kelkeszos kelkeszos
2444
BLOG

Kto wykoleił "Polski Ład", czyli o konieczności deregulacji

kelkeszos kelkeszos Polski Ład Obserwuj temat Obserwuj notkę 176

Być może pamiętają Państwo scenę z "Mistrza i Małgorzaty", gdy u dyrektora kwaterunku służby znajdują w toalecie nielegalną "walutę". Przerażony niefortunny posiadacz kilkuset dolarów, na pytanie skąd się tam wzięły, odpowiada "wrogowie podrzucili".

Z podobnym problemem ma do czynienia Jarosław Kaczyński, twierdzący w ostatnich wywiadach, że znakomity projekt rewolucjonizujący nasz system podatkowy został celowo storpedowany przez ludzi niechętnych władzy Zjednoczonej Prawicy. Póki co ofiarą walki z dywersją i sabotażem padł minister finansów i jacyś pomniejsi urzędnicy, z tym , że raczej okrutny pisowski reżim nie ześle winnych do budowy przekopu Mierzei Wiślanej, ani drążenia tunelu w Świnoujściu. Nie załatwią też problemu dymisje szerzej nieznanych pracowników Ministerstwa Finansów, podobnie jak wysłanie do łagru nieuczciwego dyrektora kwaterunku nie mogło rozwiązać problemów mieszkaniowych w Związku Radzieckim. Personalia przestają mieć bowiem znaczenie, gdy konstrukcja systemu powoduje jego nieczytelność, niewydolność, a w końcu nieuchronny upadek.

"Polski Ład" wyłożył się nie na personaliach, tylko na kwestiach fundamentalnych, na gnijących podstawach systemu podatkowego. Pytanie, czy nonsensowność regulacji jest skutkiem przeżywania się tych form państwa, do jakich przyzwyczailiśmy się w ostatnich dziesięcioleciach, czy raczej jedną z przyczyn dekonstrukcji społecznej jaką mamy nieprzyjemność obserwować są właśnie owe nonsensowne regulacje. Trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo widzimy tu silną wzajemną zależność, znajdującą się już na etapie rozstrzygania co było wcześniej. Czy antywolnościowy system podatkowy doprowadził do rozkładu tradycyjnych więzi społecznych i gospodarczych, czy też absurd relacji pomiędzy państwem i podatnikiem jest skutkiem takiego rozkładu.

Projektując reformy podatkowe urzędnicy MF pod wodzą premiera, zderzyli się z materią, której istnienie może przeczuwali, ale bez możliwości jasnego sformułowania. Czyli z rozbieżnością między wyobrażeniem o rzeczy, a jej faktycznym stanem, co można krótko ująć potocznym stwierdzeniem - prawo sobie, życie sobie. W Polsce siła przyzwyczajenia do owego dualizmu pojęć jest ogromna i widać ją na każdym kroku, nawet w postaci ścieżek na skróty wydeptanych obok nietkniętych stopą pieszego chodników. To się nazywa wizualizacja. Zobrazowanie tego, z czego zdaje sobie sprawę każdy trzeźwiejszy prawnik. 

Technika legislacyjna nakazuje na wstępie każdej ustawy umieszczenie  preambuły deklarującej jej zadania. W pierwszych artykułach taki akt prawny musi zawierać opis celów do jakich zmierzają zawarte w nim regulacje, zasad jakie mają tym regulacjom przyświecać i definicji użytych w tekście normy pojęć. I tu mamy najczęściej problem, bo szumne deklaracje, uzasadniające obejmowanie katalogiem norm kolejnych sfer życia, w zadziwiający sposób nie prowadzą do zamierzonego skutku.

Widzimy to na każdym kroku, choćby w ładzie przestrzennym. Reguluje go kilka, a może kilkanaście ustaw, z których wynika, że wszyscy powinniśmy żyć w pięknej i harmonijnej scenerii, przyjaznej ludziom i przyrodzie, wygodnie, z łatwym dostępem do usług publicznych i niezbędnej przestrzeni. A żyjemy w strefie patologii chorych inwestycji, przeprowadzanych w idealnej zgodzie z założeniami tych ustaw. Podobnie z sytuacją na drogach, gdzie wielkie regulacje zapewniają nam bezpieczeństwo poruszania się, przy jednoczesnym poszanowaniu konieczności wygodnego przemieszczania się. Mamy prawo do sprawnej służby zdrowia, wolności słowa, dostępności i sprawności sądów , a także wiele innych pomniejszych praw podmiotowych przyznanych nam przez tysiące norm, miliony norm. I coraz większy z tym problem.

Oczywiście sfera prawa podatkowego nie mogła być tu wyjątkiem. Dotyczy jednak bezpośrednio naszej zasobności, a przy tym operuje na newralgicznych stykach relacji międzyludzkich w zakresie świadczenia usług, pracy, obrotu oszczędnościami, czyli generalnie podstaw bytu. W konsekwencji "świat na niby" jest tu kreowany znacznie silniej, bo  niepohamowanej dążności państwa do objęcia wszelkiej aktywności permanentną kontrolą, odpowiada równie silna determinacja obywateli do bronienia siebie i swoich zasobów przed tymi zakusami. Tworzy się świat fikcji, w której państwo uzbrojone w moc stanowienia i bezwzględnego egzekwowania prawa, zdaje się być od obywateli nierównie silniejsze. To tylko złudzenie, bo nawet w systemach totalitarnych publiczność znajdowała masę sposobów na obejście zakazów i życie obchodziło administracyjne urojenia, wydeptując ścieżki obok drogi, albo wydłubując dziury w zasiekach. Każdy żywioł musi mieć swoją przestrzeń inaczej dochodzi do kumulacji napięć i rozwalania systemu. Żywioł ludzki jest najsilniejszy i nie da się go ograniczyć systemem zakazów i nakazów, zbyt intensywnie wchodzących w sferę podstawowych wolności. Od lat , w skali globalnej, mamy do czynienia z próbami okiełznania naturalnych procesów w obrębie ludzkich społeczności, poprzez system norm mających dostosować nasze życie, do koncepcji uzurpatorów , uważających , że wiedzą lepiej. I od lat skutek jest niezmienny, tylko ta historia nikogo nie uczy.

W Polsce, niezależnie od zmieniającej się władzy ten proces też jest widoczny, a jego skutki zostały właśnie obnażone. Społeczeństwo radziło sobie z opresyjnością i nieczytelnością systemu podatkowego całym wachlarzem różnych wybiegów, przy utrzymaniu pozorów spójności. Na tę spójność nabrali się autorzy "Polskiego Ładu", niesłusznie mniemając, że to co w tabelkach i na papierze, oddaje realne procesy społeczne. Gdy okazało się, że tak nie jest , nastąpiło zdziwienie i poszukiwanie winnych, bez podstawowej refleksji.

Winny jest system nie pozostawiający procesom gospodarczym żadnej naturalnej i koniecznej swobody. Dążność do zastąpienia swobodnej przedsiębiorczości urzędniczymi regulacjami, daleko wykraczającymi poza to co niezbędne, dla utrzymania sprawności państwa. Przeciwnie rozrost molocha siłą rzeczy pozbawia go efektywności. Im więcej państwa, tym mniej jego skuteczności tam, gdzie jest ona konieczna.

"Polski Ład" nie przegrał z kontrrewolucją, dywersją i sabotażem. Przegrał z tym co od wielu lat widać w całej Europie - utopią powszechnej regulacji, czyli urojeniem urzędniczej kasty, że każdy proces może poddać sile własnej woli i sprawczości. Nie może, tyle, że za zwalczenie podobnych przekonań przyjdzie nam w niedługim czasie zapłacić bardzo wysoką cenę.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka