Nie, nie da się. Choćby nie wiem jak się starać, nie da się przy zainteresowaniach ekologiczno - klimatycznych uciec od polityki. Ostatnio dzieje się, oj dzieje, temat za tematem życie podsuwa a chęci do pisania, jak lata temu - brak. Co jednak zrobić, gdy człowiek z każdej strony atakowany jest przykładami głupoty, ignorancji, umysłowego lenistwa? Nikomu dziś nie chce się sprawdzać źródeł tej czy innej wiadomości, zweryfikować, pomyśleć. Co się dziwić zwykłym blogerom, skoro ostatnio nawet w telewizjach czy dziennikach prasowych coraz częściej dziennikarze po wieloletnich studiach nie trudzą się podawaniem źródeł wiadomości czy przedstawienia racji strony przeciwnej - co jest ich psim obowiązkiem. Prym w tym zepsuciu wiedzie Twitter, gdzie każdy publikować może w zasadzie wszystko - a ostatnia, populistyczna decyzja Muska, rzekomo w obronie wolności słowa, woła o pomstę do nieba! Nie, wolność słowa nie polega na tym, że nikt nie odpowiada za to, co postuje. Wolność słowa to również odpowiedzialność za swoje publikowane tezy.
Raport naukowców dla stowarzyszenia miast C40 Cities
Głos "prawicowego komentatora z Twittera":
"Jeszcze raz w temacie wielkiego szaleństwa jakim jest raport C40 Cities. Jak już pisałem Rafał Trzaskowski i przywódcy prawie 100 europejskich miast chcą nam do 2030 r. drastycznie ograniczyć albo odebrać mięso, nabiał, auta, samoloty i odzież! 1/5"
https://twitter.com/witoldstoch/status/1626159742920929280
Jest to dobry przykład stosowania tzw. równi pochyłej, czyli celowego (lub nieświadomego) wyolbrzymiania zagadnienia, by z takim fałszywie wyolbrzymionym problemem następnie dzielnie walczyć. Tymczasem:
1. Cele żywnościowe nie sa w raporcie C40 rekomendowane do wprowadzenia tylko wymienione jako przykłady działań:
"W odniesieniu do „ambitnych celów” na 2030 r. (to na nich bazuje obecna dyskusja – red.) w raporcie stwierdza się: Nie rekomenduje się hurtowego przyjęcia tych celów w miastach C40. Są one wymienione, aby zapewnić zestaw punktów odniesienia dla miast. Można je uwzględniać rozważając różne alternatywy redukcji emisji i długoterminowe wizje danego miasta – przekonuje nas Rolf Rosenkranz, szef wydziału komunikacji w C40 Cities."
2. Możliwości wprowadzenia tych działań i tak na poziomie samorzadów sa zerowe.
3. Treść raportu C40 jest dla stowarzyszonych miast niewiażaca
https://smoglab.pl/co-oznaczaja-rekomendacje-c40/
Rzetelność mediów:
Kolejna gównoburza to rzekome działania UE zmierzające do zalania 400 tys. ha gruntów uprawnych w Polsce:
1. Wszystkie media podały, że chodzi o: nature restoraration act. Tymczasem prawidłowa nazwa dokumentu to nature restoration law. Czepiam się drobiazgów? Takie drobiazgi często sa bardzo ważne i pokazują jakość pracy włożonej przez dziennikarza w badanie danego tematu.
2. W dokumentach UE mowa jest o przywróceniu dobrego stanu torfowisk, wykorzystywanych obecnie jako np. pastwiska czy łaki. Nie ma mowy o zalaniu gruntów wykorzystywanych obecnie na przykład pod uprawy zbóż. Warto wiedzieć, że obecnie wiele gruntów rolniczych w Polsce jestPRZESUSZONYCH.
3. W sensacyjnych doniesieniach medialnych podaje się, że "zalanych" ma zostać ok. 400 000 ha gruntów rolnych, przy czym nigdzie nie podano źródła tych danych. W dokumentach UE ani na stronach rządowych nie znalazłem potwierdzenia tych szacunków.
4. Nawet jeśli to prawda, to w Polsce mamy ok. 14,6 mln ha użytków rolnych. Czyli renaturalizacji miałoby ulec ok. 2,7% gruntów, przy czym warto tu wspomnieć, że ok.150 000 ha gruntów w Polsce to nieużytki i ugory!
5. ok. 70% użytkowanych rolniczo torfowisk to Trwałe Użytki Zielone - z czego większość TUZ to łąki.
6. Nic nie stoi na przeszkodzie, by rolnikowi, który dobrowolnie zrezygnuje w swoim gospodarstwie z części uprawianej powierzchni wypłacać odszkodowanie lub stosowna rekompensatę.
7. Skupienie się w krytyce Unijnych propozycji na kosztach (utrata ok. 3% raczej gorszych jakościowo gruntów*) i celowe pomijanie korzyści jakie dadzą:
- retencja ogromnych ilości wody, czyli dodatkowe zabezpieczenie przed powodziami i susza. Takich ilości wody, jaka zgromadziły by te odtworzone torfowiska nie pomieszcza sztucznie budowane zbiorniki za miliardy złotych. I w odróżnieniu od wytworów ludzkich rak torfowisk nie trzeba naprawiać, konserwować i sa "wieczne".
- oczyszczanie z biogenów rolniczych wód powierzchniowych. Pewnie, teoretycznie można to wykonać za pomoca oczyszczalni w każdej oborze... tylko umówmy się, to ekonomicznie nierealne.
- poprawa utraconej bioróżnorodności związanej z dawnymi osuszonymi terenami podmokłymi.
8. Krytycy propozycji Unijnych niech lepiej zapoznają się z rządowym Planem Przeciwdziałania Skutkom Suszy (PPSS):
https://stopsuszy.pl/wp-content/uploads/2022/10/D2021000161501_PPSS.pdf
https://stopsuszy.pl/wp-content/uploads/2021/09/Za%c5%82%c4%85cznik_nr_4_do_PPSS.pdf
9. Część z tych przywróconych torfowisk nadal będzie można gospodarczo wykorzystywać w ramach trwałych użytków zielonych.
10. Już obecnie w celu ochrony wilgotnych łąk (np. łąki trzęślicowe) można z UE otrzymać stosowne dotacje.
Ostatni temat to straszenie robakami w żywności.
Ta zua (pisownia celowa) łunia znowu chce biednego Polaka zmuszać do jedzenia robaków! Czyżby??? Otóż - nie. Rozporządzenie dopuszczające stosowanie maczki ze świerszczy jako dodatek do makaronów powstało na wniosek firmy prywatnej i pozwolenie to poprzedziły kilkuletnie badania, czy taki dodatek nie jest dla naszego zdrowia niebezpieczny. Badania stwierdziły, że nie jest, więc biurokraci UE nie mieli w zasadzie wyjścia i postanowienie o dopuszczeniu tejże maczki musieli wydać. Jednak firmy stosujące tego typu dodatki muszą w sposób wyraźny informować klientów, że w danym produkcie jest dodatek z "robaków". Czyli jest obowiązek informacyjny, w badaniach nie stwierdzono szkodliwości tego dodatku i nikt nie będzie nikogo do niczego zmuszał!
No dobrze, ale co by było, gdyby firmy nie miały obowiązku informowania o stosowanych dodatkach? Czy sam miałbym coś przeciwko "robakom w żywności"? To zależy: z jednej strony "robaki" zjadane są od tysiącleci przez miliardy ludzi na świecie, w Afryce, Ameryce południowej, Azji. I jest to ich tradycyjna dieta, powszechnie uznawana za pełnowartościowe, niskotłuszczowe i zdrowe źródło białka. W europie jeszcze kilka stuleci temu również robactwo w diecie było. Jednak z drugiej strony w Europie od dawna nie jemy owadów i nie jesteśmy na to psychicznie gotowi. Rozumiem więc obawy, choć część rozsądnych obaw jest rozdmuchiwana i wyolbrzymiana przez polityków - w grze przeciwko UE. I choć sam owada bym za Chiny nie zjadł, to uważam, że czym innym jest np. maczka z owadów. Produkt wysoko przetworzony, sterylizowany, produkowany w ściśle kontrolowanych warunkach. Mnie więc maczka ze świerszczy jakoś nie parzy, a w Rozporządzeniu jest przecież jasny obowiązek informacyjny firm. Kto nie będzie chciał, nie kupi, kto będzie chciał - jego wolna(!) wola.
Ps. Przewidując kilka możliwych odpowiedzi:
- w internecie krąży filmik pokazujący rzekomo setki pasożytów w świerszczu - ma to być argument przeciwko. Tymczasem biolodzy szybko sprostowali, że to nie świerszcz, tylko pasikonik (co ma znaczenie, bo pasikoników nikt do przetwarzania nie dopuścił) a nicienie nie są w stanie atakować kręgowców - czyli ssaków.
Ps. Ps. Rozumiem, naprawdę, że powyższe działania mogą u konserwatystów wywołać niepokój, w końcu chcecie by wszystko było "jak tradycja nakazuje" Jednak szkoda, że nie sprawdzacie źródeł i nie robicie samodzielnych bilansów korzyści i strat. Żadne działanie nie jest pozbawione wad. Żadne. Ważne, by korzyści przeważały nad kosztami/wadami. W mojej skromnej opinii powyższe propozycje działań maja dużo więcej korzyści, niż kosztów.
Komentarze