echo24 echo24
2087
BLOG

O krakowskiej hrabinie, co przez fanów Platformy musiała imieniny w dwóch turach wydawać

echo24 echo24 Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 76

Moto: PiS - PO, jedno zło

UWAGA! Lektura komentarzy dodanych do niniejszej notki skłania do wyciągnięcia wniosku, iż jesteśmy chamowatym, pozbawionym poczucia humoru, intelektualnie strusiowato nielotnym i , czas powiedzieć otwarcie, - najgłupszym społeczeństwem Europy. Tak. Tak. Już Norwid pisał: "Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł - i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi ..."

A teraz do rzeczy.

Ostatnio dużo się mówi, że Jarosław Kaczyński dzieli Polaków na dwa wzajemnie nienawidzące się plemiona. I są to opinie ze wszech miar słuszne, bo nikt nie zaprzeczy, iż czołowy politruk gierkowskiego Dziennika Telewizyjnego niejaki Andrzej Kozera, – vide: https://i.iplsc.com/andrzej-kozera/00072I9UH5DG5DG8-C122-F4.jpg , u naczelnej blagierki pisowskich Wiadomości  TVP1 niejakiej Danuty Holeckiej, - vide: https://bi.im-g.pl/im/0d/01/18/z25172493V,Danuta-Holecka.jpg , - w kategorii „szczucie”, mógłby ewentualnie terminować.

Ale gwoli sprawiedliwości przypomnę, że już w wolnej Polsce, po raz pierwszy Polaków podzielili: redaktor naczelny Gazety Wyborczej Adam Michnik wraz z miłośnikiem białowieskich żubrów Włodzimierzem Cimoszewiczem, którzy przed wyborami prezydenckimi 1995 opublikowali w „Gazecie Wyborczej” przewrotnie obłudną odezwę do narodu pod tytułem „O prawdę i pojednanie ”, w której wzywali do zasypania rowów nieporozumienia, niechęci i nienawiści między przedstawicielami elit postsolidarnościowych, - w efekcie czego, prezydentem został Aleksander Kwaśniewski. I po prawdzie to wtedy Polska pękła na pół, rozpadając się na „lewacko” post-komunistyczną i „prawicowo” patriotyczno-solidarnościową.

Nazajutrz po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego prezydentem, w odruchu desperacji napisałem wtedy coś w rodzaju listu otwartego, który wręczyłem wybranym przyjaciołom i znajomym z krakowskich kręgów biznesowych, artystycznych i naukowych, sympatyzującym z ówczesną Unią Wolności (później Platformą Obywatelską).

Oto tekst rzeczonego listu:

W dniu zwycięstwa „Olka” pragnę pogratulować bezspornego sukcesu wszystkim zwolennikom grubej kreski, którzy postawili postkomunistów u władzy de facto na kilka pokoleń. Gratuluję tedy elitom inteligenckiej Unii Wolności, która przez kilka lat wmawiała Polakom, że to już nie ci sami komuniści. Największe gratulacje należą się jednak panu Adamowi Michnikowi i jego gazecie za to, że nawołując razem z panem Cimoszewiczem do pojednania przekonali ludzi do głosowania na postkomunistów.
To nie naród należy winić za to, co się stało z polską 19-go listopada 1995

Krzysztof Pasierbiewicz                                                        Kraków, 20 listopada 1995 ”.
 
W reakcji na ten list, ówczesny salon wpływu podwawelskiego Krakówka, z którym przed rokiem 1989 się dobrze znałem, bo w Krakowie znają się wszyscy, wydał na mnie środowiskowy wyrok śmierci obkładając mnie klątwą ostracyzmu i zmowy milczenia.

I tak, o ile przez całe lata dostawałem rokrocznie kilkadziesiąt zaproszeń do różnych krakowskich salonów, po rzeczonym liście zaproszenia prawie się urwały, z wyjątkiem kilku najbliższych przyjaciół, którzy mnie wciąż zapraszali okupując to jednak stresem i widocznym w ich oczach strachem bym przypadkiem z czymś politycznie niepoprawnym nie wystrzelił.

Nie było to miłe doświadczenie, ale pozwoliło mi się przekonać naocznie, że tak zwany „Salon III RP” to rodzaj sekciarskiej „loży” ze świetnie zorganizowanymi nieformalnymi strukturami, której orężem jest zmowa milczenia i tak zwane przyprawianie gęby.

Bo kiedy dziesięć lat później rzeczony list otwarty opatrzony tytułem „Nabrani przez redaktora ” przedrukował „Newsweek” (Nr 20/2005), okrzyknięto mnie natychmiast lokalnym „pisowcem", choć nie miałem bladego pojęcia, gdzie ta partia ma swoją siedzibę w Krakowie. Już wtedy jakakolwiek krytyka pod adresem obozu wywodzącego się z pnia Unii Demokratycznej kończyła się okrzyknięciem krytykującego pisowskim oszołomem.

W efekcie doszło do sytuacji iście kuriozalnych i podam tylko jeden tragikomiczny przykład.

Otóż od czasu, kiedy sprzeniewierzyłem się sakramentowi poprawności politycznej salonu III RP, pewna zaprzyjaźniona ze mną od lat szkolnych krakowska hrabina, pod ciśnieniem rzeczonej poprawności politycznej Salonu III RP została zmuszona do wydawania przyjęć imieninowych w dwu turach. Przyczyną był szantaż krakowskich salonowców polegający na tym, że jeśli ktoś się odważył zaprosić osobę spoza "różowego salonu", zostawał z automatu usunięty z towarzystwa. A ponieważ mojej wieloletniej przyjaciółce w żaden sposób nie wypadało mnie nie zaprosić, zaczęła urządzać imieniny dwuetapowo. Salon III RP zapraszała w pierwszej, a mnie w drugiej turze, na którą dopraszała ludzi spoza tak zwanego „dobrego towarzystwa”.

Najsmutniejsze było jednak to, że robiła to ze strachu przed zemstą różowego salonu, zmuszona do narażenia na szwank naszej wieloletniej przyjaźni.

Nigdy nie wyobrazicie sobie Państwo, jaką irracjonalnie wynaturzoną nienawiścią, dosłownie z dnia na dzień zapałali do mnie moi dawni znajomi i przyjaciele jedynie za to, że sprzeniewierzyłem się wyznawcom religii Salonu III RP, którzy do dnia dzisiejszego na ulicy czerwienieją na mój widok i prychają, jak to mają zwyczaj czynić wiejskie baby na widok cudaka, co to w gaciach po wsi łazi.

Tyle wspomnień, a co było potem?

Wstrząśnięty tragedią smoleńską założyłem blog i w okresie od 2010 do 2015 napisałem grubo ponad tysiąc notek krytykujących rządzącą wtedy Platformę Obywatelską, za co sympatyzujący z PiS-em komentatorzy po prostu mnie pokochali nazywając pieszczotliwie mój blog „Kawiarenką u pana Krzysztofa ”, gdzie spotykają się starannie wyselekcjonowani polscy patrioci. Tak. Tak. Pisowcy zasypywali mnie wtenczas setkami komentarzy, w których wychwalali mnie pod Niebiosa, a niektórzy wręcz bałwochwalili dając mnie za przykład wzorcowego obywatela zatroskanego o losy Rzeczpospolitej.

Sęk wszakże w tym, że ci orędownicy mojego blogu, na którym bezlitośnie i konsekwentnie krytykowałem partię Donalda Tuska ( jak się dzisiaj okazue słusznie, o czym świadczy kompromitująca ciamciaramciowatość Platformy w roli obecnej opozycji), - niejako z automatu uznali mnie za pisowca, którym nie byłem, gdyż nigdy nie wstąpiłem i nie wstąpię do żadnej partii politycznej, a jak piszę pod każdą notkę jestem: „niezależnym blogerem oddanym prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa ”.

Aż w roku 2015 Platforma Obywatelska tak dała ciała, iż stała się „państwem teoretycznym” (Bartłomiej Sienkiewicz) i de facto wygrała PiS-owi wybory, do czego przyznaję ze wstydem też się jednym głosem przyczyniłem. Niestety PiS uzyskał także przewagę sejmową, co utwierdziło działaczy pisowskich w złudnym przeświadczeniu, że im wszystko wolno, a ci, którzy się z tym nie zgadzają mogą im skoczyć na pedał, - co z kolei przerodziło się w bezprzykładną butę rządzącej partii Jarosława Kaczyńskiego, która zaczęła postępować tak samo, jak Platforma przed upadkiem, ba, znacznie gorzej.

I tak moja wiara, że PiS może zrobić coś dobrego dla Polski skończyła się już wtedy, kiedy najważniejsze stanowiska w państwie obsadzono jajogłowymi pisowskimi zgredami (Terlecki, Kuchciński, Lipiński), a wizerunkowymi twarzami partii Jarosława Kaczyńskiego zrobiono prostacką Krystynę Pawłowicz i zasłużonego dla komuny aktywistę PZPR Stanisława Piotrowicza, - a ja już wtenczas zapowiedziałem, że jeśli tacy ludzie są wizytówkami PiS-u, to ja trzymając w ręku kamyk zielony niebawem wysiądę z tego pociągu.

Dlaczego? Bo nie na taki PiS w roku 2015 głosowałem.

W efekcie, ci sami, powtarzam ci sami pisowscy wielbiciele mojego blogu, którzy mnie niegdyś na rękach nosili, - poczęli się na mnie dąsać i obrażać, a co bardziej krewcy zaczęli mnie w komentarzach od czci i wiary odżegnywać, posądzając o zdradę narodową i nazywając Judaszem wbijającym sztylet w plecy Jarosława Kaczyńskiego oraz stojącym okrakiem na barykadzie agentem Platformy Obywatelskiej. Wulgarnych epitetów, od jakich roiło się i nadal roi w ich komentarzach Państwu oszczędzę przez wzgląd na szarmancką formułę mojego blogu, o którą konsekwentnie dbam od samego początku.

Powiem więcej. Co bardziej oszołomieni ślepą miłością do partii Jarosława Kaczyńskiego komentatorzy zaczęli mi zarzucać, że skoro krytykuję Prawo i Sprawiedliwość, które przecież odsunęło Platformę od władzy, - to nie jestem prawdziwym patriotą i nie mam prawa mienić się Polakiem, gdyż każdy, kto dziś występuje przeciwko PiS-owi jest zdrajcą narodowym.

Słowem w identyczny sposób jak niegdyś salon III RP, tym razem salon IV RP, za sprzeniewierzenie się przykazaniom, tym razem pisowskiej poprawności politycznej, również mnie obłożył klątwą ostracyzmu i zmowy milczenia, - co przejawia się między innymi tym, że jak idę na codzienną południową kawę na krakowski Rynek i widzę z oddali, że przy stoliku siedzi jakiś miłośnik PiS to wiem, że będę miał wolne miejsce, bo rzeczony na mój widok z ostentacyjnie odejdzie od stolika.

Nie dziwcie się tedy Państwo, że w notce pt. „Naród obłąkany ”, - vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/392672,narod-oblakany napisałem, cytuję:

Sami Państwo widzicie, że politycy PiS i PO doprowadzili naród do choroby umysłowej zamieniwszy Polskę w jeden wielki dom wariatów, od lewa, przez środek, do prawa. I myślę, że się Państwo ze mną zgodzicie, iż to dowodzi niezbicie, że Polska weszła już w ostatnie stadium paranoidalnej schizofrenii zrodzonej z maniakalnej nienawiści wszystkich do wszystkich, za czym jest już tylko czarna dziura…

Ktoś zaprzeczy?

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)



echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo