Republikaniec Republikaniec
469
BLOG

Kadencja. Jak on kończy

Republikaniec Republikaniec Polityka Obserwuj notkę 5

Końcówka kadencji prezydenckiej, jeszcze przed czasem na ostateczne podsumowanie skłania do obserwacji — dzieją się często wówczas wokół urzędu rzeczy hmm... dziwne i ciekawe, rzucające światło i na osobę niedługo byłego i jego dalsze plany, i (to częściej) na jego otoczenie. Nie przyglądam się zbyt wnikliwie, ale wpadły mi ostatnio w oko dwie informacje. Jedna z pewnością dotycząca świadomej decyzji samego Andrzeja Dudy, druga, zapewne przez kogoś mu podsuwana.

Ta pierwsza to nadanie byłemu prezydentowi Krakowa, prof. Jackowi Majchrowskiemu Krzyża Wielkiego Orderu Odrodzenia Polski. Nie tylko sam fakt nadania, ale i okoliczności dekoracji są cokolwiek niezwykłe. Ceremonia wręczenia orderu odbyła się 22 lipca w jednej z sal krakowskiego oddziału Narodowego Banku Polskiego, bez udziału mediów i z pominięciem informacji na stronie Kancelarii Prezydenta, obecni byli jedynie najbliżsi i wąskie grono współpracowników Majchrowskiego. Złoty Krzyż Zasługi  otrzymała również ostatnio Izabela Błaszczyk, była prezeska kontrowersyjnej miejskiej spółki Kraków 5020, która zakończyła działalność w atmosferze skandalu. 

Jacek Majchrowski rządził Krakowem przez 22 lata. Choć wcześniej związany z PZPR i SLD, to w ostatnich latach zacieśniał relacje z PiS, m.in. organizując w Krakowie III Igrzyska Europejskie, na co miasto otrzymało blisko 500 mln zł z budżetu państwa.

Radny PiS ze Skawiny, Ryszard Majdzik, działacz opozycyjny z lat 80. zapowiedział zwrot własnego Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski, by - jak napisał - "nie być w jednym szeregu z zasłużonymi dla Polski Ludowej komunistami".

Ze względu na polityczną przeszłość Majchrowskiego, gest prezydenta RP spotkał się z krytyką ze strony polityków Prawa i Sprawiedliwości. Pojawiły się z tych kręgów komentarze, że prezydent Duda po skończonej kadencji wraca do Krakowa, szuka więc miękkiego lądowania w mieście i pomysłu dla siebie . "Chce pokazać, że jest prezydentem wszystkich Polaków, żeby nie zamykać sobie drzwi" - cytat z lokalnego dodatku Gazety Wyborczej.

Do stawiania i świeczki, i ogarka ta prezydentura  przyzwyczaiła. Nie do końca podzielam jednak święte oburzenie. Jacek Majchrowski to niewątpliwie postać kontrowersyjna, ale w końcu aż przez 22 lata cieszył się zaufaniem mieszkańców Krakowa, wystarczającym, by wygrywać wybory. W liberalnie nachylonym wielkim mieście nie szedł bynajmniej w nachalną lewacką ideologię, jak Trzaskowski, Jaśkowiak albo Sutryk. Stworzył natomiast funkcjonujący układ towarzysko — biznesowy, nie tak zupełnie bez korzyści dla miasta. Może trochę przemawia przeze mnie sympatia dla historyka, z którym kiedyś, bardzo dawno temu dyskutowałem na temat jego przygotowywanych prac o Obozie Zjednoczenia Narodowego i Pierwszej Kompanii Kadrowej, ale tej osobistej nuty życzliwości, pomimo całkowicie odmiennych sympatii politycznych się nie pozbyłem. I nie zamierzam.

Druga kwestia, jak sądzę podsuwana prezydentowi przez kogoś z jego otoczenia, dotyczy wniosku o ułaskawienie podkarpackiego biznesmena Ryszarda P. 28 lutego 2024 r. on został prawomocnie skazany przez Sąd Apelacyjny w Rzeszowie na karę 2 lat i 10 miesięcy więzienia za doprowadzenie Rzeszowskich Zakładów Graficznych do strat na ponad 14 mln zł.  Strat i upadku — dziś na miejscu zakładów jest galeria handlowa. Nie pierwsza w tej karierze oraz okolicznościach. Opinia sądu dotyczącą prośby o ułaskawienie jest negatywna.

Swoje stanowisko w tej sprawie do prezydenta skierowało Stowarzyszenie Grafik Rzeszów, reprezentujące byłych pracowników Rzeszowskich Zakładów Graficznych S.A., w którym oświadczyli, że wniosek o ułaskawienie skierowany do prezydenta RP „nie zasługuje na uwzględnienie, gdyż zastosowanie wobec Ryszarda P. prawa łaski w jakimkolwiek zakresie kłóciłoby się z poczuciem elementarnej sprawiedliwości społecznej”. Przypomnieli, że w wyniku działalności P. majątek Skarbu Państwa wielkiej wartości został przejęty w sposób nielegalny i doszło ostatecznie do upadku Rzeszowskich Zakładów Graficznych S.A., a wielu pracowników zostało pozbawionych „z dnia na dzień pracy”. Podkreślili, że Ryszard P. nie wykazał skruchy, nie przeprosił byłych pracowników, nie zaproponował im jakiejkolwiek rekompensaty.

Jednak, jak wieść gminna niesie, skazany nie traci nadziei, a jego pełnomocnik powiedział lokalnej prasie, że opinia sądu nie jest dla prezydenta wiążąca.

Mało kto wie, o kogo chodzi, i jakie były początki oraz rozwój  kariery P. Pod koniec lat 80.milicjant z jasielskiej drogówki,  prowadził ożywioną działalność ekspropriacyjną, wymierzoną przede wszystkim w kierowców ciężarówek, w tym czasie w niemal 100% reprezentujących transport zakładów państwowych. Wówczas niemal każdy z nich jakoś tam na uspołecznionym wikcie kombinował, a zatrzymany na nie do końca zgodnej z dokumentacją trasie i z takimże towarem, niezbyt chciał formalnego prowadzenia sprawy — więc przy obopólnej zgodzie... I rosła sobie z milicyjnej pensji najokazalsza naonczas rezydencja w podjasielskich Przysiekach. W latach 90. P rzucił etat i poszedł w biznesy. Różne.

Gdzieś na przełomie 1990/91 nabył nieruchomość przy ul. Kościuszki w Jaśle (centrum miasteczka, vis-à-vis Domu Kultury),  na której stała podupadająca XIX-wieczna willa, w stylu polskiego dworku. Niby niewiele, ale w latach 60. tamtego stulecia mieszkał w niej Ignacy Łukasiewicz. W miasteczku startym z powierzchni ziemi przez Niemców w 1944 roku, obiekt zabytkowy, wpisany do rejestru. Którego to rejestru zawartość można policzyć na palcach jednej ręki. I co? Budynek wziął i zniknął, sprawy karne i administracyjne po paru latach zdechły, a na placu w kilka miesięcy pojawił się klocek noszący szumną nazwę galerii handlowej. Budowie szkodził ponadto rosnący tam 150-letni, okazały  miłorząb japoński, z tabliczką "pomnik przyrody". Pewnej letniej nocy nie wytrzymał starcia z piłą motorową, a o brzasku właściciel gruntu zjawił się na odległej o 100 metrów komendzie rejonowej (to było jeszcze przed powiatami) policji, z doniesieniem o popełnieniu przez nieznanego sprawcę przestępstwa.

Pod koniec lat 90. biznesmen popłynął na szersze wody, do miasta wojewódzkiego. Gdzie z kolei miały miejsce następne czysto biznesowe epizody, z opisanym wyżej wyczyszczeniem miejsca pod handel. Jak głosi niezmordowany Fama,  P. nie pracuje obecnie ani nie pracował wcześniej wyłącznie na swój rachunek.

Dobrze byłoby, gdyby prezydent wnikliwiej przyjrzał się, kto w jego kancelarii dość uporczywie  podkłada mu tę  świnkę. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka