Nie należę do ludzi, którzy po złożeniu wizyty przyjaźni obrabiają gospodarzom tzw. doopę. Nie robię tego bo to nie jest eleganckie. Jednak z Bukaresztem mam mały problem, mimo że miło spędziłem tam czas to jakoś trudno wyrazić zachwyt. Sytuacja jest wyjątkowa, metropolia wygląda gorzej niż prowincja. Po Karpatach, po karpackich wsiach i miasteczkach, których uroda jest poza dyskusją, po zadbanym Siedmiogrodzie, po schludnym niemieckim Banacie, taka stolica dziwi, zważywszy że metropolia ma największe możliwości zasysania pieniędzy podatnika. Z tego powodu Warszawa wygląda o wiele ładniej niż Wałbrzych, o Mławie nie wspominając.
Bukareszt jest po prostu brzydki, miasto dotknięte palcem wariata. Od północy straszy tzw. Dom Wolnej Prasy, czyli pół - prezent od radzieckich architektów. Pół - prezent dlatego, że budynek wygląda jak PKiN w Warszawie, jednak w wersji 1/2 wysokości. Warszawa otrzymała od radzieckich architektów cały prezent, Bukareszt miał mniej szczęścia i dostał tylko połowę tego co Warszawa. W centrum zaś straszy moloch, największy budynek na świecie, niektórzy twierdzą, że Pantagon jest większy, co oczywiście wyśmiał strażnik pilnujący pałacu Ceaucescu -Penatagon - powiada - ma większą kubaturę, jednak posiada kilka wolnostojących obiektów, nasz pałac jest zwartym obiektem, wszystko pod jednym dachem. Parlament, Senat, Biblioteka, czteropoziomowy garaż, nuklearny bunkier i 1100 pokoi, z których ledwie połowa jest użytkowana, do tego największy w Europie dom weselny, w którym w związek małżeński wstąpiła Nadia Comaneci. A na dokładkę żyrandol o jakim może nasz pan prezydent jedynie pomarzyć : 2500 kg + 4500 kandelabrów. Rządzić w takich warunkach to prawdziwa frajda.
Początkowo budynek miała nazywać się Domem Republiki, potem Domem Ludowym, jednak po rewolucji 1989 roku, ulica nazwała pałac po prostu domem wariata ( Casa Nebunului ) Oficjalna nazwa to Pałac Parlamentu (Palatul Parlamentului ) Były sekretarz KC PZPR tow. Leszek Miller twierdzi, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna lecz po tym jak kończy. Spacerując wokół budynku parlamentu trzeba jednak stwierdzić, że z tym kończeniem to u towarzyszy rumuńskich ( u polskich z resztą też ) nie jest najlepiej. Po wyburzeniu ponad 9000 budynków: w tym zabytkowych cerkwi, kościołów i synagog, po splantowaniu 7 km2 zabudowy, powstał obiekt na planie 270m x 240m, wysoki na 85 m. Do tego kilka brzydkich obiektów rządowych. Reszta to plac nazywany przez mieszkańców Bukaresztu, Hiroszimą. A miały być Pola Elizejskie.
Trzeba docenić zapał komunistów w zmienianiu świata, ale trzeba też mieć swiadomość, że komuniści są najlepszymi budowniczymi placów defiladowych. Pomysł stworzenia pierwszej prawdziwie komunistycznej stolicy, prawdziwie komunistycznego państwa powstał w głowie Conducatora po przyjacielskiej wizycie w Phenianie, choć główny architekt, zmarła tragicznie w ubiegłym roku, Anca Petrescu twierdzi, że inspiracją był pałac w Wersalu i Pałac Buckingham. Nie wiem, czy Anca Petrescu była tak zdolna, czy miała szczęście, czy może magia nazwiska ? nazywała się bowiem tak samo jak małżonka Conducatora Elena Ceaucescu - Petrescu. Wygrać konkurs na projekt najważniejszego obiektu w kraju, w wieku 27 lat, to sukces oszołamiający.
Zatem jedyny możliwy sposób pokazywania Bukaresztu, to Bukareszt nocny. Pieczołowicie restaurowana obecnie resztówka przedwojennego Bukaresztu zaświadcza, że określenie mały Paryż było całkowicie zasadne, jeśli dodamy do tego, wybudowaną w latach trzydziestych XX wieku, wierną, choć nieco mniejsza kopię paryskiego Łuku Triumfalnego to Paryż mamy w pigułce. Gdyby nie te setki wałęsajacych się bezpańskich psów, które angielski przewodnik po Bukareszcie radzi traktować w sposób następujący : ignoruj je, a one będą ignorować ciebie. Jakież to angielskie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości