Pompa Beethovena. Zanim Polak wynalazł kran z ciepłą wodą, nawet geniusze musieli korzystać z pompy.
Pompa Beethovena. Zanim Polak wynalazł kran z ciepłą wodą, nawet geniusze musieli korzystać z pompy.
Siukum Balala Siukum Balala
660
BLOG

Blogi z drogi. Bonn, Beethoven i ja ( 3 )

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

Czekając na zapadnięcie zmroku, włócząc się po mieście, na jakimś pochylonym parkanie natrafiłem na ogłoszenie treści następującej

" Orkiestra dęta Zakładów Mechanicznych im. XYZ ogłasza nabór chętnych do orkiestry. Oferujemy instrumenty, paradne mundury oraz trzewiki i możliwość atrakcyjnych wyjazdów na przeglądy orkiestr dętych na terenie całego kraju "

W tym momencie przyszedł mi do głowy pomysł diabelski. Dobrze, że byłem po cukrze, gdybym był po winie nigdy bym na to nie wpadł. Po alkoholu jestem mało koncepcyjny. Lepszej pułapki na panią profesor od muzyki wymyślić nie mogłem. W szkole do której zapisali mnie rodzice, abym został porządnym człowiekiem... itd. istniała niepisana tradycja, że uczeń robiący z jakiegoś przedmiotu więcej niż wymaga tego program, otrzymuje ocenę o jeden stopień wyższą. Członkowie szkolnego chóru w związku z tą zasadą mieli zawsze piątki na świadectwie. Należałeś do kółka recytatorskiego, jeździłeś na konkursy, piątka z polskiego murowana. Zapisałeś się do kółka astronomicznego przy planetarium piątka z geografii i astronomii w IV klasie. Członkowie  LOK bawiący się w modelarstwo, krótkofalarstwo otrzymywali podwyższoną ocenę z WT, WF - u i PO.

Tu muszę na chwilę przerwać narrację, aby zrobić dygresję adresowaną do młodszych czytelników. PO to nie była nauka o Platformie Obywatelskiej tylko Przysposobienie Obronne. PO w tamtych  czasach nie istniała, a Donald Tusk płakał na długiej przerwie, bo przegrał wybory na przewodniczącego samorządu szkolnego. Chorobliwie ambitny chłopak był, ale to okazało się później. W owym czasie istniała PZPR, partia taka sama jak PO lecz nie taka sama. Wspólnym dla obu partii było to, że nie mogły być partiami opozycyjnymi. Po przejściu do opozycji partie te musiały w dość szybkim czasie sztandar wyprowadzić. Inną wspólną cechą obu partii było bieganie ze skargą na obywatelską niesubordynację  do starszego brata. Różnica między partiami polegała  na innym azymucie. O ile liderzy PZPR wybierali azymut 90 stopni E, to liderzy PO wsiadają  raczej w pociąg na Dworcu Centralnym, wysiadają  na Hauptbahnhofie, potem jeden przystanek linią kanclerską i prosto na III piętro do Kanzleramtu. Różnice jak widać między obu partiami tylko w kierunkach geograficznych.

Zostawmy to jednak i wróćmy do muzyki, która jak wiemy łagodzi obyczaje. Moje rozumowanie po odstresowaniu się wyrobami cukierniczymi szło w kierunku oczywistym. Jeżeli zostanę członkiem orkiestry dętej to nawet mając murowaną pałę po zawyżeniu oceny oczko wyżej będzie trójka. 2 + 1 = 3. Inaczej wyjść nie mogło, takie proste dodawanie po cukrze umiałem przeprowadzić. Matematyka to potęga. Z matmy też byłem słaby, niestety nie było w owym czasie matematycznych orkiestr dętych i poprawienie oceny z matematyki nie było takie proste. W dniu i godzinie wskazanej  na ogłoszeniu byłem w świetlicy Zakładów Mechanicznych im. XYZ. Z osób chętnych do zostania muzykami byłem tylko ja. To nawet lepiej - pomyślałem - nie mając żadnego wyboru będą musieli mnie wybrać. Punkt 16 : 00 pojawił się kapelmistrz. W orkiestrze dętej wszystko musi być jak w zegarku. Pan kapelmistrz klasnął w dłonie i donośnym głosem zakomunikował członkom orkiestry 
- Panowie przygotować instrumenty, zaraz zaczynamy próbę 
- Panie Marianie - zwrócił się do tamburmajora Mariana - rozwiesił pan na mieście to ogłoszenie o naborze członków do orkiestry ? 
- Oczywiście, że tak - odpowiedział tamburmajor Marian.
- Jaki odzew ? 
- Przyszedł tylko ten chudy chłopak - powiedział tamburmajor - wskazując na mnie.
Dając jednocześnie znak bym podszedł bliżej. 
- Niedobrze - powiedział kapelmistrz - tradycje muzyczne w narodzie zamierają, kto będzie grał panie Marianie jak my odejdziemy ? kto ? - zapytał retorycznie.
- Ja panów zastąpię - powiedziałem tonem zuchwałym, podchodząc bliżej, dodatkowo ośmielony przez tamburmajora dygnąłem - udając dobrze wychowanego chłopca.
- Chodź chłopcze, zobaczymy na co cię stać, pasowałbyś mi wzrostem do sekcji trąbek - powiedział kapelmistrz i zabrał mnie ze sobą do swojego niewielkiego biura na zapleczu świetlicy. 
Usiedliśmy - kapelmistrz za biurkiem na fotelu, ja na taborecie przed biurkiem. Relacja mistrz - uczeń zawsze musi być respektowana, inaczej nici z nauki czegokolwiek. 
Kapelmistrz wyjął z teczki " Trybunę Ludu " urwał rożek, włożył w usta i wypluł na podłogę. 
- Co jest do cholery - pomyślałem - opozycjonista, dysydent jakiś ? daje mi do zrozumienia, że pluje na " Trybunę Ludu " gazetę codzienną KC PZPR redagowaną przez red. Arona Bermana, ojca tego socjaldemokraty Marka Borowskiego. 
- Ejże ! panie kapelmajster, podoba mi się w tej orkiestrze - pomyślałem
Kapelmistrz urwał jeszcze kilka skrawków z gazety codziennej KC PZPR i wszystkie wypluł na podłogę
- Czy wiesz co ja robię chłopcze ? 
- Oczywiście, pluje pan na " Trybunę Ludu " 
- Błąd chłopcze, błąd - powiedział wyraźnie rozbawiony - w taki  sposób należy dmuchać w ustnik trąbki. Większość ludzi uważa, że w trąbkę dmuchamy tak po prostu jak pompując np. balona. Tymczasem nasze usta stanowią z trąbką i ustnikiem jeden instrument, dzięki takiemu właśnie - jak to nazwałeś - pluciu " Trybuną Ludu " udaje nam się wydobyć czysty dźwięk z trąbki. 
- Spróbuj - powiedział - dając mi nadgryzioną gazetę. 
W tym momencie wiedziałem już, że zostanę muzykim. Paliłem ze względów oszczędnościowych  " Sporty " papierosy bez filtra, więc zanim się jednego wypaliło na długiej przerwie do końca, trzeba było splunąć 10 -15 razy tytoniem, który nie będąc w postaci dymu nie był nam do niczego potrzebny. Wziąłem " Trybunę Ludu " i zaczęliśmy pluć z kapelmistrzem jak dwaj zawodowi trębacze. Kiedyśmy już zgryźli i wypluli całą stronę dotyczącą międzynarodowej polityki partii i rządu, kapelmistrz wstał i przyniósł z podręcznego magazynku trąbkę z ustnikiem. 
Dziś pewnie do nauki gry na trąbce używa się " Gazety Wyborczej " bo do czego innego ta gazeta się nadaje ? 
- A teraz postaraj się metodą, której cię nauczyłem wydobyć dźwięk z trąbki. 
Wstałem, nie wiem czy wyglądałem wówczas jak Wodecki, chyba nie. Nabrałem powietrza i dmuchnąłem w ustnik ile tylko sił w płucach, a wargi wibrowały mi na ustniku jak pompka akwariowa. Dzwięk był tak potężny, że aż przygasła świetlówka w gabinecie kapelmistrza, którego mina wskazywała jedno : będą z ciebie ludzie. 
- A teraz powtórz taką prostą melodyjkę - trata, ta, ta - ta, ta - ta, tratata. 
Powtórzyłem, dźwięk był mocny - cóż jednak z tego kiedy wyszedł mi z tej melodii jeleń na rykowisku. 
- Źle, źle chłopcze, nie tak - tym razem kapelmistrz nie był tak zadowolony jak za pierwszym razem - powtórz jeszcze raz, słuchaj uważnie - trata, ta, ta - ta, ta - ta, tratata. Powtórzyłem melodię, jednak i tym razem wyszło rykowisko. Mocne to było, rozrywające powietrze, ale jednak rykowisko. Kapelmistrz miał minę bardzo niezadowloną. Wiedziałem, że nie jest dobrze. Jelenie na rykowisku ryczą pięknie i czysto, jednak jeleniom nikt nie powierza partii solowych w La Scali czy Metropolitan Opera, wiedziałem że moje muzyczne rezerwy są na wyczerpaniu. 
- Chłopcze - powiedział kapelmistrz - szkoda twojego i mojego czasu, ty nigdy nie zostaniesz muzykiem, jesteś kompletnie głuchy, nie potrafisz powtórzyć najprostszej melodii. 
- Panie kapelmajster gdybym ja miał muzyczny słuch to w tej chwili grałbym hymn na butelce wina za 19 zł, z chłopakami w parku na ławeczce, radując się trwającą właśnie młodością - tak sobie pomyślałem. Na tym etapie mojego projektu nie mogłem pozwolić sobie na całkowitą szczerość. 
Troszkę mnie to zbiło z pantałyku, wszystkie moje przebiegłe plany legły w gruzach. Jednak nie poddawałem się, po solowych popisach odzyskałem równy oddech i zacząłem błagać kapelmistrza, aby jednak zmienił zdanie. 
- Błagam pana, panie kapelmistrzu, niech pan pozwoli mi wstąpić do orkiestry. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania poza muzyką. Całe swoje dopiero co rozpoczęte dorosłe życie zamierzam związać z muzyką. Będę wykonywał wszystkie pańskie polecenia. Będę stosował się do pańskich uwag, będę ćwiczył nieustannie, wyjednam u rodziców zgodę na opłacanie dodatkowych lekcji muzyki. Ja muszę zostać muzykiem. Jeżeli nie zostanę muzykiem to nikim w życiu być nie chcę. Życie bez muzyki dla mnie nie istnieje. Kapelmistrz widząc moją determinację, poskrobał się po głowie i powiedział
- No i co ja mam z tobą zrobić, nigdy w życiu, nigdy w swojej karierze kapelmistrza nie spotkałem chłopaka, któremu tak zależałoby na karierze muzycznej. Zostań, będziesz rezerwowym werblistą, kup sobie w sklepie muzycznym pałeczki i widzimy się w sobotę na próbie. Następnego dnia byłem już w sklepie muzycznym, kupiłem pałeczki. Sasiadkę poprosiłem o uszycie ze starych, sukiennych  spodni dziadka futerału na pałeczki. Prawdziwy muzyk dba o instrument, nosi go zawsze w futerale, inaczej instrument szybko się rozstroi i gra nieczysto. W sobotę przed 11:00 byłem już na próbie. Kapelmistrz przybył punktualnie o 11:00, jak wspomniałem wcześniej, w orkiestrze dętej wszystko musi grać... i wszyscy muszą grać. Ja stanowiłem wyjątek. 
- Ooo ! jesteś ? zdziwił sie kapelmistrz widząc mnie - nie sadziłem, że przyjdziesz - ty chyba naprawdę chcesz zostać muzykiem - chodź ze mną. 
I jak poprzednio poszliśmy do jego gabinetu. Kapelmistrz otworzył biurko i wyjął z szuflady okrągły kawałek płyty pilśniowej. 
- Pałeczki kupiłeś ? 
- Tak, oczywiście, dałem całe 13 złotych. 
- To będzie twój werbel, idź ćwiczyć na korytarz. Tu masz nuty, pamiętaj ! pionowa kreska pod nutą - uderzasz lewą ręką, kropka pod nutą - uderzasz prawą. Do roboty. 
- Ooo ! żesz ty, a na ogłoszeniu było, że dajecie instrumenty - pomyślałem wściekając się . Co ja teraz powiem chłopakom, kiedy już się pochwaliłem, że wieczorem w piwnicy urządzamy kocią muzykę na werblu ? Mamy walić w tę dyktę ? A gdybym się uczył grać na ksylofonie to dałbyś mi pan płot ze sztachetami do ćwiczeń ? - wściekałem się dalej w myślach. Czułem się jak Chopin zmuszony do gry na grzebieniu przed katedrą Notre Dame. Lipa taka orkiestra. Nie miałem jednak wielkiego wyboru. Przez następne pół roku szedłem na próbę, potem na korytarz i waliłem w dyktę jak Ringo Starr. Pół roku przeleciało jak melodia. Przy muzyce czas się nie dłuży, kto chodził na dancingi ten wie. Pod koniec czerwca poszedłem do kapelmistrza z prośbą o wystawienie zaświadczenia, że jestem członkiem orkiestry dętej. Kapelmistrz zdziwił się. 
- Po co ci takie zaświadczenie ? 
- Od przyszłego roku w szkole będą przyznawać stypendia dla młodzieży wybitnie uzdolnionej muzycznie, mam spore szanse na takie stypendium - łgałem jak z nut. Byłem przecież muzykiem. Kapelmistrz spojrzał na mnie zaskoczony, nauczyłem się już czytać jego miny. Tym razem chciał powiedzieć : talentu muzycznego za grosz, ale wirtuoz bezczelności i tupetu. Wyrwał jednak kartkę z notatnika, ostemplował : Janusz P. - Kapelmistrz i pieczęć nagłówkowa: Orkiestra Dęta przy Zakładach Mechanicznych im. XYZ. Teraz miałem taki glejt, że gdybm naprawde był uzdolniony muzycznie to pewnie przyjęliby mnie do moskiewskiego konserwatorium. Na próbę więcej nie poszedłem. Nadszedł wreszcie upragniony moment wystawiania ocen na świadectwie. To było dość demokratyczne jak na tamte czasy. Pani profesor sumowała oceny i dzieliła przez ich ilość. 3+4+2=9/3=3
Wynik to była ocena na świadectwie. Wcześniej pytała klasę czy klasa się zgadza z taką oceną, na co klasa zawsze sie zgadzała. Jeżeli wychodziła liczba niecałkowita to pani profesor zawyżała w górę lub w dół. To był jej jedyny przywilej. Było więc demokratycznie. Na pierwszy ogień poszli pupile pani profesor - chórzyści. Tu nie było problemów, prawie same piątki, reszta skorzystała z zasady " podwyższania oceny " i też piątki. Potem przyszła pora na muzycznych plebejuszy, pośród ktorych byłem i ja - muzyczny parias. 
-2+2+2+2+2=10/5=2 - cha ! cha ! gagatku - oszuście ! - pani profesor triumfowała, czytając moje oceny. Obiecałam, że ciebie uziemię i uziemię. Pała na świadectwie, cha ! cha ! będzie poprawka ze śpiewu. Dla ciebie specjalnie przyjdę do szkoly 1 sierpnia. Przerwę wakacje, ale będę wiedziała że warto było. Cha ! cha ! 
Nie miałem wyjścia, ta kobieta nia dawała mi szans. Wyjąłem z teczki zaświadczenie wystawione prze kapelmistrza Janusza P. i podszedłem do tablicy
- Pani profesor - zacząłem - ja jestem zawodowym muzykiem, członkiem orkiestry dętej, robię dla muzyki więcej niż cała klasa i wszyscy chórzyści, dwa dni w tygodniu próby, wyjazdy na przeglądy i festiwale - kłamałem jak najęty - nieraz to brakuje mi czasu na inne przedmioty, ale pilny jestem i jakoś daję radę. Mnie należy się ocena podwyższona. Ja naprawde robię więcej niż tego wymaga program nauczania.
- Cooo !? Luudzie ! trzymajcie mnie ! jakiej orkiestry ? gdzie ? ty i orkiestra ? 
- Pani profesor nie wie gdzie ? nie interesuje się pani życiem muzycznym swojego miasta ? przecież orkiestra zakładów mechanicznych. Zawsze prowadzimy pierwszomajowy pochód, w tym roku akurat nie mogłem iść bo skręciłem nogę, ale za rok widzimy się na pochodzie. 
- Jak to ? to niemożliwe ! to niemożliwe ! 
- Pani profesor wszystko jest na zaświadczeniu wystawionym przez kapelmistrza. Ja tylko sugeruję, że zgodnie z zasadą i poczuciem społecznej sprawiedliwości należy mi się trójka na świadectwie.
W tym momencie z odsieczą przybyła cała klasa
- Pani profesor ! pani profesor ! - krzyczeli wszyscy i jeden przez drugiego - jemu się należy podwyższona ocena, wszyscy  chórzyści mają oceny podwyższone - klasa nieustępowała. Pani profesor kilka razy przeleciała wzrokiem po zaświadczeniu, wzięła je pod światło. Papieru jednak nie udało się zakwestionować, papier był mocny i oryginalny. A czerwona pieczątka Janusz P. - Kapelmistrz naprawdę zrobiła na pani profesor wrażenie. 
- No dobrze, stawiam ci warunkowo naciąganą tróję, ale nie wierzę, że ciebie ktoś przyjął do orkiestry. Ja to sprawdzę. A możesz choć powiedzieć na jakim instrumencie grasz ? 
- Jestem doboszem pani profesor, dobrym doboszem - odpowiedziałem z dumą w głosie - dalej łgając. Bo dobosz to jest jednak ktoś. 
- Powiem ci szczerze, że ja nie pozwoliłabym ci grać  nawet na starej beczce po ogórkach. 
Więcej już wychowania muzycznego nie miałem. Dalszy mój kontakt z muzyką ograniczał się tylko do magnetofonu ZK - 140T. Zapytasz szanowny czytelniku po co to wszystko, po co ten zmarnowany czas w szkole, po co zmarnowane lekcje wychowania muzycznego. Odpowiem : nie zmarnowane. Dziś biorąc dziecinne cymbałki do ręki gram wnuczce " " Hymn Światowej Federacji Młodzieży Demokratycznej " jak z nut. Kontynuuje tradycje muzyczne. Jak dziecko podrośnie to jej zagram ten hymn z wcześniejszym komentarzem. Żeby dziecko nie pomyślało, że słowo demokracja znaczyło wówczas demokracja. Demokracja to była u nas na śpiewie, czego dowodem moja naciągana trójka na świadectwie. Pani profesor jednak praw niepisanych przestrzegała, choć była muzyczną despotką. Ale i ona wielkiego wyboru nie miała, pracując na takim materiale jak ja. KONIEC. Kropka i bemol.

Blogi z drogi. Bonn, Beethoven i ja ( 3 )

Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Rozmaitości