Brazylijski serial wyborczy po przejechaniu zakonnicy w Końskich, dwugodzinnym tryumfie faworyta, i fałszerstwach Braci Kamraci zbliża się do finału. Ośmieszony premier musi okiełznać puszczonego luzem rumaka, zaś wobec widocznego braku kadr chętnych do zaangażowania się w przejęcie Wielkiego Pałacu sposobem TVP, pozostała rozpaczliwa jazda "na wiernego eksperta", z pseudoprawniczą narracją. Pływanie rozpaczliwcem.
Reforma polskiego wymiaru sprawiedliwości z 20 grudnia 2019 r. narusza unijne prawo — orzekł 15 czerwca 2023 r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Za podstawę swego działania art. 19 Traktatu o Unii Europejskiej, który mówi o obowiązku państwa członkowskiego do zapewnienia „skutecznej ochrony sądowej w dziedzinach objętych prawem Unii”. Przepisowa mowa-trawa, z którą konkurować może chyba jedynie nasz konstytucyjny art. 2 (Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej), z którego, przy odrobinie dobrej lub złej woli można wywieść prawie wszystko. Wobec orzecznictwa bardzo szeroko definiującego taki obowiązek ("zapewnienia skutecznej ochrony sądowej")- chodzi bowiem nie tylko o „bezpośrednią transpozycję prawa UE”, ale również o przepisy podlegające „równoległemu stosowaniu wraz z prawem UE”, rzecz mogłaby wydawać się legalna, gdyby nie drobiazg — kompetencje do ustalania organizacji sądownictwa pozostają w gestii władz krajowych. Nie zostały żadnym aktem traktatowym przekazane Brukseli.
Polski Trybunał Konstytucyjny, odpowiadając na wniosek ministra sprawiedliwości, określił tak rozszerzające i pozatraktatowe działania jako sprzeczne z podstawowymi zasadami prawa międzynarodowego i unijnego, stanowiące bezprawną ingerencję w suwerenny porządek konstytucyjny RP. Na co odpowiedział Rzecznik generalny TSUE Spielmann wydając opinię, w której wskazał, że polski Trybunał Konstytucyjny w wyrokach z 14 lipca i 7 października 2021 r. narusza pierwszeństwo, autonomię i skuteczność prawa UE, co w jego opinii jest bezprecedensową "rebelią".
Co prawda Niemiecki Trybunał Konstytucyjny orzekł dwukrotnie, w 2009 i w 2019 r., że podstawa prawna (tenże art. 19 TUE), na którą powołuje się Komisja Europejska, nie daje organom europejskim prawa ingerowania w sprawy organizacji wymiaru sprawiedliwości państw członkowskich UE - no, ale przecież to niemiecki trybunał.
Potem mieliśmy jeszcze orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, w którym zakwestionowano status legalnie wybranego przez Sejm sędziego Trybunału Konstytucyjnego.
I co? I jajco. Ówczesny rząd w Polsce, z premierem Morawieckim na czele, w złudnej nadziei na deszcz kasy z KPO kładł uszy po sobie. Rubelka nie zarobił, a cnota przepadła. Zresztą, przyczyniając się walnie do wyborczej porażki — wyborców wyrobionych, patriotycznie nastawionych zraził, wśród mas mniej zorientowanych utwierdzając przekonanie, że przyszłość i dobrobyt to Unia i jej dary. A skoro tak, to więcej załatwi Tusk, niż podpadnięty Brukseli PiS.
Elekcja władzę zmieniła. Sądy, jakie były, pozostały. Przypomnijmy, jak odnalazł się w tej rzeczywistości nowy minister sprawiedliwości, doktor praw w końcu.
10 stycznia 2024 r. - czyli już po wspomnianych wyżej wyrokach europejskich trybunałów, na które dziś powołują się prorządowi komentatorzy i rzekomi eksperci - prokurator generalny Adam Bodnar wysłał do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN pismo "w przedmiocie ważności wyborów do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej przeprowadzonych w dniu 15 października 2023 r.". Minister wnosił o stwierdzenie ważności wyborów. Uznawał Izbę Kontroli za sąd.
Na sali sądowej, przed sędziami z Izby Kontroli Bodnar był reprezentowany przez upoważnionego przez siebie prokuratora z Prokuratury Krajowej. Sąd podzielił stanowisko Bodnara. W efekcie Bodnar — zgodnie z orzeczeniem SN zapadłym w Izbie Kontroli — jest senatorem. Donald Tusk, dzięki temu orzeczeniu, jest premierem. Ale potem...
24 stycznia 2025 r. Sejm uchwalił tzw. ustawę incydentalną, czyli ustawę, która określała, że to nie Izba Kontroli SN będzie orzekała w sprawach wyborczych, tylko sędziowie z innych izb. Ustawa została zawetowana przez prezydenta Andrzeja Dudę, czyli nie weszła w życie. Trochę to przypomina inny wyczyn ministra Bodnara, który jednego dnia grzecznie prosi prokuratora krajowego Dariusza Barskiego o mianowanie prokuratorem PK Dariusza Korneluka, by następnego dnia stwierdzić, że Barski prokuratorem krajowym nie jest i nigdy nie był. Bez wpływu na status Korneluka.
Warto zwrócić uwagę na to, że w uzasadnieniu do projektu tej ustawy wprost wskazano, że zgodnie z obowiązującym prawem rozpoznawaniem protestów wyborczych i stwierdzaniem ważności wyborów zajmuje się Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Dokument ten nadal jest dostępny na stronach sejmowych — druk nr 923, piąty akapit strony 1.
Trzeba jeszcze jakichś argumentów? Ale w dorozumiewaniu prawa tak, jak aktualnie wygodnie rządzącej ekipie Adam Bodnar przekroczył nie tylko granice logiki, ale nawet śmieszności. W obowiązującej dziś manierze komunikacji X-owej, 23 czerwca 2025 Izbę Kontroli raz uznał za sąd oraz nie uznał za sąd w jednym i tym samym tweecie.
Napisał, że "w efekcie protestów w części Komisji Wyborczych doszło, decyzją Sądu Najwyższego, do ponownego przeliczenia głosów". Decyzję podjęto w Izbie Kontroli — Bodnar więc uznał ją za Sąd Najwyższy. Dziewięć zdań później Bodnar jednak napisał: "Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych na mocy orzeczeń TSUE, ETPCz i Sądu Najwyższego — nie jest sądem w rozumieniu Konstytucji. W ogóle nie powinna orzekać o ważności wyborów".
Kropka. O co w tym domu wariatów chodzi? Nietrudno zgadnąć. Walka idzie o kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości. O to, czy w sądownictwie będzie tak jak było — czyli rządzić nim będzie niepodzielnie "kasta" - prezesi ważnych sądów będą wybierać Krajową Radę Sądownictwa, zaś Krajowa Rada będzie wybierać prezesów ważnych sadów, i wspólnie razem decydować będą, kto może być sędzią. Czy kontynuowana będzie trzydziestopięcioletnia tradycja "samooczyszczającej" się grupy obrony interesów, czy jednak utrzyma się dzięki ochronie nowego prezydenta dokonana w latach 2015-2023 zmiana. Pisowska, kulawa i niezdarna, ale dzięki dopływowi nowej krwi, w części spoza dotychczasowego układu, mogąca być podstawą przyszłej koniecznej reformy.
Bo ta jest, powtórzę, koniecznością. Sądy, jakie są, każdy widzi. Ich rzeczywiste odpolitycznienie i odbiurokratyzowanie procedur to jeden z podstawowych warunków naprawy Rzeczypospolitej. Ale nie ma co marzyć o naprawie, biorąc się tylko za jeden z węgłów trójkątnej budowli. Aktualna konstytucja jako instrukcja obsługi państwa nie sprawdza się, także w kwestiach organizacji i podziału kompetencji władz ustawodawczej i wykonawczej.
Inne tematy w dziale Polityka