echo24 echo24
1555
BLOG

Moja życzliwa rada dla Melanii Trump

echo24 echo24 USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 67


UWAGA!Trudny przekaz, tylko dla kumatych!

Ambitny portal „Pudelek” – vide: http://www.pudelek.pl/artykul/118391/byla_zona_trumpa_skromnie_o_sobie_to_ja_jestem_pierwsza_dama/ donosi, że była żona Donalda Trumpa Ivany twierdzi, że to ona jest pierwszą damą Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i ma nawet numer telefonu do Donalda w Białym Domu.

Podobno Melania Trump się wściekła, że ustami swej rzeczniczki wydała jakieś złośliwe oświadczenie.

Ponieważ Melania Trump jest moją wielką faworytą ośmielam się jej ze szczerego serca radzić, iż takie oświadczenie jej konkurentka odpuści chłodnym leszczem, ale nic jej rywalki urodzonej w czeskim Gottwaldowie bardziej nie ugodzi w splot słoneczny jak wysłanie fotki, którą okrasiłem moja notkę wraz z tą oto piosenką:

https://www.youtube.com/watch?v=0LglqVFl_gU

Ale życie z młodą i piękną żoną wcale nie jest łatwe, o czym niech Państwa przekona ta oto opowieść.

W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku poznałem moją drugą żonę, młodszą ode mnie jak obszył o dwadzieścia wiosen, więc pragnąc zamazać tę różnicę wieku chciałem jej nade wszystko czymś zaimponować. Opowiedziałem jej tedy parę anegdotek o kultowej warszawsko krakowsko łódzkiej „Grupie” odlotowych playboyów leżakujących, co roku na Półwyspie Helskim nie zapominając napomknąć, że to wszystko moi bardzo bliscy kumple, których jak dobrze pójdzie będzie mogła poznać.

Zżerana ciekawością młoda narzeczona niecierpliwie liczyła miesiące, dni oraz godziny dzielące nas od wyjazdu na Półwysep Helski, który jej się wydawał polską Kalifornią. Gdy nadszedł wreszcie sierpień ruszyliśmy do Jastarni. Po przyjeździe wbiliśmy się z marszu w samo serce korso wypełnionego po brzegi falującym tłumem opalonych ludzi. Olśniona narzeczona mając świeżo w pamięci moje opowieści przebierała niecierpliwie nogami, kiedy wreszcie pozna tych demonów seksu, o których jej tyle naopowiadałem. I tu się zaczęło prawdziwe nieszczęście, bowiem zapomniałem, iż od czasów świetności antenatów „Grupy” zdążyły już upłynąć dwie dekady ze sporym okładem.

Pierwszy wyłonił się z tłumu mój koleżka Zyzio, znany warszawski tłumacz kabinowy i namiętny miłośnik wód wyskokowych, który słynął z tego, że jak się ostrzej napił to stawał w bezruchu pochylony jak wieża w Pizie, a przewracał się dopiero wtenczas, gdy alkohol z niego wyparował. Tak też się właśnie stało przy naszym spotkaniu, bowiem na nasz widok Zyzio się wysztywnił, bąknął coś pod nosem, kichnął i wywinął orła. Zdziwiona omsknięciem się Zyzia narzeczona zapytała nieśmiało czy znam tego pana, a mnie się cudem udało zmienić niewygodny temat.

Po przejściu kilkunastu kroków dobiegł nas doniosły okrzyk powitalny niejakiego Slima, rekina biznesu, który kiedyś był szczupły, jak wskazuje ksywa. Slim, kiedy zobaczył moją młodą narzeczoną, wciągnął opasłe brzuszysko kipiące z najmodniejszych wówczas hawajskich bermudów i dysząc z upału huknął: - Witaj Przyjacielu! Po czym obrzucił moje cacko obleśnym spojrzeniem i walnął jak zwykle z grubej rury: - Mniam, mniam! A cóż to za pyszne, świeżutkie ciasteczko! Miło mi panią poznać, zapraszam panią na lampkę szampana. Zmartwiały z przerażenia, że ten zuchwały spaślak może dalej ciągnąć rozpoczętą kwestię, ściemniłem coś o zmęczeniu po długiej podróży i zanurkowałem w wakacyjnym tłumie.

Jak na ironię, w tym samym momencie zoczyłem sylwetkę kroczącego swoim słynnym kaczym chodem Ryśka Manickiego, znanego w całej Warszawie świrusa, który w latach młodości urwał sobie nogę szalejąc na skuterze z przepiękną modelką, później bardzo znaną projektantką mody Grażyną Hase. Po tym groźnym wypadku nadano mu ksywę „Ślepy”, bo go nie wypadało nazwać kulawym. Lecz wróćmy na promenadę. Ślepy jak to Ślepy, popatrzył powłóczyście na moją dziewczynę i palnął jakiś żałosny komplement odsłaniając w uśmiechu świeżo skrojony garnitur implantów, a ja kątem oka spostrzegłem na twarzy mojej narzeczonej już znacznie mniej skrywany objaw niepokoju.

Gdy sobie wreszcie poszedł narzeczona spytała już znacznie markotniej, czy to ten sam „Wielki Ślepy”, o którym jej tyle naopowiadałem i jak sami widzicie zrobiło się groźnie. Lecz to jeszcze nie koniec mojego obciachu, gdyż z tłumu wczasowiczów wyłoniła się nagle Marta, kolejno wielbicielka, narzeczona, służąca a w końcu pielęgniarka słynnego Bartochy, niegdyś lowelasa wszech czasów, którego w między czasie skręciło lumbago. I tu nastąpiła totalna masakra, bowiem rozradowana Marta zapiszczała radośnie na mój widok: Cześć Krzysiu!!! Wspaniale, że cię widzę! Poczekaj, proszę chwileczkę! Już idę się przywitać, tylko oprę Andrzejka o drzewo.

To już była wtopa nie do odrobienia, a moja narzeczona syknęła prześmiewczo: - NO, NO! FAJNYCH MASZ KOLEGÓW! ILU JESZCZE SPOTKASZ? Ogarnięty trwogą, że się znów nadzieję na któregoś z następnych kombatantów „Grupy” zarządziłem odwrót tłumacząc narzeczonej, że czas najwyższy odpocząć po ciężkiej podróży. Wieczorem, gdy nieco ochłonąłem po tej katastrofie, chcąc wymazać z pamięci mojej narzeczonej ten przykry incydent ostatkiem sił zabrałem ją do jakiejś podłej dyskoteki, gdzie w potwornym huku, przy heawy metalu, tłum oszołomionych gówniarzy telepał się debilnie na ciasnym parkiecie, a ja, żeby przeżyć łykałem cichcem w kącie tabletki na serce..., koniec opowieści.

Krzysztof Pasierbiewicz (geolog, który jak żaden psycholog zna się na kobiecych charakterach)


 


Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka