kelkeszos kelkeszos
1264
BLOG

Parlamentaryzm polski, czyli sztuka przekonywania

kelkeszos kelkeszos Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 110

Obchodząc dzisiejsze święto, będące de facto rocznicą zgonu I Rzeczpospolitej, celebrujemy zdawkową w sumie Konstytucję, której głównym celem było zerwanie z zasadą liberum veto i stworzenie podstaw nowoczesnego parlamentaryzmu. Śledząc jego rozwój, od czasów pierwszych Jagiellonów, aż do upadku państwa, mamy wrażenie jakiejś nieuchronności katastrofy, wielokrotnie przez różnych sugerowanej, której nikt nie potrafi zapobiec. Kluczowy moment to zerwanie sejmu przez posła Sicińskiego, jego słynnym "nie pozwalam". I nie to jest wstrząsające, że działający z poduszczenia magnata jegomość, z takim protestem wystąpił, tylko to, że pod jego mocą ugięli się pozostali obradujący. 

11 marca 1652r. to data przeklęta w dziejach Rzeczpospolitej , choć nie oznacza żadnej wielkiej klęski. Nic spektakularnego. Poseł powiedział "ja nie pozwalam na prolongatę" i wyszedł z sali obrad. Nie powołał się na żadne stanowione prawo, żaden regulamin obrad. Nic podobnego. Zaledwie zwerbalizował zwyczaj, doprowadzając szlachetną w sumie ideę do ekstremalnego znaczenia. Bo czym w istocie był ten akt? Tym czego należało się od dawna spodziewać i co przytomniejsi uczestnicy obrad, w lot pojęli jakiej strasznej broni użyto, i jak wielkie będą tego konsekwencje. Bo oto przedefiniowano "złotą wolność". Od zarania sejmów Rzeczpospolitej - ich zasadą było przekonywanie. Zbierali się równi sobie i nikt nikogo nie chciał przegłosować. To uważano za despekt dla wolnych ludzi - aby musieli podporządkować się uchwale, której nie akceptują, ale podjęła ją większość. Dla polskiej szlachty tyrania większości wydawała się tak samo groźna, jak tyrania jednostki, w związku z tym stanowienie prawa opierano na konieczności zgody powszechnej. I o dziwo przez długi czas ten system działał. I to działał do tego stopnia, że wydał z siebie zupełnie niezwykłe akty prawne, jak Unia Lubelska, czy Konfederacja Warszawska. Więcej - kraj co i rusz wchodził w różne okresy przesileń, związane choćby z elekcyjnością tronu, a mimo to samoorganizacja społeczna zapobiegała groźniejszym wstrząsom. To fenomen na skalę światową, co można śmiało twierdzić, bez bycia posądzonym o narodową megalomanię. 

Cały system nosił w sobie jednak ten niebezpieczny element autodestrukcji. Działał, dopóki ktoś nie zechciał użyć argumentu ostatecznego. Ja jestem nieprzekonany i za nic przekonać się nie dam. A skoro tak, to albo protestującego trzeba zignorować, albo przegłosować. Jedno i drugie oznaczało kres wielkiej tradycji, a jej zaprzeczenie wydawało się większą zbrodnią niż rozwiązanie sejmu pod wpływem protestu.

Zwróćmy uwagę - w arsenale ustrojowych środków prawnych jakimi podówczas dysponowano, znajdowały się instrumenty pozwalające na kontynuowanie obrad. Głosowanie było formą wyboru króla, działało też pod węzłem konfederacji. Szlachta wiedziała co to jest większość głosów, jednak nie zdecydowała się jej użyć wobec kogoś sobie równego, kto nie godził się na objęcie go prawem ustanowionym przez sejm, ale niejednomyślnie. 

Konsekwencje znamy, bo inne być nie mogły. Piękna idea, choć trwała długo i wydała niezwykłe owoce, okazała się jednak utopijna i zupełnie nieprzydatna do zarządzania państwem, w dłuższej perspektywie. Zwłaszcza państwem, w którym wielu obywateli dysponowało armiami większymi od królewskiej, a i większymi niż wielu ówczesnych europejskich monarchów. To i tak cud, że kraj bronił się tak długo przed rozkładem, a na koniec,  o własnych siłach próbował się wydźwignąć. W 1791r. już nie z dna upadku, bo prądy ożywcze działał od dawna i właśnie zaczęły zbierać żniwo. Dlatego zdrowiejącemu organizmowi postanowiono zadać śmiertelny cios. Pierwszą nowoczesną konstytucję przyniósł do Polski dopiero Napoleon, następną Aleksander, ale chcemy pamiętać o tej pierwszej, składającej się ledwie z 11 artykułów. 

Chcieli jej twórcy wprowadzić nas w nowoczesność, ale zbyt wielu pozostało nieprzekonanych. Bo pośród oponentów ustawy majowej więcej było tradycjonalistów niż zdrajców. Zapamiętano tych ostatnich, słusznie potępiono, ale to nie byli jedyni przeciwnicy dzieła Sejmu Wielkiego. Cała masa chciała trwać przy zasadzie przekonywania, a nie przegłosowywania.

Dziś mamy podobne problemy. Rozbudowane systemy prawne, drobiazgowo regulujące każdy element życia, powstają bez możliwości ingerowania w te procesy. Wpływ przeciętnego obywatela na prawodawstwo jest niezauważalny nawet pod mikroskopem. Idea parlamentaryzmu na naszych oczach upada i to nawet w kwestiach podstawowych. Przedstawiciele władzy wykonawczej zasiadają w parlamencie na prawach posła lub senatora. Inicjatywa ustawodawcza de facto przynależy wyłącznie rządowi. W ławach sejmowych zasiadają przedstawiciele drużyn , dobieranych i finansowanych przez Bóg wie kogo, a nie przedstawiciele wyborców.  Jesteśmy przegłosowywani, a nie przekonywani.

Upadła I Rzeczpospolita, przez nieumiejętność dostosowania mechanizmów prawodawczych do potrzeb państwa. Tkwiła w złudzie powszechnej zgody. Dziś sytuacja jest odwrotna. Zasadą jest powszechna niezgoda, sprowadzona do zasady kto - kogo, na której straży stoją po dawnemu różne "królewięta". W razie czego wołające na pomoc obce potęgi, zza różnych granic.


I



kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka