Nasz " Staszek " pośród tałckich mgieł
Żeglowanie po mazurskicj jeziorach, jeśli robione po raz n-ty, jest zajęciem nudnym. Kiedy się wie gdzie jest zatoka Mrówka, Niedźwiedzi Róg, Zatoka Łabap, czy Bramka Seksteńska to wszystko jest wiadome i jest nuda, jak w polskim filmie.
Nawet kapitan jest znudzony.
Ekscytująca jest eksploracja, odkrywanie miejsc nieznanych, poznawanie nowych pejzaży, czy jak mawiają za Odrą, nowych landszaftów. Jednak raz do roku trzeba na Mazury wyskoczyć, choćby dlatego, że wychował się człowiek nad brzegiem jeziora i ciągnie do wody jak topielca. Dobrze, że nie wychowałem się blisko cmentarza, bo ciągnęłoby mnie na cmentarz i tam załatwiałbym różne ciemne, cmentarne interesy, jak niektórzy członkowie Platformy Obywatelskiej. Czasem tylko jeziora zaskoczą, kiedy napotka się burłaków, którzy są niezwykłem reliktem czasów minionych i w dobie powszechnych japońskich, przyczepnych motorków są czymś na co każdy zwróci uwagę. Lud burłaczący przetrwał. Jak długo będą istniały Omegi, on będzie burłaczył.
A w ogóle to nuda jest, po trzech dniach pięknej, żeglarskiej pogody dziś niebo nad Nidą płakać zaczęło i jest nuda nad Nidką. Jedynym urozmaiceniem i atrakcją są liczne bary i tawerny, dzięki którym człowiek nigdy nie wie na którym pomoście lub czyim pokładzie przyśnie. Wśród tej powszechnej nudy jest to jakieś urozmaicenie
Dlatego naprawdę nie mam o czym pisać. Jeżeli nie przestanie padać to przyjdzie mi na tym blogu snuć gawędy z szuwar, których uzbierało się całkiem sporo. Na razie ruszamy na Ruciane, bo jest deszcz i jest nuda. Jak w polskim filmie.
Ryn w pełnej krasie
Komentarze