echo24 echo24
1878
BLOG

„Polityka miłości” w wykonaniu „radykałów pisowskich”

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 75

Motto: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”

(Drugie przykazanie miłości Jezusa Chrystusa)

Na wstępie, młodszym Internautom przypomnę wyszydzaną przez całe lata przez orędowników Prawa i Sprawiedliwości „politykę miłości” Donalda Tuska, którą można skrótowo sprowadzić do frazy: „zlinczować, opluć i rozstrzelać obelgami”, - która to polityka przy poparciu circa połowy Polaków zapewniła Platformie Obywatelskiej (Sic!!!)  ośmioletnie rządy buty i draństwa, na szczęście zakończone spektakularnym, że się tak wyrażę: „upadkiem na pysk z dużej wysokości”.   

A teraz do rzeczy.

Kilka dni temu napisałem notkę pt. „Sekret bluszczowatych notowań partii Jarosława Kaczyńskiego” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/860297,sekret-bluszczowatych-notowan-partii-jaroslawa-kaczynskiego, w której ośmieliłem się wytknąć Prawu i Sprawiedliwości”, iż moim zdaniem największą plamą na honorze z braku alternatywy wspieranej przeze mnie „władzy dobrej zmiany” jest jej stosunek do ludzi wieku sędziwego i dzieci niepełnosprawnych, który decyduje przecież o poziomie cywilizacyjno etycznym państwa. I znowu, jak zawsze zresztą w takich razach, ten tekst ściągnął na moją głowę falę nienawistnej admonicji ze strony radykalnych orędowników partii Jarosława Kaczyńskiego, którzy z zasady nie przyjmują żadnej krytyki pod adresem PiS-u, choćby była nie wiem jak konstruktywna.  

Ponieważ zbliżał się pogodny kwietniowy weekend, celem uspokojenia wrogich nastojów natury politycznej postanowiłem wczoraj napisać pojednawczą i apolityczną notkę pt. ”Politycy zabrali nam tlen, więc zapraszam na spacer”, w której przypomniałem mój tekst o urokach ukochanego przeze mnie Królewskiego Miasta Krakowa licząc na to, że ten szkic literacki pozwoli Polakom, choć na chwilę odetchnąć od politycznych kłótni, a komentarze Internautów będą miłe, pogodne i przyjazne ludziom. Potwierdziło się to na Salonie 24, gdzie komentarze były w znakomitej większości przyjazne autorowi notki.

Niestety zapomniałem na śmierć o patogennej mściwości i wynaturzonej nienawiści „ortodoksyjnych pisowców” do każdego, kto wypowie choćby jedno słowo polemiczne na temat przewodniej siły narodowej ich partii, którą wielbią ślepo i w sposób bezrozumnie bezkrytyczny. Wiem, że użyłem mocnych słów, lecz myślę, że zrozumiecie mnie Państwo lepiej przeczytawszy komentarze owych pisowskich hejterów dodane do mojej niewinnej notki o urokach Krakowa, którą opublikowałem także na ultra-prawicowym portalu Nasze Blogi Niezależnej.plvide: http://naszeblogi.pl/50233-politycy-zabrali-nam-tlen-wiec-zapraszam-na-spacer.  Przeczytajcie Państwo te komentarze choćby po to, żeby się przekonać ile w nich jest furiackiej agresji, napastliwości, wrogości, zawziętości, żądzy zemsty, warcholskiego chamstwa... mógłbym jeszcze długo wymieniać. Ani jednego, powtarzam ani jednego życzliwego słowa, tylko obelgi, insynuacje i plucie na autora notki. A na wypadek, gdyby po ukazaniu się niniejszej notki autorzy tych komentarzy próbowali je przeredagować, bądź skasować informuję rzeczonych, że zrobiłem sobie kopię ich oryginalnych wypowiedzi.

Więc nie chcąc rozwlekać notki powiem krótko. Moim zdaniem uważający się za modelowych polskich patriotów „pisowscy ortodoksi” dogonili już standardy niesławnej "polityki miłości" Donalda Tuska i jego rozbójników. A jeśli Jarosław Kaczyński nie zdyscyplinuje tego coraz bardziej rozpasanego i nieszanującego ludzi jadowitego żmijowiska, którego matką duchową jest posłanka Krystyna Pawłowicz, to w wyborach roku 2019 Prawo i Sprawiedliwość spotka „upadek na pysk z jeszcze większej wysokości” niż to się stało w przypadku Platformy Obywatelskiej jesienią roku 2015, bo ludzie szanujący drugie chrystusowe przykazanie miłości, - nie na taki PiS głosowali w roku 2015.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum

A oto mój tekst, za który zostałem przez komentujących na moim blogu „ortodoksyjnych pisowców” zlinczowany, opluty i rozstrzelany obelgami, cytuję:

Piękny dzień się dzisiaj zbudził, więc sobie pomyślałem, że się przejdę o poranku na Wawel. Na wapienne wzgórze pałacowe podchodziłem od strony Podzamcza. Kościuszko już zrobił swój codzienny konny obchód. Stary Zygmunt cierpliwie czekał, jak zawsze gotowy by obwieścić światu coś ważnego dla Polaków.  Wstąpiłem na chwilę do Katedry, gdzie za każdą wizytą w tym kultowym miejscu uświadamiam sobie, że tu właśnie bije serce Polski! Z każdej kaplicznej nawy wyzierała nasza pogmatwana historia. Jak zawsze, pierwsze kroki skierowałem do alabastrowego sarkofagu św. Królowej Jadwigi, gdzie mnie pierwszy raz przyprowadziła za rękę Mama, jak tylko nauczyłem się chodzić. Nieskończenie piękna spała z jej ulubionym pieskiem u stóp, który też jeszcze drzemał. Wpadające skosem do wnętrza promienie porannego słońca nie sięgnęły jeszcze królewskiej poduszki, lecz zdążyły już rozświetlić gablotę z królewskimi insygniami. Było przenikliwie cicho, jak w chwili gdy kapłan unosi hostię w czasie Podniesienia. I raptem zapomniałem na chwilę o dręczących nas problemach, gdyż poczułem, że tutaj w Katedrze jestem w moim polskim domu, spokojnym, pięknie urządzonym i bezpiecznym. Zawsze tu przychodziłem, jak mi było ciężko. Z wawelskiego wzgórza długo patrzyłem na meandrującą w dole Wisłę, majaczące na horyzoncie kopce Piłsudskiego i Kościuszki, wieże Panteonu na Skałce i krzyż Kościoła im. św. Stanisława Kostki na Dębnikach, gdzie jako miejscowy andrus szedłem do pierwszej komunii, a kilka lat później bierzmował mnie kardynał Wojtyła, a mnie nawet do głowy nie przyszło, że to Święty. Wracałem Kanoniczą. Zaczarowaną wąską uliczką wybrukowaną kocimi łbami, gdzie wciąż słychać gwar średniowiecznego miasta. Po drodze pogadałem sobie z renesansowo barokowymi kamieniczkami. Ależ to plotkary! Wiedzą zołzy o Krakowie więcej niż opasłe historyczne księgi, bo to w ich murach przecież rezydowali nie zawsze dyskretni spowiednicy królewskiego dworu. Skręciłem na chwilkę w Senacką, bo tam przed półwieczem w głębokiej niszy bramy dawnego zajazdu po raz pierwszy w życiu skosztowałem, jak rozkosznie smakują dziewczęce usta. Do rynku wróciłem Traktem Królewskim, gdzie każdy kamień wie o Polsce więcej niż najmądrzejsi uczeni. Zbliżało się południe. Sukiennice już kąpały się w słońcu, Kościół Mariacki odpoczywał jeszcze w cieniu, a opodal pomnika Mickiewicza krakowskie kwiaciarki tkały już swe bajecznie kolorowe arrasy. Opodal Ratusza przycupnąłem przy stoliku pana Piotra, który u wejścia do ażurowo przeszklonej kawiarenki Vis-à-Vis spoziera codziennie znad niedopitej filiżanki, kto dziś przyszedł na rynek żeby nieśpiesznie pogadać o niczym, co jeszcze się zdarza tylko pod Wawelem, gdzie czas płynie tak wolno, iż wszechobecny wyścig szczurów omija to „wybrane miasto”. W drodze do domu posiedziałem jeszcze chwilę na tonących w zieleni Plantach zasłuchany w czarowną melodię letniej symfonii szczęśliwego miasta. Wokół pogruchiwały gołębie bijące się o zgubiony przez jakieś dziecko kawałeczek precla. Boże! Jak ja kocham to Miasto!...”, koniec cytatu.

Post Scriptum

Lektura komentarzy skłania mnie do dodania sprostowania, iż niniejsza notka nie traktuje o Prawie i Sprawiedliwości, lecz o "ortodoksyjnych pisowskich oszołomach" niszczących wizerunek nowej władzy dobrej zmiany.

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka