Zbawca narodu? Czy opętany żądzą władzy cynik grający z Polakami w ciuciubabkę?
Zbawca narodu? Czy opętany żądzą władzy cynik grający z Polakami w ciuciubabkę?
echo24 echo24
1042
BLOG

Czy wszystko, co robi Jarosław Kaczyński jest dobre dla Polski?

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 59

Ilustracja muzyczna - https://www.youtube.com/watch?v=o9LzNtpjhV0 

Przestroga filmowa: https://www.youtube.com/watch?v=6-wI4C2erOU (polecam dźwięk na full i wersję pełnoekranową)

Po katastrofie Zjednoczonej Prawicy, która pod koniec tygodnia wstrząsnęła całą Polską wszyscy zadają sobie pytanie, co teraz będzie z koalicją rządzącą. Ja natomiast uważam, iż tym razem nadszedł już czas, żeby Polacy poważnie zastanowili się nie tyle nad tym, co się teraz stanie z koalicją rządzącą, lecz pomyśleli o tym, co będzie dalej z Polską, gdyż sytuacja jest moim zdaniem znacznie poważniejsza, niż może się zdawać. Bo rząd zajmuje się wyłącznie zbliżającą się rekonstrukcją, czyli de facto nie rządzi, Jarosław Kaczyński jest pochłonięty walkami wewnętrznymi w swojej partii, a co najgorsze zbliża się nawrót koronawirusa. A relacje osób, które zetknęły się z tą chorobą osobiście to zatrważające świadectwo, że nasza służba zdrowia kompletnie nie panuje nad epidemią, chorzy, lub podejrzani o zarażenie nie mogą się godzinami skontaktować z Sanepidem, są problemy z wykonaniem testów, z transportem, nie ma jednolitych procedur, a system informatyczny nie działa wcale, bądź prawie i potencjalni pacjenci są odsyłani od Annasza do Kajfasza. Dziś padł rekord zakażeń przekraczający tysiąc osób. Jesteśmy jedynym krajem na świecie, gdzie są zamknięte wszystkie przychodnie lekarskie. Słowem czeski film, jak nie gorzej.

W mediach mnożą się rozmaite przypuszczenia i teorie spiskowe, co będzie dalej z koalicją. Ale te wszystkie domysły sprowadzają się finalnie do niezrozumiałej dla mnie konkluzji, że i tak o wszystkim zadecyduje Jarosław Kaczyński. Tak, jakby to była jakaś oczywista oczywistość, że przytoczę słowa klasyka. Dla mnie zaś to wcale nie jest oczywiste.

A teraz uzasadnię, dlaczego tak myślę.

Przyszły tydzień może zdecydować o dalszych losach Polski na całe dekady, a rozpoczynający się weekend to ostatni moment na dziejowo ważną refleksję zarówno dla rządzących, jak szeregowych Polek i Polaków, - więc postanowiłem Państwu przypomnieć, co kiedyś napisałem o Jarosławie Kaczyńskim zastanawiając się, czy pan Prezes jest dla Polski błogosławieństwem, czy przekleństwem.

Podobnie, jak wszyscy Polacy wstrząśnięty tragedią smoleńską, zwyczajnie i po ludzku przejąłem się wtedy osobistym dramatem Jarosława Kaczyńskiego, który w tej koszmarnej katastrofie stracił bliźniaczego brata, a na domiar złego musiał potem znieść szereg paskudnych upokorzeń ze strony ówcześnie rządzącej partii.

Zniesmaczony bezdusznością zauszników  Donalda Tuska, w krytycznej wobec Platformy Obywatelskiej notce pt. „Niezniszczalny ” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/444762,niezniszczalny , w najlepszej wierze tak wtedy pisałem o Jarosławie Kaczyńskim, cytuję:

Co by nie mówić o Jarosławie Kaczyńskim, to od dawna na polskiej scenie politycznej nie było tak wytrwałego i odpornego na ciosy fightera walczącego o sprawy polskie. Bo ileż to razy cynicy z Gazety Wyborczej bili Jarosława Kaczyńskiego niżej pasa, a sędziowie udawali, że tego nie widzą. Zaś sprzedajni fotoreporterzy zrobili mu tysiące szpetnych fotek.

Ileż nieczystych ciosów musiał przyjąć Prezes. Na korpus - od brutalnie faulujących dziennikarskich hien: Olejnik, Kolendy-Zaleskiej, Lisa, Żakowskiego, Wołka, Szostkiewicza, Kuczyńskiego i nieustannie go punktujących jadowitą kpiną satyryków Szkła Kontaktowego. Ileż bolesnych ciosów dostał na wątrobę - od sprzedajnych lizusów z tytułami profesora: Kuźniara, Markowskiego, Krzemińskiego, Czapińskiego, Śpiewaka, Nałęcza et consortes, którzy go przedstawiali ludziom, jako ludojada pożerającego na śniadanie niemowlęta. Ileż trafień na szczękę zaliczył - od politycznych rzezimieszków: Palikota, Nowaka, Sikorskiego, Grupińskiego, Olszewskiego. No i ta straszliwa seria brudnych ciosów, jaką dostał w splot słoneczny od tandemu do mokrej roboty Miller – Anodina. Bili bezlitośnie. A gdy się tylko zachwiał, z loży różowego salonu rozlegało się zdziczałe wycie: Złam mu szczenę!!! Wal go w potylicę!!! Wybij zęby!!! No bij!!! Zabij!!! Dorżnij!!! A że ludzi nietrudno podpuścić, rozpalona widownia wyła razem z nimi. A, gdy prezes schodził po walce do szatni, pluli na niego w przejściu obłąkany z nienawiści nawiedzony Niesiołowski i toksyczna Paradowska.

Nazajutrz Gazeta Wyborcza wybijała tłustą czcionką nagłówki: „Już nigdy nie wróci na deski ”. „Kaczyński na zawsze skończony ”.  A ten znienawidzony przez post-komunistów „kurdupel z wiecznie rozwiązaną sznurówką” odradzał się za każdym razem jak Feniks z popiołów. Odnowiony, rześki, gotowy do walki o Polskę. Jak to możliwe??? Głowią się ci, co go zdawało się mieli na widelcu, którzy już tyle razy witali się z gąską, a gdy na Polskę spadła tragedia smoleńska zacierali ręce, że tym razem już się nie podniesie. Otóż odpowiedź jest prosta. Choć rozumiem, że można Kaczyńskiego nie lubić, to nie sposób zaprzeczyć, że pan Prezes, przy wszystkich jego wadach, posiada nadprzyrodzony polityczny instynkt, który go czyni niezniszczalnym mężem stanu urodzonym do roli przywódczej…”, koniec cytatu.

A co było dalej?

Kiedy Jarosław Kaczyński otrząsnął się z żałoby, rozpoczął zajadłą walkę o odbicie władzy z rąk partii Donalda Tuska, a jedną z form tej walki stały się miesięcznice smoleńskie. Zrazu myślałem, że intencją tych żałobnych marszów jest rzeczywiście czarna rozpacz Jarosława Kaczyńskiego po śmierci brata i pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej. Ale z każdą kolejną miesięcznicą przekonywałem się, iż rzeczywistym powodem odbywania tych kirowych uroczystości jest cynicznie perfidna gra Jarosława Kaczyńskiego na uczuciach jego elektoratu nazywanego potocznie „ludem pisowskim”. Wtedy po raz pierwszy przejrzałem Jarosława Kaczyńskiego, gdyż zrozumiałem, że ten człowiek pod pozorem walki o sprawiedliwą i praworządną Polskę z premedytacją podszczuwa swych orędowników przeciwko Polakom sympatyzującym z partią Donalda Tuska. Zrozumiałem, że Jarosławowi Kaczyńskiemu nie o Polskę idzie, lecz o osobiste rozrachunki z Donaldem Tuskiem, który jego zdaniem zabił mu brata, co jak wszyscy pamiętamy wykrzyczał w Sejmie, gdy bez żadnego trybu wskoczył na mównicę.

To w czasie smoleńskich miesięcznic powstała „religia pisowska” oparta na wymyślonej przez Jarosława Kaczyńskiego dialektyce bólu i rozkoszy. I trzeba przyznać, że bezsprzecznie utalentowany reżyser miesięcznic smoleńskich „szaman” Jarosław Kaczyński, grając na instrumencie wspomnianej wyżej dialektyki potrafił tak kuglować emocjami „ludu pisowskiego”, by jego kilkuletnie biczowanie z czasem przestało być dla niego narzędziem tortury przechodząc stopniowo w stan swoiście masochistycznej ekstazy. I udało mu się, bo to wtedy zrodziła się trwająca do dnia dzisiejszego irracjonalnie ślepa wiara „ludu pisowskiego” w mit, że wszystko, co robi Jarosław Kaczyński jest dobre dla Polski, - wyartykułowany pamiętnym hasłem: „Ja-ro-sław! Pol-skę zbaw! ”.

Moje zwątpienie w mit o zbawcy narodu Jarosławie Kaczyńskim umocniło się w kilka miesięcy po tym jak jesienne wybory roku 2015 wygrała PiS-owi Platforma Obywatelska, która pod koniec swych rządów tak się rozbrykała, że część z natury przekornych Polaków zagłosowała na PiS, - do czego przyznaję ze wstydem też się przyczyniłem jednym głosem. Na szczęście, jesienne wybory 2015 Prawo i Sprawiedliwość wygrało z przewagą sejmową. Dlaczego na szczęście? Bo ta przewaga sejmowa sprawiła, że Jarosław Kaczyński odsłonił swe kolejne oblicze przeradzając się ze smoleńskiego cierpiętnika w łamiącego prawa konstytucyjne butnego i nieliczącego się z tradycją polskiego parlamentaryzmu i opinią społeczną bezwzględnego despotę dążącego wzorem Erdoğana do osiągnięcia władzy absolutnej. I znowu zaryzykuję tezę, że przyczyną tych autorytarnych zapędów Jarosława Kaczyńskiego nie była bynajmniej chęć budowania „lepszej Polski”, lecz wynikająca z kompleksów i osobistych animozji chęć pokazania królowi Europy Tuskowi, który z nich jest lepszy.

Ale najgorsze cechy charakteru Jarosława Kaczyńskiego wyszły na jaw dopiero w czasie, kiedy Polskę ogarnęła śmiercionośna pandemia kororawirusa, a Polacy musieli się zmierzyć z narodową tragedią o skali porównywalnej, ba! – stokrotnie przewyższającej skutki katastrofy smoleńskiej, - bo pod Smoleńskiem zginęło kilkadziesiąt ważnych w państwie osób, zaś koronawirus może zabić setki, a może nawet tysiące Polaków. A jednak, czego mu nigdy nie wybaczę, mimo śmiertelnego zagrożenia zdrowia i życia rodaków Jarosław Kaczyński celem utrzymania władzy swojej partii zaczął forsować majowy termin wyborów prezydenckich, - choć wiedział, że minister zdrowia przestrzega, iż właśnie na ten okres może przypaść w Polsce apogeum morowej zarazy koronawirusa.

Więc  chyba wszyscy rozsądnie myślący Polacy przyznają mi rację, iż tylko szaleniec bez sumienia i serca mógł myśleć o wyborach w czasie, kiedy umierali jego rodacy. A jednak, zgodnie z wolą Jarosława Kaczyńskiego Sejm nie debatował wtedy nad zagrożonym epidemią zdrowiem i życiem Polaków, lecz priorytetowo zajął się głosowaniem metodą „aż do skutku” ustawy sankcjonującej majowe wybory prezydenckie. Sorry, ale jak żyję, nie widziałem czegoś tak zawstydzającego w polskim Sejmie, - choć pamiętam wszystkie rządy poczynając od Bolesława Bieruta.

I gdyby Jarosław Gowin nie sprzeciwił się wtedy temu nieodpowiedzialnemu szaleństwu, to, kto wie jakby się to wszystko mogło skończyć.

I co było dalej?

Minęły wakacje i zbliża się jesień. Sejm wznowił obrady i znowu życie pokazało, że dla Jarosława Kaczyńskiego liczy się li tylko i wyłącznie utrzymanie władzy i bezduszne liczenie decydujących o tym głosów. Ani słowa o stanie finansów państwa, gospodarce, czy zdrowotnym bezpieczeństwie Polaków. Liczy się tylko polityczne przywództwo, a po nim choćby potop.

Oglądałem te sejmowe obrady na żywo do późna w nocy, aż do końcowych głosowań. Kamera przez kilka godzin trzymała w obiektywie zbliżenie Jarosława Kaczyńskiego, który nie miał odwagi zabrać głosu i wraz z siedzącymi obok niego posłami PiS-u, w zainscenizowanym teatrzyku politycznym grał główną rolę zadowolonego z siebie wszechmogącego egzekutora, od czasu do czasu robiąc sobie ostentacyjne śmichy chichy z siedzącą za nim botoksowo udrapowaną posłanką Małgorzatą Gosiewską.

Lecz chwilami pan Prezes zapominał o swej roli aktorskiej i wtedy, jak widać na zdjęciu ilustrującym notkę  można było zobaczyć twarz…, - sami sobie Państwo dopowiedzcie jaką?

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum

Ponieważ niniejsza notka jest polemiką z notką autorstwa prof. Rafała Brody pt. "Stoję murem przy Jarosławie Kaczyńskim. Oto moje powody", - rzetelność edytorska Administratorów Salonu24 wymaga, by niniejszą notkę umieścić na SG obok notki prof. Brody, by czytelnicy S24 mieli taki sam dostęp do obydwu rzeczonych notek. Szczególnie, iż prof. Rafał Broda przezornie mnie zablokował uniemożliwiając mi tym samym komentowanie na jego blogu. Z góry dziękuję za spełnienie mojej prośby.

Prośby nie uwzględniono. Okropnie to żałosne. Wycofuję rzeczoną polemikę, którą mi Państwo uniemożliwiliście.

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka