Arcybiskup Polak jakiś czas temu w sposób jednoznaczny ujął się za uchodźcami grożąc suspensą wszystkim tym księżom ze swojej diecezji, którzy by przeciwko owym uchodźcom wystąpili. Jeśli jednak wziąć pod uwagę wzmożenie księdza prymasa, całą jego retorykę i jednoznacznie wypowiedziane groźby, oraz najzwyczajniejszą logikę tego przekazu, wynika z niego, że arcybiskup Polak nie uchodźców miał na myśli ale emigrantów zarobkowych, których do Europy wezwała Angela Merkel. Emigrantów z których trzy czwarte to zdrowi i syci mężczyźni między dwudziestym, a czterdziestym rokiem życia wyznających wiarę w boga, który każe mordować i gwałcić każdego, kto w niego nie wierzy.
Nie mam pojęcia dla czego prymas Polak w kontekście tychże muzułmanów bije nas, katolików po głowie cytatami z Biblii o nienakarmieniu głodnego i nieprzyodzianiu nagiego, skoro ani jednym, ani drugim owi imigranci nie są? Co takiego kieruje arcybiskupem, że bardziej troszczyć się o tych, którzy niosą islam i dżihad niż o swoich chrześcijan, swoje owce każąc im mieszać się z islamskimi mięsożercami? I żadnym argumentem nie jest stwierdzenie, że nie każdy muzułmanin jest terrorystą skoro każdemu muzułmaninowi koran nakazuje zabijać niewiernych. Będąc muzułmaninem z automatu staje się on wrogiem chrześcijaństwa. Czy takiej rzeczywistości chce biskup Polak?
Zaiste muszą się chyba zaczynać czasy końca skoro jeden biskup zachęca aby między owce wpuszczać islamskie wilki inny duchowny - amerykański jezuita promuje w kościele sodomię, a jeszcze inny ten w białej piusce chce sakramentów dla rozwodników. Czy nacisk antykościelnych sił "postępu" i ateistycznych hord konsumpcjonizmu jest tak wielki, że uginają się pod nim kolaoratkowcy i purpuraci? Czy może wieloletni flirt z lewacką wizją świata i pławienie się w relatywistycznych teoriach teologii wyzwolenia przyćmiło umysł niektórych kościelnych hierarchów czyniąc nich pożytecznych idiotów dla różnych politycznych macherów kręcących własne lody obyczajowe, społeczne czy gospodarcze?
Wystarczy spojrzeć na samego papieża Franciszka, którego pierwsze lata pontyfikatu upłynęły na werbalizowaniu poglądów tak egzotycznych, że później Państwo Watykańskie musiało ustami swoich rzeczników prostować je i przekładać na tzw. "zrozumiałe" dla prostych katolików. Czy nie była to wtedy i nie jest dzisiaj zakazana przez kościół teologia wyzwolenia? A czy próby podejmowane przez Franciszka relatywizowania Sakramentu Pojednania i Eucharystii odnośnie związków niesakramentalnych oraz lansowanie tezy o przyjmowaniu emigrantów politycznych i traktowaniu ich jako uchodźców nie są elementem owej teologii?
Skoro może Franciszek to może i arcybiskup.Polak i kardynał Nycz i Lemański i Boniecki i wielu innych dla których idee świata ważniejsze są niż idee Boga. Co jest bowiem skutkiem owych dywagacji, papieskich napomnień i suflujących mu głosów księży liberałów? Z pewnością nie spokój i pojednanie, gdyż same przekazywane idee nie mają nic wspólnego z koncyliacją, a przede wszystkim z bożą logiką. Jest napisane, że po owocach poznamy dobro i zło. Idąc tą drogą wypada nam się zastanowić co dostajemy od papieża Franciszka i arcybiskupa Polka? Jak to się dzieje, że głoszone przez nich dogmaty o potrzebie przyjmowania pod swój dach muzułmanów całkowicie pomijają skutki owego przyjęcia jakie obserwować możemy w Europie Zachodniej? Dlaczego mimo tego, że obcy rozsadzają chrześcijańską wspólnotę, zastępując ją islamem, Franciszek nadal chce ich więcej naciskając na przyjmowanie islamistów do krajów, które do tej pory im się oparły?
Czy chrześcijańskie miłosierdzie ma się zamienić w szaleństwo, a nadstawianie policzka okazać masowym mordem narodu? Czy Pan Jezus to właśnie miał na myśli głosząc swoje przypowieści i czy chciałby takiej całopalnej ofiary z narodu zniewolonego i upodlonego przez islam? Może nad tym powinni zastanowić się Bergoglio i jego wierny sługa Polak?!
