echo24 echo24
1613
BLOG

Odrzucony, w siebie wklęśnięty Polak najwyższej próby

echo24 echo24 Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 65


Dedykowane opiniotwórczym "autorytetom" "salonu" III RP podwawelskiego Krakówka i Mazowieckiej Warszawki

Zmarł reżyser filmu „Smoleńsk” pan Antoni Krauze, więc tytułem komentarzacoś Państwu przypomnę.

W październiku 2016 byłem w krakowskim Klubie Wtorkowym” na spotkaniu  zatytułowanym:

Warto robić niepoprawne filmy. Mimo i wbrew

Gośćmi Klubu mieli być reżyserzy filmowi: pp. Jerzy Zalewski („Historia Roja”) i Antoni Krauze („Smoleńsk”).

Pan Jerzy Zalewski nie przybył (dlaczego?), więc w nieogrzewanej sali spotkaliśmy się z reżyserem filmu „Smoleńsk” panem Antonim Krauze.

Ne będę opisywał, co powiedział pan Antoni, bo nie potrafię.

Więc sparafrazuję słowa refrenu ballady Reinharda May’a Błogosławieni ci Szaleni w tłumaczeniu Stefanii Pak i powiem, że tamtego wieczora rozmawiał z nami:

Nadłamany,
Poplątany, w siebie wpełznięty,
Odrzucony, Przygnębiony, Przygarbiony,
Do ściany Przyciśnięty.
Błogosławiony i Szalony --- Polak najwyższej próby

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum
A tym, którzy wciąż usiłują zdeprecjonować dorobek i zasługi śp. Antoniego Krauze oraz jego film „Smoleńsk” chcę powiedzieć, że nie zdają sobie nawet sprawy, jak okrutne i bezrozumne jest to, co wygadują. Bo pan Krauze już na samym początku spotkania powiedział, że zabierając się za zrobienie filmu "Smoleńsk" nie miał wygórowanych ambicji artystycznych, ale chciał dać Polakom filmowe świadectwo tragedii narodowej, jaka wydarzyła się pod Smoleńskiem, a także świadectwo tego, co się działo wokół tej tragicznej katastrofy. Że chciał dać Polakom filmowy zapis anatomii kłamstwa i obłudy rządu Donalda Tuska.

I pan Krauze nie płakał, lecz starał się dać uczciwe świadectwo bestialstwa celebrytów artystycznego salonu III RP, którzy przy użyciu broni, która się nazywa "batog poprawności politycznej" postanowili na niepokornego Twórcę wydać i wykonać wyrok środowiskowej kary śmierci rzucając na niego klątwę nienawistnego ostracyzmu i zmowy milczenia ze strony przyjaciół, z którymi przez wiele lat pracował i żył w najbliższych stosunkach. Mam na myśli tych, którzy chcą, „żeby było tak, jak było” (Agnieszka Holland et consortes).

I proszę się na mnie nie gniewać, ale bezrozumna ocena tego, czego dokonał pan Antoni Krauze stawia owych krytykantów w jednym rzędzie z kanaliami, które postanowiły zniszczyć karierę i dobre imię filmowego twórcy i uczciwego Polaka jedynie za to, że nie przestraszył się bata poprawności politycznej i podjął desperacką próbę dania świadectwa historycznej prawdy.

Więc, na koniec, zwracam się teraz do tych, którzy nie ważą słów:

Ludzie! Na litość Boską! Pomyślcie przez chwilę, nim kogoś niesprawiedliwie ocenicie i pamiętajcie, że złym słowem można człowieka tak samo zabić, jak strzałem w tył głowy.  Bo jak mało, kto wiem, co przeżywał pan Antoni Krauze, gdyż choć w skali zjawiska tysiąckrotnie mniejszej, taki sam wyrok wydał na mnie naukowo – artystyczno – biznesowy „salon” podwawelskiego Krakówka po tym, jak założyłem blog i opowiedziałem się publicznie po prawej stronie polskiej sceny politycznej.

Post Post Scriptum

Przepraszam, że na dodane do notki komentarze odpowiadam z opóźnieniem, ale notkę pisałem w pośpiechu przed wyjściem do krakowskiej Bazyliki Mariackiej, gdzie dziś w południe odbyła się uroczysta Msza Święta będąca częścią uroczystości pogrzebowych galicyjskiego „księcia nastroju” Mieczysława Święcickiego, który w latach 60. ubiegłego wieku przyprowadził do starej Piwnicy pod Baranami genialnego kompozytora Zygmunta Koniecznego, który swą muzyką natchnął takie postaci tego kultowego kabaretu jak: Ewa Demarczyk, Halina Wyrodek, Anna Szałapak, Ola Maurer, Ewa Wnukowa, Mirosław Obłoński, Krzysztof Litwin, Wiesław Dymny, Leszek Długosz, oraz ich naśladowców: Jacka Wójcickiego, Grzegorza Turnaua oraz uzdolnionego, acz moim zdaniem nieco przesadnie utytułowanego przez europejski artystyczny salon kompozytora Zbigniewa Preisnera.

Długo będę pamiętał to nabożeństwo żałobne, kiedy ksiądz wygłaszający kazanie powiedział, że Mietek Święcicki, jak niegdyś święty Augustyn potrzebował doświadczenia błędów grzesznego życia by doświadczyć potęgi miłości Boga.

A teraz do rzeczy.

Po przeczytaniu pierwszych komentarzy atakujących film „Smoleńsk” a także jego reżysera Antoniego Krauze postanowiłem, że tym razem nie będę odpowiadał na poszczególne komentarze, a w zamian tego zacytuję w całości moją notkę pt. „SMOLEŃSK – dyskretny dramat pana Krauze” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/728470,smolensk-dyskretny-dramat-pana-krauze – cytuję:

„UWAGA!
Przed przeczytaniem notki proszę koniecznie przeczytać wywiad z Antonim Krauze - vide:

http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/974481,antoni-krauze-o-filmie-smolensk-zamach-byl-bez-dwoch-zdan.html

Film "SMOLEŃSK" obejrzałem w okolicznościach niezwyczajnych, bowiem zaraz po premierze pójście na ten film zaproponowała moja dwudziestotrzyletnia córka, której zależało jednak na tym, żebyśmy na ten film poszli we trojkę z jej Mamą, z którą od wielu lat jestem rozwiedziony. Córka dała nam do zrozumienia, że ta wspólna, rodzinna wyprawa do kina jest naszym patriotycznym obowiązkiem. Więc idąc na ten film zależało mi na tym, żeby się spodobał szczególnie naszej córce.

Początkowo zapowiedziałem czytelnikom mojego blogu, że nie będę recenzował filmu SMOLEŃSK, ale zmieniłem decyzję, gdy bardzo przeze mnie ceniona blogerka piszące pod nickiem @E.B dodała na moim blogu następujący komentarz, cytuję:

„A ja właśnie wróciłam ze "Smoleńska" i chcę się z Panem i Gośćmi podzielić swoimi refleksjami. To nie będzie recenzja, bo nie chodzi mi o ocenę warsztatu i jakości samego filmu. Jest niezły, mógł być jeszcze lepszy. Ale nie w tym rzecz.

Przede wszystkim całkiem duża sala była prawie wypełniona i publiczność w 90% stanowili młodzi ludzie. Dla mnie to, co powiedział reżyser, to nic nowego. Na blogach wałkuje się to od 6 lat. Ale dla wielu tych ludzi to z pewnością wiedza skomasowana w pigułce, która musi dać jednoznaczną ocenę, że prawda o tym, co się tam stało jest daleka od dotychczasowych oficjalnych przekazów, Tusko-Millerowych. I to jest wielka zaleta tego filmu. Otwiera oczy tym, którzy ich jeszcze nie otworzyli.

Dla mnie to, oparta na faktach, opowieść o nas, o Polsce. Miałam natychmiastowe skojarzenie z niedawnym pogrzebem Inki i Zagończyka.
Zakończenie filmu, spotkanie Pielgrzymów Smoleńskich z Oficerami z Katynia, to ciągłość naszej tragicznej historii. To znów rzucona na kolana patriotyczna Polska, która tak jak za PRLu ma swoich wewnętrznych wrogów, zakłamujących rzeczywistość.

Dziennikarka to nie tylko przykład jak działają media. Ona uosabia polskie społeczeństwo, oszukane, zmanipulowane, które odzyskuje ostrość patrzenia i zaczyna dostrzegać oszustwo i wartość postawy rodzin. Bardzo dobra rola pani Ewy Błasik.

Reżyser nie powiedział zapewne tego, co chciał. Wyjaśnienie tragedii jest tu moim zdaniem przedwczesne, ale za to wpisuje się w nadawaną nam obecnie narrację. No, cóż. Prawda czasu, prawda ekranu. Dla mnie było znaczących parę momentów, które reżyser podkreślił. To znaczy, że pan Krauze rozumie więcej, niż mógł powiedzieć.

Proszę, mimo wszystko, podzielić się swoimi wrażeniami…”, koniec cytatu.

A oto, co odpowiedziałem rzeczonej blogerce kładąc nacisk nie tyle na sam przekaz filmu, który moim zdaniem nie podlega dyskusji, co na kwestię reżysersko warsztatową w kontekście odbioru tego dzieła filmowego przez pokolenie ludzi młodych:

"Przede wszystkim całkiem duża sala była prawie wypełniona i publiczność w 90% stanowili młodzi ludzie..."
----------------------------------
Z tego widać, że są ogromne rozbieżności frekwencyjne w różnych częściach Polski, bo ja byłem na filmie SMOLEŃSK w krakowskim kinie Kijów, w niedzielę, na godzinę 18-tą i na widowni dla ponad 800 osób było jak naliczyłem 21 widzów, wyłącznie seniorów, a moja córka była jedyną młodą osobą w kinie. I prawdę mówiąc trochę mi było głupio przed córką, bo kilka razy przed pójściem do kina przypominałem jej by koniecznie zarezerwowała przez Internet miejsca, bo z pewnością będzie pełne kino, co jest dowodem tego, że my, Pani Ewo, jako starsze pokolenie o poglądach prawicowych ulegamy czasem podświadomie syndromowi myślenia życzeniowego (ang. wishful thinking).

"Dla mnie to, co powiedział reżyser, to nic nowego..."
--------------------
Dla mnie również, Pani Ewo.

"Ale dla wielu tych ludzi to z pewnością wiedza skomasowana w pigułce, która musidać jednoznaczną ocenę, że prawda o tym, co się tam stało jest daleka od dotychczasowych oficjalnych przekazów, Tusko-Millerowych..."
----------------------
Choć obydwoje tego chcielibyśmy to jednak obawiam się, że wcale nie musi. A wie Pani, dlaczego? Bo film jest przyznaję rzetelnym, ale nie ma, co ukrywać beznamiętnym reportażem, a więc dla młodych ludzi będzie się wydawał nudny, bo nie ma wciągającej akcji.

Ale pocieszające jest to, że o ile moja córka przed pójściem na ten film unikała rozmów ze mną na temat tragedii smoleńskiej, a to, dlatego, iż w dużej mierze słusznie uważa, iż mam fioła na punkcie polityki i za dużo siedzę na blogu, - to jednak po obejrzeniu filmu po raz pierwszy zadała mi kilka konkretnych pytań na temat tego, co się wydarzyło w Smoleńsku.

Dlatego bardzo dobrze się stało, że ten film jest i trzeba go obejrzeć koniecznie, ale obawiam się, że młody człowiek, który widział ten film nie będzie jednak na wszelki wypadek namawiał do pójścia na ten film swoich rówieśników w obawie, że powiedzą, że ich zachęcił do pójścia na film nudny.

"Zakończenie filmu, spotkanie Pielgrzymów Smoleńskich z Oficerami z Katynia, to ciągłość naszej tragicznej historii. To znów rzucona na kolana patriotyczna Polska, która tak jak za PRLu ma swoich wewnętrznych wrogów, zakłamujących rzeczywistość..."
------------------------
Owszem, ale to zauważy tylko pokolenie starsze, bo młodzi, no może z wyjątkiem studentów nauk historyczno humanistycznych, nie zadadzą sobie trudu, by skojarzyć te fakty. Ja oczywiście mogłem córce pomóc te skojarzenia ze sobą połączyć. Ale powiedzmy sobie szczerze, że ilość młodych ludzi mających takich rodziców to moim zdaniem rząd zaledwie kilku procent.

W naszych czasach młodzież była kształtowana na wojennych filmach rosyjskich, które choć propagandowe, to jednak były robione przez zawodowców i wciągały młodych ludzi. I mimo, że wyszedłem z akowskiego domu, wciąż pamiętam, jak byłem przejęty w dzieciństwie oglądając film „O człowieku, który się kulom nie kłaniał” o generale Świerczewskim, gdy na ten film musiałem pójść przymusowo ze szkołą. A film ten zapadł mi w pamięć bynajmniej nie z tego powodu, kim był generał Świerczewski, lecz dlatego, że został dobrze zrobiony od strony emocjonalno warsztatowej.

Zaś obecne młode pokolenie jest kształtowane na filmach amerykańskich, tak samo propagandowych i tak samo robionych przez zawodowców. Ja tych debilnych filmów oczywiście nie oglądam, ale młodzi się na ten chłam propagandowy nabierają, bo jest szybka i wartka akcja, a amerykańscy bohaterowie nigdy nie giną. Zaś młodzi teraz chcą, żeby było krótko, zwięźle, na temat, dosadnie, a przekaz był zgodny z formami komunikacji, jakie oni preferują. Ma być szybko – migawkowo, z podaniem konkretnych faktów, a jak trzeba to kawa na ławę podana ostro i siarczyście.

Niestety reżyser filmu SMOLEŃSK okazał się z racji wieku człowiekiem mentalnie przejrzałym i choć jego intencje były najszlachetniejsze zrobił film, jak na nasze czasy zbyt monotonny. A już kardynalnym błędem była próba zmałpowania roli Jandy z Człowieka z Marmuru. Niestety, choć nie lubię Jandy i Wajdy, to jednak nie tej rangi scenariusz i nie ta klasa aktorska.

"Reżyser nie powiedział zapewne tego, co chciał..."
-------------------
No właśnie. Ale dlaczego?

Nie pozwalano mu na rozwinięcie skrzydeł artystycznych? A jeśli tak to, kto go ograniczał? Oni? A może paradoksalnie „nasi”?

Bał się czegoś? Bata poprawności politycznej? Ostracyzmu w środowisku filmowym? Gróźb Saloni Trzeciej RP? A może prawicowych radykałów?

To mógł być kultowy film przełomowy w historii polskiego kina, a wyszedł tylko wierny, ale mierny reportaż. Ja oczekiwałem mocnego filmu pokazującego bez owijania w bawełnę draństwo animatorów Trzeciej RP, do końca, do samego spodu, tak jak film Kabaret pokazał bestialstwo hitlerowców. Oczekiwałem czegoś w rodzaju anty-mafijnego „Ojca Chrzestnego”, albo, chociaż czegoś równie mocnego, jak nasz rodzimy „Układ”.

Jakby reżyser zrobił z tego musical to gwarantuję Pani, że kina pękałyby w szwach. A jeśli nie wypadało, to przynajmniej film gangsterski i to nie przesada, bo przecież post-komusza sitwa to mafia. Wiem, że Krauze to nie Coppola, ale to, co po katastrofie smoleńskiej wyczyniali ludzie Tuska to przecież gangsterka modelowa, czego film Krauzego nie pokazał, jeśli nie wcale, to prawie, a już z pewnością w zbyt delikatnej formule.

Dlatego uważam, że ten film powinien był robić jakiś młody reżyser. Na przykład Borys Lankosz, który zrobił moim zdaniem genialny film „Rewers” z Buzkówną, Jandą i Anną Polony. Film o najmroczniejszych czasach stalinowskich, ale z genialną fabułą, tragikomicznym poczuciem humoru i wirtuozerską grą aktorską trzymający widza w napięciu od początku do końca.

Swoją drogą ciekawi mnie, czy Borys Lankosz chciałby zrobić film o Smoleńsku. Acz jestem prawie pewien, że mu tego nikt nie zaproponował, gdyż wiadome było, że nie dałby na to zgody minister Gliński, który jak większość „ortodoksyjnych pisowców” wierzy tylko w mądrość starych i „zaufanych” jajogłowych.

Powiem więcej nie zdziwiłbym się, gdyby autorowi scenariusza „nasi” postawili określone warunki, a przecież Sztuka, także filmowa, jeśli ma być dobra musi być bezgranicznie wolna, gdyż nie znosi podpowiadania i retuszu.

Powiem jeszcze więcej, sztuka filmowa powinna być głównie rozrywką, bo gdy staje się zbyt wnikliwa i poważna jest dla przeciętnego widza nudna nawet, gdy jest dobra. Dlatego uważam, że jeśli sztuka filmowa ma trafić do ludzi młodych, a to jest przecież teraz najważniejsze, należy jak ognia unikać narracyjnego narzucania się i stronić od tonów przesadnie martyrologicznych nawet o obliczu takiej tragedii jak Smoleńsk. W filmach kultowych zawsze najważniejsza jest fabuła, a sprawy zasadnicze przedstawiane są na drugim planie, co paradoksalnie wzmacnia ich znaczenie.

Krótko mówiąc zabrakło mi w tym filmie wciągającej fabuły, reżyserskiej swobody, wirtuozerskiej gry aktorskiej i co według mnie najważniejsze, atrakcyjnego scenariusza. Wiem, że były trudności z doborem obsady, ale jakby scenariusz był na tyle dobry, że wróżyłby wielki kasowy sukces to ręczę, że ci sami aktorscy celebryci, którzy teraz ten film opluwają, zagraliby w nim bez żadnych skrupułów, bo oni już tacy są, że dla szmalu wszystko zrobią.

Poza tym ciekaw jestem, kto rzeczywiście zatwierdzał scenariusz? Czy było więcej scenariuszy do wyboru? Czy autorom potencjalnych scenariuszy nie narzucano przypadkiem a priori określonej formuły, co mogło wielu uzdolnionych i wyzwolonych artystycznie scenarzystów po prostu odstraszyć.

Więc na koniec zaryzykuję tezę, że polska kinematografia zmarnowała dziejową szansę na zrobienie filmu kultowego, lecz nie jest to bynajmniej winą pana Krauzego, lecz okoliczności, którym nie dał rady sprostać…” koniec cytatu.

A teraz zapraszam państwa do dyskusji między sobą, bo ja mam już swoje lata, a Msza żałobna za Mietka Święcickiego to były wielkie emocje i ze wstydem przyznaję, że nie mam siły odpowiadać na bieżąco moim komentatorom.  

Post Scriptum

Wczoraj, kiedy na TVP Info szedł program specjalny poświęcony zmarłemu Antoniemu Krauze, TVN24 nie raczył tego nawet zauważyć. Jak to nazwać? Sami sobie Państwo dobierzcie odpowiednie określenie.


echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura