Szlachcic francuski
Szlachcic francuski
Republikaniec Republikaniec
3826
BLOG

Francuski bufon i polska małpiarnia

Republikaniec Republikaniec Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 45

Francuz Louis de Kermorvand (zapewne z Bretonii, skoro nazwisko pisane jest przez „K”) wydał w 1779 roku w Hamburgu pamflet zatytułowany "Orangutan Europy, czyli Polak takim, jakim jest" (L’orang-outang de l'Europe ou le Polonais tel qu’il est). Napisał tam między innymi: „Widziałem Turków, eunuchów, barbarzyńców, dzikich i Polaków; wszystkie te dwunożne istoty są dziwaczne, ale najtrudniejszy do określenia i najmniej określony jest ten, którego przyrodnicy zwą Polakiem.” W dalszej części swojej pracy wyraża pogląd, że Polacy pochodzą od orangutanów, które przewędrowały przez nieistniejący dziś przesmyk z Ameryki do Azji, stąd do Polski, i skrzyżowały się tu z ludźmi.
Żeby wyjaśnić naukowe podstawy teorii zachodnioeuropejskiego badacza, a więc osoby która, wobec rozpowszechnionej nie od dziś w niektórych kręgach pochylonej postawy, celnie acz niepoprawnie politycznie nazwanej przez Radosława Sikorskiego murzyńskością, miała szanse na uznanie i zyskanie oddanych wyznawców -  należy się cofnąć w czasie jeszcze o lat kilka.


Stanisław August Poniatowski obejmując 7 września 1764 tron polski złożył w pactach conventach następujące przyrzeczenie: „Szkołę rycerską na młódź szlachecką postanowić i pilnie mieć oko, aby w przyzwoitym trzymana była ćwiczeniu.” Król uroczyście otworzył uczelnię 15 marca 1765 w Warszawie, ale proces jej organizacji trwał jeszcze kilka kolejnych lat.
Szkoła nosiła początkowo nazwę Akademii Szlacheckiej Korpusu Kadetów, a potocznie była nazywana Szkołą Rycerską. Utrzymywana była ze skarbu państwa, co regulowała uchwała sejmowa z 1766, która zabezpieczała na jej utrzymanie 600 tys. złotych polskich rocznie. Kwota ta przeznaczona była na utrzymanie oraz kształcenie 200 kadetów wywodzących się z biedniejszej szlachty, którzy w 2/3 wywodzili się z terenów Korony Królestwa Polskiego, a w 1/3 z Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Kadra Szkoły składała się z nauczycieli cywilnych oraz wojskowych. Początkowo, wobec braku polskich fachowców, większość nauczycieli stanowili Francuzi i Niemcy. Wśród  nich znalazł się kawaler de Kermorvand, jako wykładowca od fortyfikacji polowych.
Funkcję komendanta szkoły z wielkim zaangażowaniem pełnił krewny króla, dowódca Gwardii Litewskiej oraz starosta generalny Ziem Podolskich książę Adam Kazimierz Czartoryski. Miał on w zwyczaju zapraszać wykładowców do swojego pałacu przy Krakowskim Przedmieściu, aktualnie siedziba Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Otóż zaproszony na uroczysty obiad (do stołu książęcego zasiadało zwykle kilkadziesiąt osób) Francuz został przyłapany przez służbę na próbie kradzieży srebrnych sztućców. Książę komendant uznał, że taki wychowawca obiecującej młodzieży nie jest mu do niczego potrzebny, toteż gość wyleciał ze służby polskiej ze skutkiem natychmiastowym. Szlacheckie pochodzenie co prawda uchroniło go przed solidną porcją kijów, ale zamiast spodziewanej synekury trzeba było natychmiast fugas chrustas w stronę najbliższej granicy Rzeczypospolitej. W stosunkowo małym światku decydującej w ówczesnej Europie arystokracji (książę Czartoryski miał na francuskim dworze przyjaciół i powinowatych) powrót z takim świadectwem pracy do słodkiej Francji świetlanej przyszłości nie prorokował, toteż kawaler de K. zatrzymał się w Niemczech, tamże popełniając swoje dzieło, będące pretekstem niniejszej notki. Dalsze jego losy nie są znane.

Miał facet pecha, rodząc się o te dwieście pięćdziesiąt lat za wcześnie, bo dzisiaj z takimi zdolnościami zrobiły zapewne karierę jako asystent jakiegoś Timermansa i specjalista od kwestii praworządności.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura