Paavo Nurmi. Przedstawiać nie trzeba
Paavo Nurmi. Przedstawiać nie trzeba
Siukum Balala Siukum Balala
1262
BLOG

Bloger Salonu24 Olimpijczykiem

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 104

Moje pechowe, przepojone smutkiem życie zaczęło się  w dniu moich narodzin. Już pierwszego dnia okazało się, że jestem bardzo chorowity i mogę nie dożyć swoich lat. O standardach dr Arłukowicza i dr Kopacz nikt wówczas nie słyszał, a jedyny doktor, który mógł dotrzeć do naszej chatki pod lasem, nazywał się felczer. Babka moja Konstancja widząc mnie gasnącego w kołysce zdawała sobie sprawę, że dziecko w takim stanie w kołysce hydrze łba nie urwie, a nawet jeśli dociągnie do wczesnej młodości to i o zduszeniu centaura mowy być nie może. Podsumowała, więc moją marną egzystencję słowami 
- Jak on ma się tak męczyć to lepiej żeby w spokoju zszedł z tego świata. 
Wówczas odezwał się mój anioł stróż i rzekł 
- Hola ! hola ! babuniu nie zastępuj mnie w mojej robocie. 
... i nad moją kołyską rozpętał się bój śmiertelny dwóch nieśmiertelnych bytów : anioła i szatana. Przez trzy miesiące nad kołyską unosił się swąd palonego pierza, osmalonej diabelskiej sierści, stukot szatańskich kopyt i tupanie bosych stóp anioła. Każdy kto spotkał w swoim zyciu anioła wie, że anioły chodzą boso. Inaczej im po prostu nie wypada. Wyjątek stanowi małżonka moja Zofia, która na pytanie dlaczego kupiła sobie takie drogie buty, odpowiada z anielskim spokojem 
- Tańszych kupić po prostu mi nie wypadało. 
Bój wydawał się nierozstrzygnięty i wówczas anioł stróż otrzymał nieoczekiwany handicap w osobie starej Ukrainki - znachorki, przybyłej w ramach akcji " Wisła " 
Nie mam pewności czy nie była ona daleką krewniaczką sienkiewiczowskiej Horpyny. 
Chodzi mi o Henryka nie o Bartka, gdyby to była Horpyna od Bartka pewnie byłaby dziś po mnie jeno kamieni kupa, albo jakieś zapomniane lastrico. Ukrainka poradziła by ojciec udał się o wschodzie Słonca do lasu, nazbierał sosnowych szyszek i igliwia i z tego należało sporządzić ekstrakt, w którym musiałem być zanurzany o zachodzie Słońca. Wiem, że to lipa, ale tak to wyglądało. Po kolejnych trzech miesiącach okrzepłem i stanąłem na nogi. Ale co to były za nogi ? słabe i krzywe. I te słabe, krzywe nogi szły za mną przez całe życie, będąc przyczyną wszystkich moich nieszczęść. Choć szatan nie zapanował nad moim życiem, to z powodu handicapu jaki niespodziewanie dostał anioł, grę uznano za nierozstrzygniętą i anioł też wielkiego pożytku ze mnie nie miał. Do piątego roku rozwijałem się bardzo słabo, dawał o sobie znać kluczowy, trzymiesięczny okres, w którym bezsilnie przyglądałem się jak anioł naparza się z szatanem. Jedynym plusem jakiego doświadczyłem był fakt, że dość szybko opanowałem posługiwanie się słowem. W wieku pięciu lat bluzgałem najlepiej nie tylko pośród rówieśników, ale i równych sobie nie miałem pośród starszych grup wiekowych. Na jakimś weselu puściłem pannie młodej taką wiąchę, że ta natychmiast oddała mi swój kawałek torta. Rzecz działa się po tym jak pokrojono weselny tort i dla mnie nic nie zostało. Tego akurat nie pamiętam, ponieważ brat dał mi przed weselem szklankę wina żebym był trochę spokojniejszy. W szóstym roku życia moja sytuacja się ustabilizowała i wszystko wskazywało na to, że wyjdę na prostą. Niestety w życiu człowieka przychodzi moment, że musi iść do szkoły... i to rozwaliło całe moje życie. Wszystko odbyło się zgodnie z regułą, która brzmi : " Człowiek rodzi się mądry, lecz potem idzie do szkoły " Szkołę  nienawidziłem organicznie, wcale nie dlatego, że za " nic " stawiano mi pały. Szkołę  nienawidziłem dlatego, że na wuefie nie można było dostać pały za " nic " Normalnie na każdej lekcji szedłem do tablicy, nie wiedziałem nic i za " nic " dostawałem pałę. Na wuefie Gwizdek pały za " nic " nie postawił. Żeby dostać pałę trzeba było naprawdę się starać. Ja z tymi nogami i w okularach  minus 7 byłem bez szans. Gwizdek nie pozwalał mi ćwiczyć w okularach, do SKS - u też  nie chciał mnie zapisać. Powiedział, że zapisze mnie do SKS - u jak zbieranie znaczków będzie konkurencją olimpijską. Pieprzony Gwizdek, robił wszystko żeby chłopaki mieli ze mnie polewkę. Najgorszy był skok przez kozła, rozbieg miałem wyliczony, bo widziałem biała kreskę, niestety czasem odbiłem sie za wcześnie i kozła brałem na klatę, a jak za późno to lądowałem twarzą na parkiecie, to trochę bolało, ale nie dawałem po sobie poznać, bo twardy byłem i swoje w niemowlęctwie przeszedłem. Najgorsze jednak były ćwiczenia na równoważni. Tu miałem też wszystko wyliczone, rozbieg, wybicie, wszystko prawidłowo, jednak te nogi niestety jakoś mi się zaplątały i robiłem tzw. nożyce. Na równoważni lądowałem okrakiem. Jedno co pamiętam to ból i przerażający krzyk zarzynanego wołu. Żadna kobieta nie zrozumie co to znaczy zrobić nożyce na równoważni. Chyba dzięki temu,  na fizyce, łatwiej było mi zrozumieć czym jest energia jądrowa. Fizykę to nawet lubiłem, mimo że niewiele rozumiałem, ale pani od fizyki też chyba mnie lubiła, nie dlatego, że cokolwiek rozumiałem tylko dlatego, że nosiliśmy takie same okulary minus 7. To się nazywa wspólnota losu. Na mnie mówili Mucha, a na fizyczkę Ważka. Fakt, ładna nie była, ale za to była dobra. Czy wszystko na tym swiecie musi być jednocześnie ładne i dobre ? Chyba nie. Ten brak sukcesów w sporcie zaciążył na cały moim życiu, bowiem przełożył sie na brak jakichkolwiek życiowych sukcesów. Tak było do pierwszej dekady września br. Nie wiem co się stało ? nie wiem co się dzieje ? Wystartowałem w World Black Pudding Throwing Championhips, http://siukumbalala.salon24.pl/668711,bloger-salonu24-w-reprezentacji-polski
występ musiał komuś sie spodobać, bo już następnego dnia otrzymałem zaproszenie do wzięcia udziału w rekonstrukcji Olimpiady Helsinki 1952. Zakwalifikowałem się do biegu na 1000 m bez przeszkód, ale za to bez żadnej przerwy. Bloger Salonu24 Olimpijczykiem

Nie mogłem uwierzyć, że ja taki sportowy outsider wystartuję na Olimpiadzie. Nie mogłem nie pojechać , tym bardziej że organizatorzy zapewniali hotel i całodzienne wyżywienie. Napisałem jedynie maila z zapytaniem czy można brać jedzenie na wynos. Odpisali, że można, jednak sztućców zabierać raczej nie wypada. No trudno. Spakowałem dresy z kreszu, trampkokorki, jeszcze z czasów szkolnych i pojechałem do tych Helsinek, nie wiedziałem że to tak daleko, aż w Finlandii. Dobrze, że zachowałem te trampkokorki.  W zasadzie ja niczego nie wyrzucam, bo wszystko może się kiedyś przydać. Zeszyty od matematyki trzymam do dziś, może kiedyś zapiszę się jeszcze na wieczorówkę i wreszcie ją skończę. Cóż ja mogę Wam kochani powiedzieć o moim starcie na Olimpiadzie w Helsinkach ? 
Odpowiem słowami polskiego władcy, króla Jana III Sobieskiego ( wódka taka jest ) triumfatora spod Wiednia. Veni, Vidi, Vici. Pokonałem znacznie młodszych od siebie, dotknąłem prawdziwego sportu, doświadczyłem tego niezwykłego uczucia obcowania z prawdziwymi fanami lekkiej atletyki, ten pomruk trybun, ten aplauz w trakcie dekoracji. Bloger Salonu24 Olimpijczykiem
Tego się nie zapomina i to już zawsze będzie ze mną. A Gwizdek niech się buja. 
 

Zobacz galerię zdjęć:

Helsinki. Stadion Olimpijski
Helsinki. Stadion Olimpijski Olimpic Tower Nie ma Olimpiady bez " gestu Kozakiewicza " Niektórzy nie wytrzymali tempa Lasse Viren. Czy ktoś pamięta ?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (104)

Inne tematy w dziale Rozmaitości