echo24 echo24
322
BLOG

Baśniowo romantyczna przygoda w Komendzie Miejskiej Policji Królewskiego Miasta Krakowa...

echo24 echo24 Rozmaitości Obserwuj notkę 10
Życie potrafi być piękne w każdej fazie

Pytacie Państwo, co się wydarzyło?

Otóż najpierw coś Wam opowiem.

Jesienią roku 1967, jako student piątego roku AGH, płynąłem naszym flagowym transatlantykiem MS BATORY do Montrealu. Drugiego dnia podróży oficer rozrywkowy zapowiedział na wieczór uroczysty bal kapitański.

- Co ja teraz zrobię?, przeraziłem się. Co prawda zabrałem ze sobą niegdyś białą koszulę, poprzecierany krawat i mocno znoszony garnitur, lecz ten dyżurny zestaw w niczym nie przypominał stroju balowego. Przypomniałem sobie, jak po pierwszym semestrze dostałem na AGH sorty mundurowe. Był to o kilka numerów za duży, górniczy mundur w stalowym kolorze, z solidnej gabardyny, który nieoceniony pan Mączka, przedwojenny krawiec, przerobił mi na garnitur za przystępną cenę. W tym szarym surducie, z fasonu przypominającym rycerską zbroję opędziłem dziewięć semestrów.

– Kurczę! Ale obciach! Na balu będą wystrojone damy, a ja się mam przyodziać w ten koszmarny szarobury pancerz!

Wieczorem, tuż przed balem, do drzwi kajuty zapukał dyskretnie steward i poprosił uprzejmie: – Jeśli można, zabiorę pańską wieczorową toaletę do odprasowania.

Pąsowy ze wstydu, podałem stewardowi znoszone ubranie, w którym zdałem w czasie studiów blisko setkę egzaminów, świętując każdorazowo do białego rana. Steward dokonał jednak cudu i odprasowany garnitur odzyskał jaki taki wygląd.

Po wejściu do sali balowej, zaparło mi oddech. Jak świat światem nie widziałem takiego przepychu. Kryształowe kandelabry rozświetlały salę tysiącami migotliwych iskier, które się odbijały w wielkich kryształowych lustrach. Dystynkcji dodawał mahoń, zdobione sztukaterią plafony i mosiężne inkrustacje. Na stolikach zasłanych wykrochmalonymi obrusami oczekiwały na gości wykwintne nakrycia. Wszystko przyozdobione egzotycznym kwieciem. W tle przygrywała dyskretnie okrętowa orkiestra, a pod ścianą prężył się szpaler kelnerów w kremowych smokingach.

Orkiestra zagrała tusz. Zapadła uroczysta cisza, przerwana po chwili zamaszystym wejściem kadry oficerskiej, pod wodzą kapitana. Mundury galowe polskiej marynarki, złote epolety i galanteria oficerów robiły piorunujące wrażenie. Dały się słyszeć westchnienia kobiet. Kapitan powitał zaproszonych gości i bal się rozpoczął.

Zaczęła się kolacja, przypominająca ucztę bogów. Oszołomiony, miętosząc w dłoniach menu, nie miałem zielonego pojęcia, od czego zacząć.

W kraju w sklepach straszą puste półki – rozmyślałem z poczuciem winy. – Co pewien czas coś rzucą na rynek od wielkiego święta, a tutaj, całe półmisy najprzedniejszych szynek parmeńskich, salami, pasztetów, tace pełne prowansalskich serów, żółwiowe zupy, krewetki, homary, langusty, krwiste polędwice i sięgające sufitu pryzmy egzotycznych owoców ze wszystkich stron świata!

Moje medytacje przerwało głośne stuknięcie obcasów. Salutował jeden z oficerów:

– Pan kapitan będzie wielce zaszczycony, jeśli pan zechce przyjąć zaproszenie do loży kapitańskiej – oznajmił, a ja obejrzałem się za siebie sądząc, że oficer zwraca się do kogoś innego. – Pan mówi do mnie? – zapytałem skonfundowany. – To chyba jakaś pomyłka! – Nie ma żadnej pomyłki, to pan jest proszony – odparł z tajemniczym uśmieszkiem wyprężony oficer.

Zszokowany ruszyłem za oficerem. Kiedy podeszliśmy bliżej loży kapitana, wpadłem w jeszcze większe osłupienie. Na skórzanych kanapach, w towarzystwie rozbawionej kadry oficerskiej siedziało, jak zdążyłem zliczyć, osiem niewiarygodnie pięknych dziewczyn. Ich urodę podkreślały stroje szokujące przepychem i wytwornym krojem, jak z żurnali domów mody Paryża, Londynu czy Nowego Jorku. To nie może być prawda! Chyba mi się to wszystko przyśniło!, myślał gorączkowo. Gdy tak stałem, bez słowa, pan kapitan oznajmił z tajemniczą miną:

– Proszę przyjąć do wiadomości, że jedna z tych pięknych pań wyraziła życzenie, by pan dzisiejszego wieczoru zjadł z nami kolację.

