kelkeszos kelkeszos
1888
BLOG

Prawniczy dżihad, czyli matkobójstwo

kelkeszos kelkeszos Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 107

"Władza sądu nie powinna być powierzona stałemu senatowi, ale wykonywana przez osoby powołane z ludu ( jak w Atenach ) , w pewnych okresach roku , w sposób przepisany prawem , aby tworzyć trybunał trwający tylko póty , póki tego konieczność wymaga. W ten sposób , owa tak groźna władza sędziowska , nie będąc przywiązana ani do pewnego stanu, ani do pewnego zawodu, staje się , można rzec, niewidzialną i żadną. Nie ma się ustawicznie sędziów przed oczami; lęk budzi urząd a nie urzędnicy. 

Trzeba nawet, aby w ważnych oskarżeniach, zbrodniarz, z zezwoleniem prawa , mógł sobie wybierać sędziów, lub przynajmniej , aby mógł ich wykluczyć tylu, iż tych co zostaną można by uważać jako pochodzących z wyboru."

To oczywiście urodzony w 1689r. Karol Ludwik de Secondat , baron de La Brede i de Montesquieu, nazywany pospolicie Monteskiuszem. Guru świata prawniczego, autor słynnego dzieła o "Duchu Praw", ustrojowej "biblii" współczesnych demokracji. Dodajmy jeszcze jeden cytat, pochodzący od profesora Wacława Makowskiego, autora przedmowy do pierwszego pełnego polskiego wydania tego dzieła ( w przekładzie Boya - Żeleńskiego ) z 1927r.:

" O dziele swojem Monteskiusz mówił, że będzie ono bardziej chwalone i cytowane niźli czytane. Słowa te urzeczywistniły się w pełni; dzisiaj po 200 prawie latach od ukazania się "Ducha Praw", imię Monteskiusza i niektóre aksjomaty prawno - publiczne przypisywane temu myślicielowi powtarzane są na całym świecie , stały się argumentem powszednim w każdej politycznej dyskusji; ale gdyby tym dyskutującym na temat podziału władz, albo na temat różnicy między ustrojami państwowemi , albo na temat wpływu klimatu na ustrój państwowy , wreszcie na cały szereg innych przez Monteskiusza poruszonych tematów, postawić pytanie, okazałoby się, że źródłem z którego czerpią, jest zawsze jakieś źródło pośrednie, jakaś cytata, opracowanie, podręcznik, bardzo rzadko bezpośrednia znajomość pracy Monteskiusza".

Profesor Wacław Makowski to ostatni marszałek sejmu II RP, prowadzący 2 września 1939r. jego ostatnie posiedzenie. Wielki prawnik, krytyk demokracji liberalnej ( w ówczesnym rozumieniu ), z którego poglądami kompletnie się nie zgadzam, zwłaszcza w zakresie rozwiązań problemów społecznych, generowanych przez wybujały jego zdaniem indywidualizm ustrojów parlamentarnych, ale przy pełnym poszanowaniu wyników jego badań nad państwem i prawem. Bo był, jak wielu innych twórców polskiej myśli prawniczej, człowiekiem zainteresowanym budowaniem wspólnoty państwowej, rozumianej jako taka organizacja, w której każdy może znaleźć przestrzeń dla realizacji swoich życiowych aspiracji. 

Co zostało z tej wielkiej polskiej tradycji, najlepiej zaświadczonej tym, że pierwszym dziełem wspieranym edytorsko przez Towarzystwo Warszawskie Przyjaciół Nauk była monografia prawnicza "O litewskich i polskich prawach", opublikowana w 1800r. przez Tadeusza Czackiego? Nic. Upadek świata prawniczego to najgorsza klęska jaką poniosła odrodzona po wojnie i komunizmie Rzeczpospolita.

I w czasie gdy cała niemal Europa mierzy się albo z problemem otwartej wojny, albo terroryzmu, to Polska, mająca wszelkie dane ku temu, aby być krajem zasobnym, spokojnym i bezpiecznym, staje się widownią niemal wojny domowej wywołanej przez tych, którzy nie tylko powołani są w najwyższym stopniu do służby interesom państwa, ale na jego spokoju i zasobności najwięcej skorzystali i nadal korzystają. Przez prawników.

Terroryzm to ciekawe słowo, tłumaczone jako "straszenie", "przerażanie", a kojarzące się słusznie z łacińską nazwą "terra", czyli ziemia. Jeśli zatem chcielibyśmy użyć dosłownego znaczenia zaczerpniętego z języka Rzymian, to terroryzm będzie "zglebieniem", "zrównaniem z ziemią". I oto mamy w Polsce do czynienia z sytuacją, gdy w obronie swojej "tak groźnej władzy sędziowskiej" ludzie w togach stali się terrorystami, w sposób zamierzony dążącymi do zrównania z ziemią ładu prawnego, na którym opiera się funkcjonowanie naszego państwa. A co jest podstawą owego ładu? Pierwsza odpowiedź jaka przychodzi na myśl, to oczywiście konstytucja. Zapewne, ale ona nie ma aż takiego znaczenia dla naszej praktyczności, dla możliwości codziennego normalnego funkcjonowania, jak kodeks postępowania administracyjnego, a zwłaszcza jego kluczowy zapis, czyli dyspozycja normy art. 76 par. 1 o następującym brzmieniu:

"Dokumenty urzędowe sporządzone w przepisanej formule przez powołane do tego organy państwowe w ich zakresie działania stanowią dowód tego , co zostało w nich urzędowo stwierdzone".

Norma bezwzględna, jasna i nie wymagająca komentarza. A przy tym spajająca całe nasze życie społeczne, bo przecież ono właśnie opiera się na wydawanych przez "powołane do tego organy państwowe" dokumentach urzędowych. Akta stanu cywilnego, dowody osobiste, prawa jazdy, świadectwa szkolne, akty nominacji, powołania, nadania uprawnień, stopni wojskowych, naukowych itd. itp. To wszystko są dokumenty urzędowe i ustawa konstytuuje ich pewność. A zatem kto jest sędzią? Sędzią jest ten , kto może wylegitymować się aktem powołania, wydanym przez stosowny organ, czyli prezydenta. Nikt inny. A przy tym ktoś kto kwestionuje prawomocność takiego dokumentu, musi przeprowadzić indywidualną procedurę jego unieważnienia. Póki jej nie przeprowadzi dokument wyraża to, co jest w nim zawarte. Bezdyskusyjnie.

Nie ma zatem w Polsce żadnego "dualizmu prawnego". Jest prawo opierające się na dokumentach urzędowych i jest bezprawie niesione przez tych, którzy tych dokumentów nie przyjmują do wiadomości, choć nie potrafią obalić w indywidualnych postępowaniach. Przez prawniczych dżihadystów.

Nazywanie buntu tych środowisk przeciwko państwu "rokoszem" nie ma sensu. W swojej świetnej monografii "Konfederacja i Rokosz: porównanie stanowych konstytucji państw europejskich z ustrojem Rzeczpospolitej Polskiej" inny wielki polski prawnik - Aleksander Rembowski, udowodnił, że rokosz jest wypowiedzeniem posłuszeństwa konkretnej władzy, uznawanej za nielegalną. Dlatego to co robią nasi terroryści nie jest rokoszem, tylko świętą wojną, której celem nie jest dobro Rzeczpospolitej, ale wyłącznie interes stanowy, mający zapewnić, a raczej zabezpieczyć przywileje kastom prawniczym, w takim zakresie, aby były one w mocy nie tylko rozstrzygać spory poza wszelką kontrolą obywateli, ale też nie czuć się związanymi żadną ich wolą ustawodawczą. To urojenie o mocy nie tylko wykonywania, ale też stanowienia prawa, w warunkach zupełnej nieodpowiedzialności przed nikim, leży u podstaw tej obecnej pogardy dla systemu prawnego , na jakim opiera się nasze państwo. To nie jest bunt przeciwko władzy konkretnej partii, to jest wojna wydana zasadom ustrojowym, w których szanowane są prawa podmiotowe każdego obywatela. I dlatego metody też są terrorystyczne. Doszliśmy do sytuacji, w której zaciąga się ludzi przed trybunał, czekający już z gotowym wyrokiem, bo ten jest z góry znany niezależnie od okoliczności sprawy, ale zdeterminowany wyłącznie tym kto i kogo sądzi. To jest koniec wszelkiej sprawiedliwości, czyli cel, do którego od lat zmierzali przywódcy prawniczego buntu.

Najbardziej wstrząsające jest to, że owego matkobójstwa, wysadzenia w powietrze Polski, dokonują ludzie, którzy spośród wszystkich grup społecznych i zawodowych, po 1990r. skorzystali najbardziej. Część dorobiła się fortun, inni dużych majątków, ale wszyscy działali w warunkach finansowego i bytowego komfortu, przy zupełnej nietykalności, zapewnionej niezależnie od popełnianych niegodziwości. Ów groźny stan sędziowski, który miał się sam oczyścić z komunistycznych dokonań, co zrobił ze swojej niezależności i apolityczności? Przedstawiciele nauk prawnych - kim się stali po mianowaniu na autorytety prawnicze, przez kierowników redakcji? Co zrobili ze swoją etyką adwokaci, uwikłani w każdą aferę i aferkę od zarania III RP?

Polska jest wciąż krajem stabilnym i pięknie się rozwijającym. Daną nam przez historię szansę wykorzystujemy celująco, choć za cenę krwi, potu i łez wylewanych przez poprzednie pokolenia. Mamy dwie drogi, które najbardziej mi brzmią w strofach Franciszka Karpińskiego, jednego z moich ulubionych poetów. Pierwsza to "Podnieś rękę Boże Dziecię! Błogosław Ojczyznę miłą!  W dobrych radach, w dobrym bycie, wspieraj Jej siłę Swą siłą!" , ale jest też druga: " Ojczyzno moja nakońcuś upadła! Zamożna kiedyś i w sławę i siłę! Ta co od morza, aż do morza władła, kawałka ziemi nie ma na mogiłę".

Wszystko zależy od ludzi dobrej woli, niezależnie od podziałów politycznych. Jak to mówił Franek Dolas, zapytany o jaką Polskę chce walczyć: Jak to o jaką? Przecież jest tylko jedna Polska. Pamiętajmy o tym.



kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka