echo24 echo24
2438
BLOG

Jarosław Kaczyński musi wybrać. Albo Smoleńsk? Albo jedność narodowa?

echo24 echo24 Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 67
Dwie niespójne wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego

Portal internetowy Salon24, w notce pt. „Kaczyński o Smoleńsku: wiemy bardzo dużo o tym, co się stało. Tam był zamach ”, - vide: https://www.salon24.pl/newsroom/1217736,kaczynski-o-smolensku-wiemy-bardzo-duzo-o-tym-co-sie-stalo-tam-byl-zamach  informuje:

- W tej chwili wiemy już bardzo wiele o tym, co się stało na lotnisku w Smoleńsku i nie mamy żadnej wątpliwości, że to był zamach - powiedział Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Radiowej "Jedynki" (…) Zdaniem Kaczyńskiego, będzie trudno o nowe dowody od zachodnich państw (…) Problemem w opinii prezesa PiS jest postawa wpływowych środowisk na sprawę wyjaśniania okoliczności tragedii smoleńskiej - w tym dziennikarzy…

Mój komentarz:

Podobnie, jak wszyscy Polacy wstrząśnięty tragedią smoleńską, zwyczajnie i po ludzku przejąłem się osobistym dramatem Jarosława Kaczyńskiego, który w tej koszmarnej katastrofie stracił bliźniaczego brata, a na domiar złego musiał potem znieść szereg paskudnych upokorzeń ze strony ówcześnie rządzącej partii Donalda Tuska.

W krytycznej wobec Platformy Obywatelskiej notce pt. „Niezniszczalny ” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/444762,niezniszczalny , w najlepszej wierze, tak wtedy pisałem o Jarosławie Kaczyńskim, cytuję:

Co by nie mówić o Jarosławie Kaczyńskim, to od dawna na polskiej scenie politycznej nie było tak wytrwałego i odpornego na ciosy fightera walczącego o los Polski. Bo ileż to razy cynicy z Gazety Wyborczej bili Jarosława Kaczyńskiego niżej pasa, a sędziowie udawali, że tego nie widzą. Zaś sprzedajni fotoreporterzy zrobili mu tysiące szpetnych fotek.

Ileż nieczystych ciosów musiał przyjąć Prezes. Na korpus - od brutalnie faulujących dziennikarskich hien: Olejnik, Kolendy-Zaleskiej, Lisa, Żakowskiego, Wołka, Szostkiewicza, Kuczyńskiego.

Ileż bolesnych ciosów dostał na wątrobę - od sprzedajnych lizusów z tytułami profesora: Kuźniara, Markowskiego, Krzemińskiego, Czapińskiego, Śpiewaka, Nałęcza et consortes, którzy go przedstawiali ludziom, jako ludojada pożerającego na śniadanie niemowlęta.

Ileż trafień na szczękę zaliczył - od politycznych rzezimieszków: Palikota, Nowaka, Sikorskiego, Grupińskiego, Olszewskiego. 

Bili bezlitośnie. A gdy się tylko zachwiał, z loży różowego salonu rozlegało się zdziczałe wycie: "Złam mu szczenę!!! Wal go w potylicę!!! Wybij zęby!!! No bij!!! Zabij!!! Dorżnij!!! " A że ludzi nietrudno podpuścić, rozpalona widownia wyła razem z nimi.

Zaś, gdy prezes schodził po walce do szatni, pluli na niego w przejściu obłąkany z nienawiści Niesiołowski i toksyczna Paradowska.

Nazajutrz Gazeta Wyborcza wybijała tłustą czcionką nagłówki: „Już nigdy nie wróci na deski ”. „Kaczyński na zawsze skończony ”.

A ten znienawidzony przez post-komunistów „kurdupel z wiecznie rozwiązaną sznurówką ” odradzał się za każdym razem jak Feniks z popiołów. Odnowiony, rześki, gotowy do walki o Polskę.

Jak to możliwe??? Głowią się ci, co go zdawało się mieli na widelcu, którzy już tyle razy witali się z gąską, a gdy na Polskę spadła tragedia smoleńska zacierali ręce, że tym razem już się nie podniesie.

Otóż odpowiedź jest prosta. Choć rozumiem, że można Kaczyńskiego nie lubić, to nie sposób zaprzeczyć, że pan Prezes, przy wszystkich jego wadach, posiada nadprzyrodzony polityczny instynkt, który go czyni niezniszczalnym mężem stanu urodzonym do roli przywódczej…”, koniec cytatu.

A co było dalej?

Kiedy Jarosław Kaczyński otrząsnął się z żałoby, rozpoczął zajadłą walkę o odbicie władzy z rąk partii Donalda Tuska, a jedną z form tej walki stały się miesięcznice smoleńskie. Zrazu myślałem, że intencją tych żałobnych marszów jest rzeczywiście czarna rozpacz Jarosława Kaczyńskiego po śmierci brata i pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej. Ale z każdą kolejną miesięcznicą przekonywałem się, iż rzeczywistym powodem odbywania tych kirowych uroczystości jest cynicznie perfidna gra Jarosława Kaczyńskiego na uczuciach jego elektoratu nazywanego potocznie „ludem pisowskim”. Wtedy po raz pierwszy przejrzałem Jarosława Kaczyńskiego, gdyż zrozumiałem, że ten człowiek pod pozorem walki o sprawiedliwą i praworządną Polskę z premedytacją podszczuwa swych orędowników przeciwko Polakom sympatyzującym z partią Donalda Tuska. Zrozumiałem, że Jarosławowi Kaczyńskiemu nie o Polskę idzie, lecz o osobiste rozrachunki z Tuskiem, który jego zdaniem zabił mu brata, co jak wszyscy pamiętamy wykrzyczał w Sejmie, gdy bez żadnego trybu wskoczył na mównicę, - vide: https://www.youtube.com/watch?v=qND2I9LYLyg .

To w czasie smoleńskich miesięcznic powstała „religia pisowska” oparta na wymyślonej przez Jarosława Kaczyńskiego dialektyce bólu i rozkoszy. I trzeba przyznać, że bezsprzecznie utalentowany reżyser miesięcznic smoleńskich „szaman” Jarosław Kaczyński, grając na instrumencie wspomnianej wyżej dialektyki potrafił tak kuglować emocjami „ludu pisowskiego”, by jego kilkuletnie biczowanie z czasem przestało być dla niego narzędziem tortury przechodząc stopniowo w stan swoiście masochistycznej ekstazy. I udało mu się, bo to wtedy zrodziła się trwająca do dnia dzisiejszego irracjonalnie ślepa wiara „ludu pisowskiego” w mit, że wszystko, co robi Jarosław Kaczyński jest dobre dla Polski, - wyartykułowany pamiętnym hasłem: „Ja-ro-sław! Pol-skę zbaw!”.

Moje zwątpienie w mit o zbawcy narodu Jarosławie Kaczyńskim umocniło się w kilka miesięcy po tym jak jesienne wybory roku 2015 wygrała PiS-owi Platforma Obywatelska, która pod koniec swych rządów tak się rozbrykała, że część z natury przekornych Polaków zagłosowała na PiS, - do czego przyznaję ze wstydem też się przyczyniłem jednym głosem.

Na szczęście, jesienne wybory 2015 Prawo i Sprawiedliwość wygrało z przewagą sejmową. Dlaczego na szczęście? Bo ta przewaga sejmowa sprawiła, że Jarosław Kaczyński odsłonił swe kolejne oblicze przeradzając się ze smoleńskiego cierpiętnika w łamiącego prawa konstytucyjne butnego i nieliczącego się z tradycją polskiego parlamentaryzmu i opinią społeczną bezwzględnego despotę dążącego wzorem Erdoğana do osiągnięcia władzy absolutnej. I znowu zaryzykuję tezę, że przyczyną tych autorytarnych zapędów Jarosława Kaczyńskiego nie była bynajmniej chęć budowania „lepszej Polski”, lecz wynikająca z kompleksów i osobistych animozji chęć pokazania królowi Europy Tuskowi, który z nich jest lepszy.

Ale najgorsze cechy charakteru Jarosława Kaczyńskiego wyszły na jaw dopiero w czasie, kiedy Polskę ogarnęła śmiercionośna pandemia kororawirusa, a Polacy musieli się zmierzyć z narodową tragedią o skali porównywalnej, ba! – stokrotnie przewyższającej skutki katastrofy smoleńskiej, - bo pod Smoleńskiem zginęło kilkadziesiąt ważnych w państwie osób, zaś koronawirus zabił ponad sto tysięcy Polaków. A jednak, czego mu nigdy nie wybaczę, mimo śmiertelnego zagrożenia zdrowia i życia rodaków Jarosław Kaczyński celem utrzymania władzy swojej partii zaczął forsować majowy termin wyborów prezydenckich, - choć wiedział, że minister zdrowia przestrzega, iż właśnie na ten okres przypadnie w Polsce apogeum morowej zarazy koronawirusa.

Więc  chyba wszyscy rozsądnie myślący Polacy przyznają mi rację, że tylko szaleniec bez sumienia i serca może myśleć o wyborach w czasie, kiedy umierają jego rodacy, a szalejąca z coraz większą siłą współczesna dżuma może mieć dla Polski i Polaków apokaliptycznie tragiczne skutki.

Tyle wprowadzenia, a teraz wnioski.

Nie dalej jak pięć dni temu, podczas I Zjazdu Krajowego Stowarzyszenia OdNowa Jarosława Kaczyński powiedział, że w obecnej sytuacji politycznej związanej z agresją Putina na Ukrainę, jak nigdy dotąd potrzebna jest nam jedność narodowa.

I co?

Zaledwie pięć dni później pan Prezes w „Sygnałach dnia” w sposób kompletnie nieodpowiedzialny wrzuca do debaty publicznej temat katastrofy smoleńskiej z tezą o ewidentnym zamachu, - co zwaśni ponownie Polaków ze zdwojoną siłą. Dlatego uważam tę wrzutkę za wielce nieuczciwą. Szczególnie teraz, w czasie agresji Putina na Ukrainę, - kiedy Polaków należy jednoczyć, a nie dzielić. Powiem więcej. Ten ruch Jarosława Kaczyńskiego to zahaczająca o zdradę stanu prowokacja  mająca na celu wywołanie burdy narodowej skutkującej skłóceniem Polaków na całe dekady. A wszystko po to by utrzymać władzę i nadal rządzić na zasadzie "dziel i rządź, a po nas choćby potop". Dlaczego zdrada stanu? Bo szczując Polaków na Polaków Jarosław Kaczyński wyręcza Putina, którego marzeniem jest Polska zwaśniona.

Nasuwa się tedy pytanie dlaczego Kaczyński w odstępie zaledwie pięciu dni wysyła w eter dwa tak drastycznie sprzeczne ze sobą sygnały.

Otóż eksperci zapewne powiedzą, że robi to z tej przyczyny, iż wie, że do tej pory na „graniu konfliktem” zawsze wygrywał.

Ja natomiast pójdę dalej i zaryzykuję tezę, że Jarosław Kaczyński najwyraźniej utracił panowanie nad emocjami, czego przyczyną było niepowodzenie, jego życiowego projektu „bohaterskiej wyprawy do Kijowa pod bombami ” mającego go uczynić międzynarodowym mężem stanu. Projektu, który kompletnie zignorował Joe Biden. Zaś ewidentnym potwierdzeniem tej tezy była nieobecność Kaczyńskiego na Zamku Królewskim w czasie przemówienia prezydenta naszego najważniejszego sojusznika.

Otóż moim zdaniem, właśnie to skutkujące niespójnością jego ostatnich wypowiedzi emocjonalne przesilenie sprawiło, że ambicjonalnie pazerny Jarosław Kaczyński popadł w stan przygnębienia, którego przyczyną sprawczą było podejrzenie, iż możni świata zachodniego coś przed nim ukrywają. Tak. Tak. Jarosław Kaczyński to chory człowiek o zacięciu dyktatorskim, jak Wiktor Orban, jeśli nie gorzej.

I ja Proszę Państwa bynajmniej nie żartuję, - patrz zdjęcie, którym zilustrowałem notkę.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka