Llivia to hiszpańskie miasto należące do prowincji Girona, leżące 150 km na płn.-zach. od stolicy prowincji, miasta Girona. W Llivii mieszka ok. 1750 osób. Powiedzieć, że Llivia leży w Hiszpanii to nie powiedzieć prawdy. Llivia jest enklawą leżąca na terytorium Francji, połączoną z macierzą [że tak powiem] eksterytorialną drogą nr D-68. Nie ma państwa na świecie, które w swojej historii nie zaliczyłoby granicznego konfliktu z państwem sąsiednim. Hiszpania i Francja nie są tu żadnymi wyjątkami.
Pokój pirenejski zawarty w roku 1659, kończył jeden z takich konfliktów. Dziwna historia Llivii to rezultat niekompetencji ówczesnych dyplomatow. Jeśli ktoś sądzi, że niekompempetentni dypolomaci pojawili się wraz z Twitterem i Radkiem, to musi Radka natychmiast przeprosić. Niekompetentnych dyplomatów, tępych urzędników i utytułowanych bardziej lub mniej, durniów nigdy nie brakowało. Warunki pokoju pirenejskiego nakazywały Hiszpanii, między innymi, przekazanie Francji 30 wsi. Na skutek niedopatrzenia do wsi zaliczono również Llivię. Okazało się jednak, że Llivia to miasto i to całkiem stare, z prawami miejskimi nadanymi przez samego Karola V, dzięki temu wybiegowi Llivia pozostała we władaniu Hiszpanii.
Ponieważ rzecz cała działa się w czasach kiedy nie dojono narciarzy ani turystów, lecz krowy, więc Francuzi zezwolili Llivijczykom na korzystanie z francuskiego lasu i na swobodny wypas krów po francuskiej stronie. Krowy codziennie przekraczały francusko - hiszpańską granicę nie okazując żadnych dokumentów ani kolczyków wymaganych prawem obecnej Unii. Były to krowy, które jako pierwsze weszły do grupy Schengen.
Warunki wypracowane traktatem pirenejskim służyły z dobrym skutkiem, mieszkańcom Llivii, do lat 60-tych XX wieku. Na początku lat 60-tych Francuzi wybudowali drogę krzyżującą się z eksterytorialną drogą D-68 i postawili znaki zakazujące skrętu w lewo i w prawo, ponieważ wiązało się to z przekroczeniem granicy, a co najgorsze ustawili znak " stop " nakazujący hiszpańskim krowom danie pierwszeństwa francuskim Citroenom, Renaultom i Peugeotom. Krowy hiszpańskie sroce spod ogona nie wypadły, ich waleczni synowie nie raz i nie dwa oddawali życie na corridach, jak Półwysep Iberyjski długi i szeroki. Nie ustąpiły. Wybuchła tzw. " wojna o znaki drogowe". Krew wprawdzie na tej wojnie się nie lała, ale znaki drogowe ścieliły się gęsto. Nieznani sprawcy, każdy nowo postawiony znak cięli przy samej ziemi, problem rozwiązał rząd hiszpański budując most, którego utrzymanie wziął na siebie rząd francuski. Skoro przęsło wisi nad terytorium Francji, to kto ma dbać o most ? Prawo należy szanować. Pozostałe konflikty związane z francuskimi drogami krzyżującymi się z hiszpańską eksterytorialną D-68, rozwiązano budując na każdym ze skrzyżowań, rondo.
Tak powinna zachowywać się każda władza. Nie brniemy w konflikt, rozwiązujemy problem lub, jeśli się nie da, omijamy dużym łukiem. Nie generujemy i nie eskalujemy konfliktów. Tak ulubione przez naszego pana premiera, rządzenie poprzez konflikt, może sprawdza się na krótką metę, jednak wcześniej lub później uderza w tych, którzy taki modus operandi przyjęli.
Z Llivią związana jest bardzo popularna hiszpańska legenda, świadcząca chyba o potędze miłości. W Llivii urzędował berberyjski wódz Mussa, który rządził tam z nadania emira Kordoby. Córka księcia Akwitanii, Lampegia do tego stopnia rozkochała w sobie Mussę, że ten porzucił islam, przyjmując chrzest. Większość miłosnych igraszek rozgrywała się w Llivii. Taka hiszpańska wersja Romea i Julii z religią w tle. Emir Kordoby nie wykazał jednka zrozumienia dla Mussy i ten za zdradę musiał dać gardło.
Ponieważ Llivia leży poza obszarem podatkowym Hiszpanii korzysta z przywileju handlu tanią wódką, to jest to co Hiszpanie lubią w Llivii najbardziej. Ja niestety nie piłem bo jestem w trakcie odnowy moralnej jak ten Berber Mussa. Prawdziwą jednak dumą Llivii jest najstarsza w Europie apteka działająca od XV wieku z zachowaną najstarszą księgą receptur i naczyń do przygotowywania i przechowywania medykamentów. Aptekę, przez 7 pokoleń,prowadziła rodzina Estevezów.
Warta odwiedzenia jest również Iglesia de Nuestra Senora de los Angeles, czyli kosciół z XIII wieku, ciekawy bo pełnił również funkcję fortecy. No i oczywiście narty.
Inne tematy w dziale Rozmaitości