Panie Prezydencie,
piszę ten apel w poczuciu obywatelskiego obowiązku, lecz również w duchu gorzkiej troski, którą ponad sto sześćdziesiąt lat temu Cyprian Kamil Norwid zawarł w liście do Michaliny Dziekońskiej. Słowa te, choć zapisane w 1862 roku, brzmią dziś niepokojąco aktualnie: o narodzie wielkim w emocjach i sztandarach, a słabym jako społeczeństwo; o Polaku-olbrzymie i człowieku-karle; o słońcu wstającym nad Polakiem, lecz zasłaniającym oczy nad człowiekiem.
Norwid nie pisał pamfletu – pisał przestrogę. I ta przestroga powraca dziś z całą mocą.
Pańskie publiczne działania i wypowiedzi – zwłaszcza obsesyjnie agresywne, noszące znamiona jakiegoś politycznego fixum-dyrdum, pełne bokserskich fauli ataki na urzędującego Premiera Rzeczypospolitej – nie są już wyłącznie elementem ostrego sporu politycznego. One realnie działają na szkodę państwa polskiego. Działają w chwili skrajnie niebezpiecznej: gdy za naszą wschodnią granicą trwa pełnoskalowa wojna, gdy bezpieczeństwo regionu zależy od spójności Zachodu, wiarygodności sojuszy i wewnętrznej stabilności państw frontowych – a Polska jest właśnie takim państwem.
Prezydent Rzeczypospolitej nie jest liderem opozycji ani recenzentem rządu w trybie publicystycznym. Jest konstytucyjnym strażnikiem ciągłości władzy państwowej, symbolem jedności oraz współodpowiedzialnym za bezpieczeństwo państwa. Tymczasem Pan – z pełną świadomością skutków – systematycznie podważa pozycję rządu na arenie międzynarodowej, eskaluje konflikt wewnętrzny i wysyła w świat sygnał chaosu decyzyjnego. W realiach wojny „za miedzą” są to sygnały, które mogą być odczytywane nie przez wyborców, lecz przez obce sztaby i analityków wojskowych.
Szczególnie niepokojącym aktem była decyzja o przywróceniu i politycznym eksponowaniu tzw. raportu Cenckiewicza – dokumentu, który od lat jest przedmiotem ostrych kontrowersji, sporów eksperckich i prawnych, i który w żadnym sensie nie zamyka debaty, lecz ją brutalnie reanimuje. Wskrzeszając ten raport w obecnym momencie, nie w imię rzetelnego dochodzenia, lecz jako narzędzie politycznej konfrontacji, intencjonalnie pogłębia Pan podział polskiego społeczeństwa. Robi Pan to w chwili, gdy Konstytucja RP nakłada na Pana szczególny obowiązek dbania o bezpieczeństwo państwa i jego obywateli.
To jest moment niebezpiecznie bliski punktu krytycznego. Punktu, w którym partyjna logika wygrywa z racją stanu, a emocjonalny „naród” po raz kolejny triumfuje nad odpowiedzialnym „społeczeństwem”. Norwid nazwałby to kalectwem – chodzeniem na jednej nodze, z drugą amputowaną przez własną pychę.
Fakty zaś są uparte:
– Polska potrzebuje dziś przewidywalności i spójnego przekazu wobec NATO, Unii Europejskiej i partnerów transatlantyckich.
– Osłabianie rządu w czasie wojny regionalnej obniża naszą wiarygodność negocjacyjną i odstraszającą.
– Eskalacja wewnętrznego konfliktu politycznego sprzyja wyłącznie tym, którzy od lat testują odporność państw demokratycznych poprzez dezinformację i chaos.
Nie jest rolą Prezydenta dolewać benzyny do ognia i sprawdzać, jak bardzo można spolaryzować wspólnotę, zanim pęknie. To nie jest „odwaga”. To nie jest „niezłomność”. To jest igranie z bezpieczeństwem kraju i jego obywateli.
Panie Prezydencie, Boże Narodzenie to czas refleksji nad godnością człowieka, odpowiedzialnością i wspólnotą. Nad tym, co w nas większe niż doraźna walka. Norwid przypominał, że naród bez dojrzałego społeczeństwa staje się tragiczną karykaturą – śmiechem olbrzymim, pod którym kryje się nicość.
Jeszcze nie jest za późno, by się opamiętać.
Jeszcze jest czas, by zejść z ringu i wrócić do urzędu.
Jeszcze można wybrać rolę Prezydenta Rzeczypospolitej zamiast partyjnego trybuna.
Jeśli Pan tego nie uczyni, historia – jak zawsze – wystawi rachunek. I może to być rachunek płacony przez całe dekady.
Z poważaniem,
Krzysztof Pasierbiewicz,
emerytowany nauczyciel akademicki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie
Inne tematy w dziale Polityka