Zakręciło mi się w głowie. Oniemiały z wrażenia miętosiłem nerwowo poły marynarki, którą próbowałem ukryć przed taksującym wzrokiem dziewczyn. Boże, co za wstyd – starałem się zebrać myśli. – Takie towarzystwo, a ja stoję przed nimi w niemodnym, przenicowanym ancugu!

– Jest mi niezmiernie miło – wydusiłem z siebie w końcu. – Siadaj przyjacielu! – nakazał stanowczo rubaszny kapitan, po czym wrzucił do szklanki kilka kostek lodu, zalał na trzy palce złocistą szkocką whisky dopełniając naczynie coca-colą. – To najlepsze lekarstwo na morską chorobę – stwierdził z miną znawcy, podając mi drinka.

– Bardzo dziękuję! Zdrowie pięknych pań, pana kapitana i panów oficerów! – wyrecytowałem roztrzęsionym głosem. Nigdy wcześniej nie piłem whisky z coca-colą. Pierwszy łyk miał z lekka mydlany posmaczek, lecz drugi smakował już lepiej, a trzeci zdał się wręcz wyśmienity. Whisky zrobiła swoje i nareszcie poczułem miłe rozluźnienie.

Zajęte rozmową towarzystwo zdawało się nie zwracać na mnie uwagi. Ze strzępów dyskusji zdołałem jednak wywnioskować, że te piękne kobiety to najlepsze polskie top modelki, udające się z Modą Polską na światową wystawę „Expo 67” w Montrealu.

Zaczynało do mnie docierać, że siedzę w towarzystwie najpiękniejszych Polek końca lat sześćdziesiątych. Z rozmowy domyśliłem się, że nie jest to ich pierwsza podróż za ocean sławnym transatlantykiem, bowiem wszystkie świetnie znały pana kapitana i jego kompanów.

Suto podlewane spotkanie krążyło wokół opowieści, w których się przewijały słynne metropolie Europy, Australii i obu Ameryk. Wiało światowym salonem.

– Co ja tutaj robię? – starałem się zebrać myśli. – Tu sami światowcy, a ja, skromny student ledwie wiążący koniec z końcem, z semestru na semestr, który nie dotąd za granicą!

Kiedy tak medytowałem, kątem oka uchwyciłem ukradkowe spojrzenie jednej z modelek. Najwyraźniej mi się przyglądała. Po chwili przyłapałem ją ponownie. Była to przepiękna długowłosa brunetka, o migdałowo wykrojonych oczach. Kiedy spojrzałem w jej stronę spuściła pośpiesznie powieki i odwróciwszy głowę, udawała zajętą rozmową.

Gdzieżby taka dziewczyna zwróciła na mnie uwagę? Coś mi chyba odbiło, westchnąłem, powróciwszy z obłoków na ziemię.

Następnego dnia pod wieczór, „Batory” zbliżał się do portu w Kopenhadze. W oddali widać było migoczące światła portowego miasta. Wsparty o burtę czułem podmuch wiatru od lądu, który mi się zdawał tchnieniem wolnego świata. Z zazdrością rozmyślałem, że żyją tam wolni ludzie, którzy trzymają paszporty w szufladach nie musząc o nie żebrać przy każdym wyjeździe za granicę, a potem, całymi tygodniami czekać na łaskawą decyzję stosownych urzędów. Ludzie wolni jak ptaki, mogący się udać w każde miejsce świata, kiedykolwiek zechcą. Stałem wpatrzony w majaczący na horyzoncie „lepszy świat”.

Zrobiło mi się chłodno. W chwili, kiedy odchodziłem zziębnięty od burty poczułem na plecach czyjś wzrok. Obejrzałem się instynktownie i spostrzegłem przycupniętą na ławce z podkurczonymi pod brodę kolanami drżącą od chłodu dziewczynę.

Gdy wymieniliśmy spojrzenia rozpoznałem tę samą piękną brunetkę, która mi się poprzedniego dnia przyglądała ukradkiem w loży kapitana.

– Widzę, że pani przemarzła – zagadnąłem. – Zaraz znajdę coś do okrycia.

Na sąsiedniej ławce dostrzegłem spacerowy pled. Kiedy się pochyliłem, by okryć nogi zmarzniętej dziewczyny poczułem coś, czego nigdy wcześniej nie znałem. – Mam na imię Ewa, usiądzie pan na chwilę? – spytała. Robi się coraz chłodniej, niech się pan też okryje.

Osłonięci wielbłądzim suknem wsłuchiwaliśmy się w milczeniu w odgłos zawodzących w oddali syren okrętowych. Fale uderzały miarowo o burtę. – Brrr! Zimno! – poskarżyła się. Gdy ująłem w dłonie jej przemarznięte stopy wyczułem pod palcami delikatne drżenie…

Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że się rodzi monumentalnie wielka miłość nieosiągalna dla większości małżeństw, która trwała przez osiem lat, - aż się roztrzaskała o rafy PRL-u…

Od tamtego czasu minęło pół wieku.

Pytacie Państwo dlaczego wam to opowiedziałem? Już wyjaśniam.

W ostatnich dniach, jeden z komentatorów mojego blogu, po tym jak skrytykowałem jego ukochaną partię, zagroził mi śmiercią.

Postanowiłem tedy dla zasady zgłosić tę karalną groźbę organom ścigania i dziś rano zgłosiłem się w recepcji Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Recepcjonista spytał, o co mi chodzi, po czym poprosił uprzejmie żebym chwilę poczekał, aż ktoś po mnie przyjdzie.

Po kilkunastu minutach otworzyły się drzwi windy, a ja myślałem, że to jakiś sen.

Zobaczyłem bowiem wręcz idealnie bliźniacze i w każdym calu identyczne wcielenie mojej Ewy sprzed półwiecza. Tak samo piękną i nieziemsko zgrabną, długonogą brunetkę. Te same oczy, te same dłonie, ten sam uśmiech, te same gesty. Z trudem opanowałem emocjonalne poruszenie.

Gdy złożyłem zeznania, spytałem tę zjawiskową dziewczynę, czy mogę Jej pokrótce opowiedzieć, do kogo jest bliźniaczo podobna? A gdy się zgodziła opowiedziałem Jej o tym, co przeżyłem na Batorym pół wieku temu z wręcz niewiarygodnie podobną do Niej dziewczyną. Zaś w trakcie mojej opowieści wyczułem, że Ją też ta niesamowita historia poruszyła.

Musicie Państwo przyznać, iż życie potrafi zaskakiwać i do samego końca pisać niesamowite scenariusze. Scenariusze, przywracające wątpiącym pewność, iż życie potrafi być piękne w każdej fazie. Nawet po osiemdziesiątce.

Na zdjęciu pod tekstem Ewa z początku lat 70. ubiegłego wieku.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)

Post Scriptum

Lektura komentarzy skłoniła mnie  do tego by Państwo coś przypomnieć.

Otóż, jak kiedyś napisałem refleksyjno wspomnieniową notkę pt. „Co czeka młodych, jak PiS wygra październikowe wybory ” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/985817,co-czeka-mlodych-jak-pis-wygra-pazdziernikowe-wybory . Z przekazem tej notki nie zgodził się bloger piszący pod nickiem @Kemir wyrażając swą dezaprobatę w skierowanym pod moim adresem komentarzu, którego fragment teraz zacytuję:

@kemir [18 września 2019, 09:19]

Ode mnie dwa zdania: Krakowski naftaliniarzu! Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić twoje postępowanie. Niedobrze się robi, jak widać twoje wypociny, powtarzane x razy, eksponowane na SG i widać twoją zakłamaną, fałszywą facjatę. Twój tatuś, jeżeli rzeczywiście był akowskim patriotą i człowiekiem honoru, gdyby teraz wstał, to nie poświęciłby ci nawet kuli - zarżnąłby ciebie pewnie tak, jak zarzyna się wieprza i w jednej chwili wymazał z pamięci, że miał syna…”, - koniec cytatu.

Przyznacie Państwo, że żarty się skończyły i ciarki chodzą po plecach, bo wszystko wskazuje na to, że jakby nie daj Boże, co, do czego przyszło, - to ten ogarnięty patogennie wynaturzoną nienawiścią osobnik rzeczywiście byłby zdolny do tego, o czym w komentarzu napisał. Ten pisowski ortodoksa pokazał w całej krasie, kim jest naprawdę dając tym samym powód do obawy, że gdyby mu ktoś dał brzytwę do ręki, to by bez najmniejszych skrupułów ciął po oczach każdego, kto myśli bodaj odrobinę od niego inaczej.

Najgorsze jest jednak to, że @Kemir to nie jest jakiś przypadkowy komentator, lecz uchodzący za modelowego polskiego patriotę i wzorcowego katolika prawicowy bloger będący idolem jota w jotę podobnych mu orędowników partii Jarosława Kaczyńskiego. Słowem, nie jest to przypadek odosobniony, gdyż takich nienawistnych szaleńców pośród sympatyków PiS-u są tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy. I trzeba powiedzieć otwarcie, iż są to są obłąkani z nienawiści w stosunku do każdego, kto ośmieli się powiedzieć coś krytycznego o partii Jarosława Kaczyńskiego, - zakłamani członkowie polskiego Kościoła Katolickiego mieniący się obrońcami hasła BÓG HONOR OJCZYZNA, (sic!), - mającymi rzekomo uratować Polskę. Ludzie, którym pojęcie miłości bliźniego jest całkowicie obce, gdyż prawda jest taka, że ci niepanujący nad emocjami „fundamentaliści” mają naturę zdziczałych bestii.

Ale w pewnym sensie dobrze się stało, że bloger @Kemir zademonstrował publicznie drzemiące w ludziach jego pokroju instynkty, - bo być może teraz przyzwoici pisowcy zrozumieją wreszcie, co sobą reprezentują i do czego są zdolni pisowscy ortodoksi. Może wreszcie do nich dotrze, że to, co wyprawiają ich radykalni koledzy może doprowadzić do wielkiego nieszczęścia, - oszczędzę sobie podawania historycznych przykładów. Tacy z nich patrioci, katolicy i humaniści.

Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Rozmaitości