Karol Nawrocki, czyli kto? Klika dni po II turze wyborów prezydenckich odpowiedź na to pytanie nie jest bynajmniej łatwe. O ile jego kontrkandydat jest postacią w polityce od dawna znaną, więc odrzucenie jego oferty było dla osób dobrze życzących swojemu krajowi czymś oczywistym, to jednoznaczne określenie poglądów zwycięzcy nie ma aż tak mocnych podstaw. Przyczyny jasne i zrozumiałe - prezes IPN w licznych szczegółowych, choć ważnych kwestiach niekoniecznie się wypowiadał, a jeśli nawet - to jego wypowiedzi nie stały się szerzej znane.
Sam jestem historykiem z wykształcenia, toteż zmiana "normalnego, europejskiego" kursu jakiej dokonał kierując Muzeum II Wojny Światowej bardzo mnie ucieszyła. Polska instytucja zbudowana i utrzymywana za pieniądze polskiego podatnika winna jest prowadzić polską politykę historyczną. Nie mogę powiedzieć też nic złego o ostatnich latach IPN, w odróżnieniu zresztą od nie do końca udanej kadencji prezesa Szarka.
Dla prezydenta, to oczywiście o wiele za mało. Jeśli jednak wziąć jego wyborcze deklaracje za dobrą monetę, powodów do niepokoju także nie ma za wiele. Poglądy elekta na społeczeństwo, państwo (wraz z polityką zagraniczną) i gospodarkę wydają się ukształtowane, i ukierunkowane, nie budząc niepokoju. Może poza drobnymi wyjątkami, jak trochę zbyt częste powtarzanie wyjętej z nie z mojej bajki pochodzącej Agendy 2030, frazy "zrównoważony rozwój" (choćby na konferencji CPAC), czy podkreślanie przywiązania do Unii Europejskiej - choć tu z zastrzeżeniami co do konieczności jej reformy. W rozmowie z Metzenem wykazał sie także niezbyt dobrym zrozumieniem kwestii podatkowych, ale w końcu nikt nie jest wszechwiedzący.
Kim z pewnością nie jest, to osobą zaangażowaną wcześniej w bieżącą, partyjną politykę. W odróżnieniu choćby do Andrzeja Dudy, który co prawda nie w pierwszej linii, ale takie epizody i to w niejednej organizacji zaliczył. Z jednej strony pewien atut, brak daleko korzeniami sięgających zobowiązań, ale jednocześnie brak własnego, twardego politycznego zaplecza wejścia w rolę polityka formalnie nr 1 w kraju nie ułatwia. Wszedłszy jednakowoż między wrony... Zobowiązanie wobec wspierającego obozu politycznego i jego wyborców jak najbardziej istnieje, i zlekceważyć się nie da, o ile nie chce się wkroczyć na ścieżkę Wałęsy. Ale tu wsparcie jednego obozu dało zaledwie 30% poparcie, i sięgnąć trzeba było po elektorat innych ugupowań i ich kandydatów. 21% głosów, a licząc jako odsetek własnego, już ponad 40%. Czyli dwóch z każdych pięciu wyborców, bynajmniej nie pała nadmierną sympatią do Prawa i Sprawiedliwości. To oznacza, że nowy prezydent otrzymał ogromny kredyt zaufania, ale jest to kredyt bardzo wysoko oprocentowany, i z pewnością nie długoterminowy. Znalezienie właściwej formuły działania, nie obrażającej odczuć tych 51%, a jednocześnie będącej do przyjęcia dla przynajmniej części pozostałych 49 z 1 czerwca jest koniecznością, niemniej jednak w praktyce nie będzie łatwe. Może to nie aż kwadratura koła, ale coś całkiem, całkiem... W każdym razie pokonanie tylu raf na kurssie nie jest zadaniem, którego można zazdrościć. Paradoksalnie największym sprzymierzeńcem, tworzącym konsolidujące zagrożenie okazuje się Donald Tusk. Wczorajsze trzyminutowe burknięcie-orędzie dowodzi, że premier powtarzając wiekowe błędy Burbonów niczego nie zapomniał, i niczego się nie nauczył. Nawet z ostatniej lekcji. Rysuje się więc totalna opozycyjność rządu wobec nowego prezydenta, rządu od półtora roku potrafiącego jedynie kuglarsko omijać rzeczywiste problemy Polski i Polaków, żadnego nie rozwiązując - kto więc w tej sytuacji będzie zyskiwał sympatię, a kto tracił?
W każdym razie Karola Nawrockiego czeka w ciągu najbliższych miesięcy zdefiniowanie własnej roli. Niełatwe. To, że w wyjątkowo trudnej i obrzydliwej kampanii zdołał napisać własną, przekonujacą jak się okazało opowieść, jest zaledwie dobrym początkiem.
Inne tematy w dziale Polityka