Kunta Kinte nie mogło zmienić moich sympatii w wojnie Konfederacji z Unią. I aby takie rzeczy nie miały się szans wydarzyć, trzeba wykreować odpowiednich ludzi, przez których przekaz mysz się nie prześliźnie. Dobry Biały to biały proszek. BLM.

To co teraz widzimy, to produkt idealny. Tak doskonały jak Biden, Pelosi, czy Harris. Świat na szprycy. Pod każdym względem. Szkoda bo kiedyś Stany były punktem odniesienia. W potocznej mowie mojej młodości określenie "Ameryka" zwiastowało coś niecodziennego w komunistycznej rzeczywistości i imponowało. Jak bordowy Ford Capri, który kiedyś , w połowie lat siedemdziesiątych zaparkował pod moją podstawówką. Ładny, amerykański.

I tak jak współczesny sport oderwał się od pojęć na jakich go ufundowano, odlatując w stronę korupcji, dopingu i innego gatunku oszustw, tak współczesna demokracja przestaje mieć cokolwiek wspólnego z republiką. Ze związkiem wolnych i odpowiedzialnych ludzi. Jest już tylko kreacją wielkiego kapitału, w której osiemdziesięciolatka robi za seksbombę, poskręcany na sznurki dziadek z demencją zawiaduje atomowym arsenałem, a wychowanka hippisowskich sekciarzy urządza ludziom świat według własnych recept, znanych z kultowej w tych kręgach pieśni Lennona.

W tej sytuacji należy mieć nadzieję, że jakiś starzejący się, niezgrabny szeryf, mający do pomocy niedowidzącego zastępcę, ledwie zaleczonego alkoholika i niedoświadczonego młodzieńca z gitarą, da sobie radę z tą bandą. It's time for a cowboy to dream.


kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo