
Nuworysze, ludzie nowobogaccy w każdym czasie historycznym i pod każdym Słońcem zachowują się identycznie. Wszystko musi być na pokaz. Bogactwo musi kipieć, ukazana być musi moc pieniądza.
Prestiżu i omnipotencji owych nuworyszy też zabraknąć nie może. Nuworysze są jak fabrykant Müller z " Ziemi obiecanej "
Na pytanie architekta w jakim stylu chciałby pałac, odpowiedział bez wahania
- W każdym, stać mnie na każdy.

Tak też prawdopodobnie było z kamienicami św. Krzysztofa i św. Mikołaja w Kazimierzu Dolnym. Braci Przybyłów, Mikołaja i Krzysztofa stać było na wszystko, o czym zaświadczają fasady dwóch najważniejszych kazimierskich kamienic. Wiem, że zaraz posypią się gromy, bo każdy opis Kazimierza zaczyna się od kamienic Przybyłów i każdy opis jest pełen zachwytów. Ja się zgadzam, że te kamienice mają ogromną wartość historyczną, cudem jest, że przetrwały liczne pożogi doświadczane przez to jedno z najbardziej uroczych, polskich miast, ale na moj gust niestety zalatują kiczem. Kamienice są identyczne, różnią się jedynie attykami oraz szaleństwami, ówczesnego architekta. Czegóż tam nie ma ?


Jest wszystko, bo na wszystko było Przybyłów stać do tego stopnia, że podobno wspierali nawet samego króla drobnymi kredytami. Dwie największe figury na fasadzie to informacja właścicielska. Figura św. Mikołaja z pastorałem zaświadcza o tym, że w owej kamienicy mieszkał Mikołaj Przybyła, człowiek majętny, kupiec handlujący zbożem, fundator miejscowej fary. Święty Krzysztof z dzieciątkiem Jezus to oczywiście kamienica Krzysztofa Przybyły, brata Mikołaja. I na tych dwóch, dość nieporadnych, nieproporcjonalnych figurach należało poprzestać, dodając nieco skromniejsze attyki oraz oszczędnie szafować renesansową klasyką. Detalami. Niestety nieznany z imienia i nazwiska architekt rozszalał się i umieścił na elewacji wszystko co w kazimierskim wapieniu mogli wydłubać miejscowi kamieniarze. Całość nie bardzo przypadła mi do gustu, nie pierwszy raz. Choć z drugiej strony, czy to źle ? za każdym pobytem w Kazimierzu " poczytam " sobie z kamienic co innego.

Fara i dom Kiffenrów. Proj. Jana Witkiewicza, brata Stanisława
Jednak za każdym razem przechodzę sobie wyschnięty do cna strumyk Grodarz i idę na ulicę Senatorską, pod kamienicę Celejów. Tu moje poczucie estetyki uspokaja się nieco.


Kamienica Celejów

Dziwne te dwie kamienice, bracia Przybyłowie nie byli przecież bogaczami w pierwszym pokoleniu. Ojciec Bartosz być może tak. Na pewno przybył skądś do Kazimierza ( o czym zaświadcza nazwisko ) i rozpoczął żmudną, kupiecką drogę dochodzenia do majątku. W czasach Krzysztofa i Mikołaja Przybyłowie byli już rodem mocno w Kazimierzu zasiedziałym. Kupiectwem trudnił się również młodszy brat Mikołaja i Krzysztofa, a Mateusz - brat stryjeczny był nawet burmistrzem Kazimierza.
Stać Przybyłów było na wszystko, niestety wynajęli dość miernego architekta. A wystarczyło skonsultować sprawę z włoskimi mistrzami akurat mocno zaangażowanymi w Zamościu. To tak blisko, rzut beretem. Ledwie 130 km, koniem w trzy dni, a rozstawnym koniem kurierskim w dwa dni. Niestety, jest jak jest i inaczej nie będzie. Po co sobie zaprzątać głowę sprawami, na które wpływu nie mamy. Trzeba jechać dalej.


W dzień targowy na rynku kazimierskim

Kamienica Gdańska
Inne tematy w dziale Rozmaitości