Chociaż wczorajsze obchody Święta Pracy zorganizowane na berlińskim Kreuzbergu przez lewicująca młodzież - według policji - miały mniejszy zasięg niż te z lat poprzednich, jednak wczoraj doszło do wydarzeń, które budzą niepokój i każą zadać pytanie czy nie mieliśmy czasem do czynienia z jakąś próbą zorganizowania pełzającego puczu. Świętujący rozbiegli się po całym Kreuzbergu i około 21 doszło do wydarzeń, które należy określić jednym słowem- HAŃBA.
Demonstranci zaatakowali kamieniami Muzeum Żydowskie przy Lindenstrasse( słynny budynek autorstwa Liebeskinda) w starciach przed muzeum nie zawahano się również sięgnąć do koktajli Mołotowa, kilkunastu policjantów zostało rannych, do rozproszenia demonstrantów użyto dwóch armatek wodnych.
Wydarzenia w Berlinie stawiają naszych nadwiślańskich organizatorów zadym w sytuacji dość trudnej, jakich teraz wygibasów użyć żeby to pojąć i objaśnić. Można twierdzić, ze w naszych zadymach o coś chodzi, że jest jakaś myśl przewodnia, jakieś motto. Tak jak przy okazji 11 listopada, jakieś NO PASARAN ! Ale czy dadzą wiarę?
Jedna sprawa mnie nurtuje, to że niemiecka prasa zachowuje powściągliwość, rozumiem, ale dlaczego sejsmograf na Czerskiej milczy?
Czy to tylko wina długiego weekendu ?
Inne tematy w dziale Polityka