Wybiegł byczek na arenę w dalekim Madrycie
Ja sławę tutaj zdobędę, a cóż wy sobie myślicie ?
Torreadora z byka załatwię, matadora zaś z kopa
I na rogi Conchita mi siądzie, niczym mityczna Europa
Nozdrzami siarczyście pufa, gwiazdorzy
Drżą madryckie seniority, drżą pikadorzy
Nagle ba - bach ! nagle trach !
Na kastylijski byczek padł piach
Bo byczek Fernando był napruty
Gorzałą kupioną w shopie free duty.
Plaza Mayor i leżąca tuż obok, Puerta del Sol to dwa najbardziej gwarne, wibrujące miejsca w Madrycie. Chociaż o tej porze roku Puerta del Sol bardziej gwarna i ludna, może z powodu krzyżujących się tutaj trzech linii metra, a może dlatego, że to tradycyjne miejsce wszystkich politycznych zadym w mieście. Tutaj z balkonu dawnej poczty, późniejszego ministerstwa spraw wewnętrznych, proklamowano w 1931 roku II Republikę. Tutaj w noc sylwestrową, pod drzewkiem poziomkowym - symbolem miasta - mieszkańcy Madrytu z każdym uderzeniem pocztowego zegara zjadają jedno winne grono, by zapewnić sobie powodzenie w nadchodzącym roku. Ponieważ Puerta del Sol nie wiąże się w żaden sposób z najnowszą historią Polski, więc zajmę się tym miejscem innym razem. Może przy okazji notki o wybornej hiszpańskiej wiśniówce.
Plaza Mayor związana jest już nierozerwalnie z historią naszego kraju, więc dziś o Plaza Mayor, głównym placu Madrytu. Pomysł uporządkowania średniowiecznej plątaniny uliczek i zlikwidowania ówczesnych madryckich slumsów, rzucił panujący w Hiszpanii, w latach 1554 - 1598, Filip II Habsburg. Do ambitnego zadania zaangażowano wybitnego hiszpańskiego architekta Juana de Herrerę, jednego z budowniczych rezydencji królewskiej Escorial, twórcę specyficznie hiszpańskiego renesansu - od nazwiska autora - zwanego herreryzmem. Po śmierci Juana de Herrery i Filipa II nie zarzucono planów przebudowy centrum Madrytu. Dzieło Filipa II kontynuował jego syn Filip III, o czym zaświadcza stojący na środku Plaza Mayor pomnik Filipa III na koniu. Do ukończenia prac zaangażowano innego wybitnego, hiszpańskiego architekta - ucznia Herrery - Juana Gomeza de Morę. Obecny kształt, zawdzięcza Plaza Mayor, kolejnemu wielkiemu architektowi, projektantowi budynku Muzeum Prado, Juanowi de Villanueve, który przebudował plac po pożarze w 1790 roku. Plaza Mayor od samego początku pełnił wielorakie funkcje, był świadkiem wielu ważnych, historycznych wydarzeń, dostarczał rozrywek, był również typowym miejskim rynkiem.
Zaraz po oddaniu placu do użytku włodarze ( Copyright © Stary ) Madrytu dostarczyli mieszkańcom pierwszej rozrywki. Było nią scięcie sekretarza i faworyta Filipa III, Rodrigo Calderona, który choć znienawidzony przez mieszkańców Madrytu, malwersant i intrygant pierwszej klasy, ostatniego dnia życia zachował się godnie, pozostawiając w języku hiszpańskim powiedzonko : dumny jak Rodrigo na szafocie. Dlaczego nasi politycy nie potrafią odchodzić z taką klasą ? dlaczego w języku polskim nie funkcjonuje jeszcze powiedzonko : dumny jak Sławomir Nowak składający mandat poselski. W następnym roku po ścięciu dumnego Rodrigo plac był świadkiem beatyfikacji Świętego Izydora, patrona Madrytu, a potem bawiono się z okazji narodzin i ślubów, niezbyt urodziwych z powodu " habsburskiej szczęki " następców hiszpańskiego tronu. Organizowano walki byków, odczytywano królewskie edykty i proklamacje, a nade wszystko w czasach działania Inkwizycji płonęły na placu stosy. Nic przeto dziwnego, że większość posiadaczy balkonów - których przy Plaza Mayor jest 237 - wynajmowało je, za sowitą opłatą, na loże dla ówczesnych Vipów. Dość popularną rozrywką w owym czasie było również publiczne wykonywanie kary śmierci przy pomocy hiszpańskiego patentu zwanego Garrotą.
Tu dochodzimy do związków Plaza Mayor z najnowszą historią Polski. Dowiedziałem się, będąc jeszcze w Madrycie, że na Plaza Mayor nasz Adaś Hoffman padł. Padł w sposób dziwny i niezrozumiały, wygląda na to, że facet sam założył sobie na szyję Garrotę, a na dokładkę sam sobie dokręcił śrubkę... no cóż jak ktos jest głupi i nie potrafi obchodzić się z alkoholem to ja odpowiedzialności za kogoś takiego brać nie mogę. A lubiłem chłopaka, bo jak nikt, potrafił " rozsmarować " na wizji przaśnego redaktora Jarka.
Nie wiem jak wielu przechadzających się po placu turystów myślało o Adasiu lub o historii tego miejsca. Pewnie niewielu: większość szła od tawerny do tawerny, od baru do baru, racząc się winem, piwem i tapas. Ponieważ ja nie śmierdziałem groszem, nie mogłem iść do knajpy, by zająć się czymś pożytecznym, dlatego też zająłem się filozoficznymi rozważaniami. Moja natura do filzofowania skłonna nie jest, mam jednak kolegę, słynnego filozofa z Krakowa. Postanowiłem spróbować i ja. Na pierwszy ogień jak u większości początkujących filozofów, poszło słynne Panta rhei. Zacząłem zastanawiać się nad kruchością naszego bytowania, kruchością naszych karier. Dziś nad przebiegiem kariery czuwa specjalista, rozrysowuje nam tzw. ścieżkę, pniemy się do góry, wszystko przebiega zgodnie z założonym planem i nagle widzimy napis : tani alkohol za okazaniem karty pokładowej .... i wszystko idzie w ... ( jest takie rosyjskie określenie, ale nie podam, bo większość zna ) Marność, marność. Kariera kończy się w identyczny sposób, jak kariera Drewnowskiego w powieści Popiół i diament. Rozpędzamy gaśnicą bankiet i po sprawie.
Potem zająłem się terencjuszowskim Homo sum : humani nihil a me alienum puto. Nam naprawdę nic co ludzkie nie jest obce, ale jak już musimy pić, a musimy, to zagryzajmy. Zawsze o to apelowałem, zawsze napominałem w notkach popularyzujących spożywanie alkoholu.
Zagrycha jest podstawą naszej cywilizacji.
Alkohol zawsze musi występować w tandemie z zakąską, wtedy skutki pijaństwa nie są tak opłakane. Ileż taka zakąska tam w Madrycie kosztuje ? Jakieś proste bocadillo, czyli buła z szynką, marne 3,40 euro. Kawałek Tortilli - 2,50, bocadillo z kalmarami - 2,50. To naprawdę niewiele na poselską kieszeń. Wystarczyło zajść do Muzeum szynki ( 2 min. od Plaza Mayor ) i poprosić kustosza lub jakiegoś pracownika muzeum o odważenie 20 dekagramów szynki Serrano i naprawdę wszystko mogło zakończyć się inaczej... a tak trzeba będzie pomyśleć o jakiejś normalnej pracy. Poprzestałem na filozoficznym roztrząsaniu tylko tych dwóch problemów. Do spraw bardziej skomplikowanych trzeba mieć łeb jak główny księgowy z " Biedronki " ja nie dałbym rady. Wysupłałem parę " jurków " i poszedłem jednak na szklankę wina, tapas dostałem w cenie, dlaczego nasi parlamentarzyści nie dostali tapas ? Może to spisek ?
Inne tematy w dziale Rozmaitości