Jutro Polacy zaczną dzień z tą piosenką na ustach: https://www.youtube.com/watch?v=4yB7M5u3urA
A teraz do rzeczy.
Kilkadziesiąt minut temu, w trakcie wyboru wicemarszałków nowego Sejmu, w imieniu PiS głos zabrał Jarosław Kaczyński. - Elżbieta Witek była przeszło 50 miesięcy marszałkiem Sejmu, to był trudny czas. Opozycja ogłosiła się i była opozycją totalną i mieliśmy tu niezwykły poziom grubiaństwa, agresji i chamstwa. I ona z anielską cierpliwością to znosiła - referował polityk. - Posuwacie się dziś dalej niż blok demokratyczny w latach 40., bo oni jawnie nie opowiadali się za likwidacją państwa polskiego - powiedział w stronę opozycji Kaczyński.
Mój komentarz:
Zastanawiałem się tedy, jak tę paskudną wypowiedź szefa PiS możliwie najkrócej skomentować?
Pisałem, kreśliłem, wyrzucałem do kosza zmięte kartki, pisałem od nowa, ale zawsze coś było nie tak.
Aż mnie w końcu olśniło, bo sobie przypomniałem słowa jego brata Lecha wypowiedziane w listopadzie 2002 po zakończeniu spotkania wyborczego przed drugą turą wyborów prezydenta miasta stołecznego Warszawy, - które zacytowałem w tytule notki.
Dlaczego tak ostro wchodzę?
Bo jestem urodzonym w roku 1944 synem Akowca zadręczonego przez czerwonych łotrów, - do których Jarosław Kaczyński porównał przed kilkudziesięciu minutami w Sejmie dzisiejszą demokratyczną opozycję, - vide:
https://katalog.bip.ipn.gov.pl/informacje/143605
I tylko nie mówcie, że znów jątrzę!
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Post Scriptum
Notka już wisi na Salonie24 godzinę i wbrew temu, co bywało wcześniej, nie ma ani jednego komentarza autorstwa orędowników partii Jarosława Kaczyńskiego, - co daje pierwszy promyk nadziei, że do "ludu pisowskiego" nareszcie dotarło, że czas rządów Prawa i Sprawiedliwości bezpowrotnie się skończył.
I byłbym obłudny, jakbym udawał, że nie jestem z tego powodu bezmiernie ukontentowany.
Nareszcie!
Przyszła kryska na Matyska! Mniam! Mniam! Jest smak!
A teraz coś Państwu opowiem.
Jak nam w roku 1952 bezpieka wykończyła Ojca, Mama wpadła w czarną rozpacz. Żeby nas z bratem utrzymać pisała całymi nocami na maszynie i sprzedawała po kolei biżuterię, obrazy, srebrne sztućce, a w końcu jej ukochany fortepian, na którym przygrywając sobie na cztery ręce, Rodzice mieli zwyczaj podśpiewywać sobie ich ulubione piosenki.
Od śmierci Taty przez lata nie widziałem Mamy uśmiechniętej.
Aż naszedł październik roku 1957. Pamiętam jak mama przyszła z pracy jakaś inna niż zwykle i zakomunikowała, że jedziemy na mecz z Rosją do Chorzowa.
W rozklekotanym zakładowym autobusie panowała atmosfera jakbyśmy jechali na wojnę. Pamiętam, że po przyjeździe na miejsce spojrzałem odruchowo w niebo, bo myślałem, iż nadciąga burza. Ale niebo było czyste, a grzmiał Stadion Śląski.
W miarę jak zbliżaliśmy się do trybun kultowego kolosa wzmagał się groźny pomruk zdradzonych w Jałcie Polaków, którzy przyjechali na mecz, ale tak naprawdę, by wykrzyczeć i zamanifestować nienawiść do sowieckiego ciemiężcy i zaprzedanej Moskwie komuszej władzy.
Jako dwunastoletni chłopak nie do końca rozumiałem, co się dzieje.
Po chóralnym odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego na stadionie zawrzało jak w piekielnym kotle. To nie był doping, lecz desperacki krzyk protestu wydobywający się ze stu tysięcy gardeł, który przypominał huk rozszalałych fal na wzburzonym oceanie. Według mnie to była najgorętsza patriotyczna manifestacja w powojennej Polsce.
Aż nadszedł ów pamiętny moment, gdy maleńki Gerard Cieślik pokonał po raz drugi Lwa Jaszyna strzelając główką zwycięskiego gola Ruskim.
Myślałem, że się niebo rozstąpiło. Sto tysięcy ludzi zawyło ze szczęścia. Ludzie rzucali się sobie w objęcia, płakali z radości, poleciały w górę czapki, kapelusze, marynarki, torebki. Wszyscy krzyczeli niech żyje wolna Polska! Rozbrzmiewały toasty i bimber lał się strumieniami.
Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że nie da się zabić naszej polskiej duszy. Że prawdziwi Polacy nigdy nie ugną karku przed Moskwą.
I raptem zobaczyłem, że moja mama się śmieje. Oszalała z radości wzięła mnie w objęcia wrzeszcząc mi do ucha: „Synku mój kochany! Wygraliśmy z Rosją!!! Pomściliśmy tatę!!!”.
Do grobowej deski nie zapomnę dumy, jaka mnie wtedy rozpierała, że jestem Polakiem… Podobnie, jak dzisiaj zresztą.
I co?
W oknach Pałacu prezydenckiego spuszczono na okna zasłony, - posłuchajcie tedy państwo:
https://www.youtube.com/watch?v=O-Jq5LUmmik
Najtrafniejszy komentarz w znaczącym stopniu dopełniający przekaz notki:
@skamander [13 listopada 2023, 23:22] 0
Panie Krzysztofie, pan Kaczyński widocznie źle zrozumiał swoich spin doktorów, bo może i słuch jest w tym wieku słabszy a i zdrowie, jak widać, coraz bardziej mizerne, i widać to wyraźnie na twarzy pana Kaczyńskiego. Niepotrzebnie wspomniał o Bloku Demokratycznym. Chodzi w tym przypadku o wybory z 1947 roku. Główny ciężar pracy propagandowej spadł na partie tzw. Bloku Demokratycznego, a nie przygotowane do tych działań Ministerstwo Informacji i Propagandy. Agitatorzy dostali zadanie, aby z „żywym słowem” dotrzeć do każdego mieszkania, każdego domu. I aktywiści poszli i namawiali, ale szło to niezdarnie. A takie hasła były na plakatach: „Kto ma rządzić w Polsce - my czy oni?”, „Wara imperialistom, opiekunom Niemców i protektorom PSL od naszych granic zachodnich”. Władza nie pozwoliła rozrzucać ulotki i mieli je roznosić „wolontariusze”, ale później okazało się, że wiele paczek z tymi ulotkami znalazło się w rowach, bo nikomu nie chciało się biegać z tymi ulotkami, a i bali się podziemia wolnościowego. Dlatego do walki wyborczej zaangażowano wojsko, w postaci Grup Ochronno-Propagandowych oraz milicję i Urzędy Bezpieczeństwa. Brali oni udział w wiecach, pogadankach starając się nakłonić społeczeństwo do głosowania na Blok Demokratyczny. W akcji brało udział ogółem ponad 160 854 funkcjonariuszy i żołnierzy, w tym 62 438 z Wojska Polskiego, 12 012 z Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, 4 627 funkcjonariuszy Urzędów Bezpieczeństwa, 16 899 Milicji Obywatelskiej, 64 878 Ochotniczych Rezerw Milicji Obywatelskiej. I jak to pasuje do kampanii wyborczej obecnej jeszcze władzy. W czasie tej kampanii też było używane wojsko, policja, spółki Skarbu Państwa i nawet na ten cel pan Obajtek zakupił media regionalne, by jeszcze zwiększyć szanse Zjednoczonej Prawicy na zwycięstwo w tych wyborach. Czyli kiedy pan Kaczyński wspomniał o tym Bloku Demokratycznym z lat 1946 -1947, to dowiedziałem się skąd pan Kaczyński czerpał wzory dla prowadzonej przez siebie kampanii wyborczej. Wówczas też zaczęła się nagonka na Niemcy i to ten okres w którym stonkę ziemniaczaną niby zrzucano do Polski na spadochronach przez jakieś samoloty szpiegowskie z USA. A za dwa lata czyli od roku 1949 najgorszym wrogiem będzie niemiecki kanclerz Adenauer. Wypisz, wymaluj, ale to tak podobna propaganda do pisowskiej, że aż w oczy kłuje.
UWAGA!
Uprzejmie proszę Gości mojego blogu o trzymanie się przekazu notki i niesprowadzanie dyskusji na tematy oboczne.
Zastrzegam sobie także prawo do okresowego blokowania autorów komentarzy hejterskich, a także usuwania komentarzy obelżywych, niedorzecznych oraz zawierających pomówienia i insynuacje, - bez podania przyczyn.
Inne tematy w dziale Polityka