"My" i "ONI" powtarzał dziś w Sejmie wielokrotnie premier Morawiecki
"My" i "ONI" powtarzał dziś w Sejmie wielokrotnie premier Morawiecki
echo24 echo24
677
BLOG

„MY i ONI” – grzmiał w Sejmie Morawiecki dzieląc Polaków na „lepszych” od „gorszych"

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 48

Portal internetowy Salon24 newsvide: https://www.salon24.pl/newsroom/1051985,premier-mateusz-morawiecki-poprosil-sejm-o-wotum-zaufania-wybral-symboliczna-date informuje:

Do Sejmu wpłynął wniosek o wotum zaufania dla rządu Mateusza Morawieckiego, będzie on głosowany wieczorem. Wcześniej w trybie pilnym premier Mateusz Morawiecki spotkał się z prezydentem Andrzejem Dudą. Wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego adresowane było do opozycji…

Mój komentarz:

Pan premier Morawiecki wielokrotnie powtórzył w swoim wystąpieniu zwrot: "My" i "Oni" kontynuując tym samym nikczemne dzieło dzielenia Polaków i siania nienawiści przez rząd Rzeczpospolitej Polskiej.

Więc ja już temu premierowi dziękuję, gdyż było to jedno z najbardziej zawstydzających wystąpień polskich premierów, jakie kiedykolwiek słyszałem, zaś nazywając rzeczy po imieniu ustawka pod Andrzeja Dudę.

A teraz uzasadnienie:

Pierwszym premierem, jakiego pamiętam był Bolesław Bierut, czyli powołana na to stanowisko przez zimnokrwistego ludobójcę Józefa Stalina kreatura nie warta dłuższego komentarza. Po nim tekę premiera przejął Józef Cyrankiewicz, kolejny namiestnik rządu sowieckiego, wykształcony cynik i despota trzymający Polaków za twarz i straszący ludzi, że im odrąbie ręce, jak się sprzeniewierzą władzy. W tej mokrej robocie wspierali go zwyrodnialcy z Urzędu Bezpieczeństwa, co warto przypomnieć, zarządzanego przez antypolsko nastawionych oficerów pochodzenia żydowskiego. Jednocześnie Cyrankiewicz sumiennie pilnował, żeby w Moskwie szkolono zastępy represyjnej kadry urzędniczej oraz tajne służby, które miały za zadanie zrobić z Polski państwo słabe i podległe władzom Związku Radzieckiego. Następnie rządy objął typ spod ciemnej gwiazdy, niejaki Piotr Jaroszewicz, oddany przyjaciel Breżniewa i „gospodarz”, który jedno, co potrafił dobrze robić to podnosić ceny i tłumić brutalnie protesty umęczonych ludzi. Aż spadło na Polskę kolejne nieszczęście, gdy premierem został szkolony na Kremlu aparatczyk Wojciech Jaruzelski, ślepo oddany Związkowi Radzieckiemu oprawca, który, kiedy „Solidarność” zagroziła komunistom wydał narodowi wojnę łamiąc kręgosłupy przyzwoitym i oddanym Polsce ludziom. Nie omieszkał też wysłać na szkolenie u wielkiego brata dysydenckich „elit”, które zdradziły Polskę przy okrągłym stole. Ten haniebny proces kontynuował nasz kolejny premier, zawodowy politruk Mieczysław Rakowski, po którym przejął schedę szef tajnych służb i bezwzględny egzekutor Czesław Kiszczak, znany z tego, że wydał rozkaz by strzelać do górników na „Wujku”. Aż się naród zbuntował i po wyborach w roku 1989 wydawało się przez moment, że w Polsce skończył się bezpowrotnie komunizm. Niestety, dający nadzieję na lepsze jutro entuzjazm milionów Polaków, którzy uwierzyli, że nareszcie Polską będą rządzić mądrzy i uczciwi ludzie, zmarnował z premedytacją nasz kolejny premier, niejaki Tadeusz Mazowiecki, dwulicowy katolik postępowy, który zdradził „Solidarność” dogadując się z Kiszczakiem przy okrągłym stole, pod okiem zapatrzonego na wschód Adama Michnika. Ten na wskroś obłudny premier blokując dekomunizację słynną grubą kreską postawił postkomunistów u władzy na całe dekady, dając przyzwolenie by ćwiczona w Moskwie post-komusza sitwa szabrowała bezkarnie nasz majątek narodowy. Jak już post-komuna miała posprzątane uchwyciwszy strategicznie kluczowe stanowiska w państwie, premierem został „nowofalowy biznesman” Jan Krzysztof Bielecki głównie po to, żeby utorować drogę następnemu premierowi Geremkowi, gensekowi honorowemu wychowanemu na naukach Sartre’a, którego zadaniem było przekonanie ludzi, że lewactwo to cnota, a patriotyzm to obciach. On też miał nakłonić ludzi, co mu się w dużej mierze udało, że naszą stolicą winna być Bruksela, nie Warszawa, a liczą się tylko pieniądze.  Gdy się jednak Polacy połapali, jak perfidnie zrobiono ich w konia wybrali premierem Jana Olszewskiego, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów człowieka przyzwoitego, który jednak długo nie porządził, gdyż różowa mafia, pod osłoną nocy i nomen omen przy znaczącym udziale Donalda Tuska przeprowadziła skrytobójczy zamach stanu. Potem rządzili na zmianę cyniczni beneficjenci okrągłego stołu: bogobojna marionetka Unii Demokratycznej, niejaka Hanna Suchocka, obrotowy sikawkowy Waldemar Pawlak, stary kumpel Ałganowa, niejaki Józef Oleksy i miłośnik białowieskich żubrów Włodzimierz Cimoszewicz, który rządził głównie po to, żeby utorować drogę do prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, który miał umocnić i zabetonować rządy post-komuny. Jak już Cimoszewicz spełnił swe zadanie oddał władzę kolejnemu premierowi Jerzemu Buzkowi, gdyż wiedział, że gładkomówny profesor, jak to z profesorami bywa nie będzie przeszkadzał w szabrowaniu kraju. Potem wzięli Polskę w swoje łapska Leszek Miller z Markiem Belką głównie po to by wyprzedać dokumentnie nasz majątek narodowy i dać zielone światło bezkarnym przekrętom na niespotykaną wcześniej skalę. Wtedy Polacy znów się zbuntowali, i ku zaskoczeniu pewnych swego post-komuchów, wkurzony na serio naród wybrał na premiera zdawało się nieposłusznego Moskwie prawicowca Jarosława Kaczyńskiego. Ten drugi po Janie Olszewskim nie lewacki premier nie był jednak w stanie sprawnie rządzić pod dywanowymi nalotami mediów mainstreamowych, zmanipulowanych przez szkolone w Moskwie służby i ogłosił wcześniejsze wybory. W efekcie, zbałamuceni przez Michnika i jego gazetę rodacy, którym pan redaktor zdołał sprytnie wmówić, że stanowią elitę III RP, a więc są obywatelami lepszej kategorii, co im odebrało zdolność obiektywnego postrzegania rzeczywistości, wybrali premierem złotoustego picusia glancusia, niejakiego Donalda Tuska, od dawna szykowanego przez post-komunistów na to stanowisko. Krasomówczy Donald miał być premierem silnym, słownym, pracowitym, konsekwentnym i oddanym interesom Polski. W efekcie, jak tylko wybuchała jakaś kolejna afera krył się jak przedszkolak, nie spełnił praktycznie żadnej z obietnic wyborczych, po kilka razy z rzędu zmieniał podjęte decyzje i wycofywał się z tego, co wcześniej powiedział. Zaś sukcesy sondażowe odnosił wyłącznie dzięki straszeniu Polaków ludojadem Jarosławem i umiejętnym podżeganiu wojny polsko polskiej. Zaś, gdy spostrzegł, że doprowadził teoretyczne państwo do ostateczności uciekł do Brukseli przekazawszy premierostwo Ewie Kopacz, która dokończyła jego destrukcyjnego dzieła.
W tej sytuacji naród znowu się zbuntował i jesienią 2015 zagłosował na Prawo i Sprawiedliwość, które wygrało wybory z przewagą sejmową, a rządzący z tylnego siedzenia Jarosław Kaczyński namaścił na premiera Beatę Szydło, którą, gdy przestała sobie radzić z premierostwem i pazurki pokazała bezceremonialnie zrzucił z sań stawiając na ze szczętem mu uległego premiera Mateusza Morawieckiego.
I co?
Jakie były pięcioletnie rządy PiS-u każdy widzi.
Jak to jest możliwe?
Ano tak, że tym razem Jarosław Kaczyński zdołał swym orędownikom wmówić, że stanowią elitę IV RP, a więc są obywatelami lepszej kategorii niż pozostała część narodu polskiego i, - że tylko Prawo i Sprawiedliwość może Polskę zbawić na wieki wieków amen.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum
Zamiecenie pod dywan przez Administratorów Salonu24 tej jednej z najważniejszych notek, jakie napisałem na S24, - poprzez nienadanie jej drugiego członu klasyfikacji tematycznej, potraktuję jako redakcyjne nadużycie. Szkoda.


echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka