Sejm w czwartkowym głosowaniu udzielił wotum zaufania dla rządu Mateusza Morawieckiego. Fot. PAP/Radek Pietruszka
Sejm w czwartkowym głosowaniu udzielił wotum zaufania dla rządu Mateusza Morawieckiego. Fot. PAP/Radek Pietruszka
echo24 echo24
759
BLOG

Poczet Premierów Polskich, od Bolesława Bieruta do Mateusza Morawieckiego

echo24 echo24 Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 43

Portal internetowy Salon24 newsvide: https://www.salon24.pl/newsroom/1052046,sejm-wyrazil-wotum-zaufania-dla-rzadu-mateusza-morawieckiego informuje:

Sejm w czwartkowym głosowaniu udzielił wotum zaufania dla rządu Mateusza Morawieckiego. Za głosowało 235 posłów, 219 było przeciw, 2 wstrzymało się od głosu. Premier poprosił o wotum zaufania Sejm podczas posiedzenia w czwartek. Morawiecki powiedział, że w ostatnich dniach rozmawiał z prezydentem, a on zaproponował, "żeby przeciąć ten festiwal awantur", który - według niego - próbuje urządzać opozycja…

Mój komentarz:

Jak uczy historia, nie mieliśmy szczęścia do premierów, więc postanowiłem przypomnieć, kto nami rządził poczynając od Bolesława Bieruta, a kończąc na obecnym Premierze, - a na koniec poproszę Państwa o merytoryczne komentarze.

Urodziłem się pod sam koniec wojny i pierwszym premierem, jakiego pamiętam był Bolesław Bierut, czyli powołana na to stanowisko przez zimnokrwistego ludobójcę Józefa Stalina kreatura nie warta dłuższego komentarza. Po nim tekę premiera przejął Józef Cyrankiewicz, kolejny namiestnik rządu sowieckiego, wykształcony cynik i despota trzymający Polaków za twarz i straszący ludzi, że im odrąbie ręce, jak się sprzeniewierzą władzy. W tej mokrej robocie wspierali go zwyrodnialcy z Urzędu Bezpieczeństwa, co warto przypomnieć, zarządzanego przez antypolsko nastawionych oficerów pochodzenia żydowskiego. Jednocześnie Cyrankiewicz sumiennie pilnował, żeby w Moskwie szkolono zastępy represyjnej kadry urzędniczej oraz tajne służby, które miały za zadanie zrobić z Polski państwo słabe i podległe władzom Związku Radzieckiego. Następnie rządy objął typ spod ciemnej gwiazdy, niejaki Piotr Jaroszewicz, oddany przyjaciel Breżniewa i „gospodarz”, który jedno, co potrafił dobrze robić to podnosić ceny i tłumić brutalnie protesty umęczonych ludzi. Aż spadło na Polskę kolejne nieszczęście, gdy premierem został szkolony na Kremlu aparatczyk Wojciech Jaruzelski, ślepo oddany Związkowi Radzieckiemu oprawca, który, kiedy „Solidarność” zagroziła komunistom wydał narodowi wojnę łamiąc kręgosłupy przyzwoitym i oddanym Polsce ludziom. Nie omieszkał też wysłać na szkolenie u wielkiego brata dysydenckich „elit”, które zdradziły Polskę przy okrągłym stole. Ten haniebny proces kontynuował nasz kolejny premier, zawodowy politruk Mieczysław Rakowski, po którym przejął schedę szef tajnych służb i bezwzględny egzekutor Czesław Kiszczak, znany z tego, że wydał rozkaz by strzelać do górników na „Wujku”. Aż się naród zbuntował i po wyborach w roku 1989 wydawało się przez moment, że w Polsce skończył się bezpowrotnie komunizm. Niestety, dający nadzieję na lepsze jutro entuzjazm milionów Polaków, którzy uwierzyli, że nareszcie Polską będą rządzić mądrzy i uczciwi ludzie, zmarnował z premedytacją nasz kolejny premier, niejaki Tadeusz Mazowiecki, dwulicowy katolik postępowy, który zdradził „Solidarność” dogadując się z Kiszczakiem przy okrągłym stole, pod okiem Adama Michnika. Ten premier blokując dekomunizację słynną grubą kreską postawił postkomunistów u władzy na całe dekady, dając przyzwolenie by ćwiczona w Moskwie post-komusza sitwa szabrowała bezkarnie nasz majątek narodowy. Jak już post-komuna miała posprzątane uchwyciwszy strategicznie kluczowe stanowiska w państwie, premierem został „nowofalowy biznesman” Jan Krzysztof Bielecki głównie po to, żeby utorować drogę następnemu premierowi Geremkowi, którego zadaniem było przekonanie ludzi, że lewactwo to cnota, a patriotyzm to obciach. On też miał nakłonić ludzi, co mu się w dużej mierze udało, że naszą stolicą winna być Bruksela, nie Warszawa, a liczą się tylko pieniądze.  Gdy się jednak Polacy połapali, jak perfidnie zrobiono ich w konia wybrali premierem Jana Olszewskiego, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów człowieka przyzwoitego, który jednak długo nie porządził, gdyż różowa mafia, pod osłoną nocy i nomen omen przy znaczącym udziale Donalda Tuska przeprowadziła skrytobójczy zamach stanu. Potem rządzili na zmianę cyniczni beneficjenci okrągłego stołu: bogobojna marionetka Unii Demokratycznej, niejaka Hanna Suchocka, obrotowy sikawkowy Waldemar Pawlak, stary kumpel Ałganowa, niejaki Józef Oleksy i miłośnik białowieskich żubrów Włodzimierz Cimoszewicz, który rządził głównie po to, żeby utorować drogę do prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, który miał umocnić i zabetonować rządy post-komuny. Jak już Cimoszewicz spełnił swe zadanie oddał władzę kolejnemu premierowi Jerzemu Buzkowi, gdyż wiedział, że gładkomówny profesor, jak to z profesorami bywa nie będzie przeszkadzał w szabrowaniu kraju. Potem wzięli Polskę w swoje łapska Leszek Miller z Markiem Belką głównie po to by wyprzedać dokumentnie nasz majątek narodowy i dać zielone światło bezkarnym przekrętom na niespotykaną wcześniej skalę. Wtedy Polacy znów się zbuntowali, i ku zaskoczeniu pewnych swego post-komuchów, wkurzony na serio naród wybrał na premiera zdawało się nieposłusznego Moskwie prawicowca Jarosława Kaczyńskiego. Ten drugi po Janie Olszewskim nie lewacki premier nie był jednak w stanie sprawnie rządzić pod dywanowymi nalotami mediów mainstreamowych, zmanipulowanych przez szkolone w Moskwie służby i ogłosił wcześniejsze wybory. W efekcie, zbałamuceni przez Michnika i jego gazetę rodacy, którym pan redaktor zdołał sprytnie wmówić, że stanowią elitę III RP, a więc są obywatelami lepszej kategorii, co im odebrało zdolność obiektywnego postrzegania rzeczywistości, wybrali premierem złotoustego Donalda Tuska. Krasomówczy Donald  sukcesy sondażowe odnosił wyłącznie dzięki straszeniu Polaków ludojadem Jarosławem. Zaś, gdy spostrzegł, że po jego rządach została już przysłowiowa" ch.., dupa i kamieni kupa" dał nogę do Brukseli przekazawszy premierostwo Ewie Kopacz, która władzę Platformy Obywatelskiej  w farsę zamieniła.

W tej sytuacji naród znowu się zbuntował i jesienią 2015 zagłosował na Prawo i Sprawiedliwość, które wygrało wybory z przewagą sejmową, a rządzący z tylnego siedzenia Jarosław Kaczyński namaścił na premiera Beatę Szydło, którą, gdy przestała sobie radzić z premierostwem bezceremonialnie zrzucił z sań, - i zrobił premierem Mateusza Morawieckiego.

I co było dalej?

To już sami Państwo oceńcie w komentarzach, na które z zaciekawieniem oczekuję.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum
Pośród pierwszych 15-tu komentarzy tylko jeden był merytoryczny. Reszta to pretensjonalny i zaczepny bełkot orędowników partii Jarosława Kaczyńskiego. A więc jeszcze raz się potwierdza słuszność tego, co pisał młody historyk Michał Augustyn w swoim eseju pt. „Bolszewicy polskiej prawicy”– vide: http://liberte.pl/bolszewicy-polskiej-prawicy/ , a dokładniej jego fragmencie zatytułowanym: „Uwodzenie chama”, cytuję:

Cham, czyli prymityw niezdolny do rozumienia czegokolwiek i dlatego zawsze łaknący prostych, często spiskowych wyjaśnień swojej nędzy, sfrustrowany sobą samym i tym, jak traktują go inni. (…) Cham nienawidzący wszystkich elit i spragniony przynależności do jakiejś wspólnoty, bez zaangażowania w to osobistego wysiłku, niejako z klasowego, czy rasowego automatycznego przydziału. Ten cham stanowi właśnie o sile bolszewików polskiej prawicy. Wszystko jedno, czy rzeczywistość wyjaśni mu Ojciec Dyrektor Rewolucjonista razem z Robesspierem Pospieszalskim, czy zrobi to sam Jarosław Kaczyński, cham jest gotowy na uwiedzenie. On chce bezpieczeństwa z daleka od odpowiedzialności i wolności, od debat, również tych toczonych przez „rewolucjonistów”. Wizja świata musi być prosta i zawsze zawierać element tłumaczący status chama: jego nieudaczność i biedę. Polski cham nie zna historii Polski. Nie zna, bo nigdy się jej nie nauczył, nawet jeżeli ktoś nauczyć go jej próbował (...) Cham, choć historii nie zna, czuje się jednak patriotą. Bolszewickim patriotą. I Jarosław Kaczyński to wie. Dlatego tego chama dopieszcza, kokietuje, schlebia mu, stawia wyżej od niedawnych towarzyszy broni i wykreowanych w opozycji do łżeelit, służalczych wobec wodza i rewolucji, elit „patriotycznych”. Tak samo chama kokietowali pierwsi sekretarze PZPR…”, koniec cytatu.

Przepraszam za szczerość i mocny cytat, ale widziały gały, co w komentarzach pisały.


echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka