kelkeszos kelkeszos
3542
BLOG

Ja Państwu przerywam! Czyli o programach publicystycznych.

kelkeszos kelkeszos Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 149

Nie wiem czy to tylko moja przypadłość, czy jak podejrzewam powszechniejsza, ale emitowanych przez stacje telewizyjne programów z udziałem polityków i ekspertów, nie jestem w stanie oglądać. Jak zwykle w przypadku popadnięcia w taką strukturalną niemoc, szukam jej przyczyn u rdzenia problemu. W tym wypadku istotę sprawy nietrudno zidentyfikować. Człowiek z natury jest ciekawy świata i poszukując odpowiedzi na stawiane pytania dąży do kontaktu z tymi, którzy zajmująco o tym świecie potrafią opowiedzieć.

Ciekawość słusznie się kojarzy z cieczą i ciekiem. Słowa powstawały wskutek obserwacji rzeczywistości i akurat dziedzictwo języka jest najważniejszym, a przy tym najmniej przez nas cenionym. Zasypujemy się masą słów nie mających żadnego związku z istotą rzeczy, czyli rozmawiając nie dążymy do żadnego realnego celu jakim powinno być w y j a ś n i e n i e - a znaczenia tego słowa akurat nikomu przypominać nie trzeba.

Ciek nie wiadomo dokąd zmierzał, ginął gdzieś za zakrętem, albo w lesie,  trzeba było zaryzykować aby pójść za nim i dociec, dokąd prowadzi. To nie było oczywiste i podążający za ciekiem, czyli ciekawy, musiał być jednocześnie odważny, czyli, lekki nieobciążony stereotypem. Co z tego zostało?  W telewizji nic. 

Przypuszczam, że to powszechne wrażenie, ale programy publicystyczne nie chcą mieć niczego wspólnego z jasnością. Z wyjaśnianiem, czy objaśnianiem. Chodzi w nich już wyłącznie o inną pierwotną czynność, czyli zaoranie. Zadeptanie racicami. Ktoś kto próbowałby opisać typowy program, w którejkolwiek z głównych stacji, znalazłby się w sytuacji Ani Pawlakówny z "Kochaj albo rzuć", usiłującej swojej ciemnoskórej ciotce wytłumaczyć, jak to Jaśko Pawlak ciął kosą Kargula, za to , że "zaplajował" kawałek pawlakowego pola. Na trzy palce. Owa "dzika" z niedowierzaniem przyjmuje takie tłumaczenie przyczyn emigracji swojego ojca, a Kargul z Pawlakiem czują coś w rodzaju wstydu.

Teraz jest inaczej. Po każdej dyskusji tłumy medialnych sympatyków publikują swoje impresje - iks zaorał igreka, zet zmiażdżony przez fała ( albo fałena ), choć najczęściej to tylko osobiste wrażenie komentującego, nie podejrzewającego, że jego oponenci sprawę widzieli inaczej, dając temu wyraz w komentarzach przeciwnych. Igrek rozjechał iksa, fałen wyśmiany przez zeta.

W tej sytuacji oglądanie takiego programu staje się udręką. Rozmówcy wzajemnie się przekrzykują, prowadzący jest bezradny, i  najczęściej sam się przyłącza do wrzasku i jedyne wyraźnie słyszalne zdanie to : "ja panu nie przerywałem!", będące na dodatek absolutnym kłamstwem i to w retrospekcji sięgającej ledwie kilkudziesięciu sekund.

Wystarczy sprawdzić obsadę i już wiadomo kto i co powie, jak będzie argumentował, co wydawca podrzuci jako główny wątek, kamuflując dobór tematu "wolą telewidzów". Co więcej, gdyby nagle przygotować program z osobami wyłącznie nieznanymi, bez podpisów i określenia partyjnej przynależności, to najdalej po dwóch minutach widz samodzielnie mógłby przyporządkować każdego z rozmówców do konkretnej formacji i bez ryzyka pudła wskazać w jakiej stacji się znajdują. A zatem mamy do czynienia z rażącym odcięciem od ciekawości. Nieprzypadkowo precyzyjna jak zwykle polszczyzna ma na określenie tego samego zjawiska dwie nazwy: płyn i ciecz. Płyn jest ograniczony formą, poza nią nie wypłynie, wiadomo czego się po nim spodziewać, jest statyczny i nudny. Co innego ciecz, ta się wymyka, gdzieś cieknie i pociąga nas za sobą, bo nie wiemy dokąd zmierza i to jest ciekawe. Programy publicystyczne robią wszystko, abyśmy przypomnieli sobie dlaczego nudność jest terminem gastronomicznym. I są w  tym skuteczne. Typowe wypicie płynu w postaci dwóch - trzech szklanek wody. Więcej to już dla zwolenników podejmowania wyzwań ostatecznych.

Przypominam sobie zupełnie inną tradycję, też już ginącą, ale gdzieś tam jeszcze czynną, na wyścigach , czy w punktach przyjmowania zakładów sportowych. Tam jeszcze ludzie potrafią rozmawiać o rzeczach przewidywalnych, ale nieznanych w swym ostatecznym kształcie, albo celu, czyli o sporcie, który dlatego jest jeszcze ciekawy. Z lat młodości pamiętam grupy towarzyskie zwane "lożami", intensywnie dyskutujące o szansach koni, opierające się na wzajemnej wymianie przypuszczeń, informacji, odkryć, wiadomości i analiz. Nikt się na nikogo nie wydzierał, a weryfikacja następowała co pół godziny. A przy tym słuchano tylko tych co mieli rzeczywiście coś do powiedzenia. Na temat. Klasyczne pierwiastkowe ujęcie: problem - dyskusja - decyzja - wynik. Teraz próżno szukać takich schematów, jedynych zresztą doprowadzających nas do jakiegoś efektu. Rozmowę zastąpiono wrzaskiem, przerywanym recytowaniem formułek. Po co? Tego nie wie nikt normalny.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura