Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski
1632
BLOG

Jak Sowieci "wyzwalali" Śląsk

Tomasz Szymborski Tomasz Szymborski Polityka Obserwuj notkę 3

Radziecki komunikat z 25 stycznia 1945 r. głosił: „Wojska 1 Frontu Ukraińskiego, kontynuując z powodzeniem działania zaczepne, wieczorem 24 stycznia szturmem opanowały wielki ośrodek przemysłowy i węzeł oporu - Gliwice”.
 
Miasto było pierwszym dużym ośrodkiem Śląska, należącym przed 1939 r. do III Rzeszy, do którego wkroczyła Armia Czerwona. Sowieci weszli więc na teren wroga, zamieszkiwany przez Niemców. Mieli okazję do zemsty, do której zachęcali ich dowódcy i propaganda. Obowiązywała zasada nienawiści do faszystów. Jej symbolem była odezwa Ilji Erenburga „Zabij!” - z wezwaniem „Dzień, w którym nie zabiłeś przynajmniej jednego Niemca, jest dniem straconym”.
 
Pierwsza fala terroru czerwonoarmistów nastąpiła zaraz po zdobyciu Gliwic. Druga wezbrała po przejściu armii, gdy miasto znalazło się w strefie przyfrontowej, a budynki użyteczności publicznej adaptowano na szpitale wojskowe. - Tysiące rekonwalescentów-szpitalników terroryzowało miasto. Do gwałtów i rabunków dochodziło w biały dzień. Trzecia fala to czas powrotu woskowych transportów kolejowych z Niemiec. Pociągi z żołnierzami stały po kilka dni w Gliwicach. Nie wszyscy czekali na dalszą podróż zgodnie z rozkazami. Tabuny maruderów z bronią w ręku oddalały się od swoich jednostek. Żołnierze krążyli po mieście i okolicy, domagając się wódki, jedzenia i kobiet - mówi Bogusław Tracz, historyk z IPN w Katowicach, autor książki „Rok ostatni - rok pierwszy. Gliwice 1945”.
 
IPN prowadził śledztwo w sprawie zabójstw w okresie od stycznia do końca wiosny 1945 r. w powiecie gliwickim. Żołnierze radzieccy wymordowali wówczas ponad 800 cywilów i duchownych. - Historycy usiłują odpowiedzieć na pytanie, czy Sowieci mordowali na rozkaz, czy też ich barbarzyństwo było spontaniczne. Ustaliliśmy, że wprawdzie formalnego nakazu nikt nie wydał, to jednak część kadry oficerskiej przymykała oko na mordy i grabieże -dodaje Tracz.
 
Z chwilą wkroczenia Sowietów na Śląsk, dla mieszkańców wielu miast zaczęła się gehenna. Żołnierze polowali na kobiety i zabijali kryjących się w piwnicach cywilów. - Wystarczyło mieć na sobie mundur kolejarza lub pocztowca, na pierwszy rzut oka podobny do mundurów wojska czy policji. Na widok takiej osoby krasnoarmiejcy od razu puszczali serię w kłębiący się w piwnicy tłum. Dla nich rodzaj munduru nie miał znaczenia, bo to były niemieckie mundury - twierdzi Bogusław Tracz.
 
O tym, jak wyglądało „wyzwolenie” Gliwic, można dowiedzieć się z zachowanych akt sądowych „o stwierdzenie śmierci”. Takie wnioski składali małżonkowie najczęściej po to, by mieć prawo do renty lub ponownie zawrzeć związek małżeński. Przed sądem grodzkim 1 września 1947 r. Marta Scholdra zeznała: „26 stycznia 1945 r. żołnierze radzieccy wywlekli mojego męża z mieszkania. W mojej obecności został zastrzelony z karabinu”. Sentencja postanowienia sądu brzmiała: „Zginął w trakcie działań wojennych”. Sąd bał się uznać, że „został zastrzelony przez żołnierzy sowieckich”.
 
29 października 1947 r. sąd gliwicki rozpatrywał wniosek Ewy Badury o stwierdzenie zgonu jej męża Pawła. Zeznania świadków szokują: „Przed sądem staje Emma D., lat 33, córka Franciszka i Ewy, córka wnioskodawczyni i mówi: Paweł Badura był moim ojczymem. W nocy z 6 na 7 lutego 1945 r. weszli dwaj żołnierze rosyjscy do naszego mieszkania i zażądali od nas kwatery. Ulokowali się w izbie, w której ja spałam. Potem zapukał ktoś w nocy do mego pokoju i wołał, żeby otworzyć. Poznałam głos ojca. Rosjanie z mego pokoju wyszli i po chwili usłyszałam 2 strzały w sieni. Po 10 minutach Rosjanie wrócili i powiedzieli mi, że zastrzelili mego ojca. Równocześnie zapytali, czy jest mi żal mojego ojca. Chciałam wyjść z pokoju, ale nie pozwolili. Wygrażali przy tym rewolwerem. Rano spostrzegłam ślady krwi w sieni i 2 łuski po nabojach. Ciała ojca nie mogliśmy znaleźć. Przypuszczam, że Rosjanie zabrali je na auto ciężarowe, którym rano odjechali. Rosjanie ci więcej się u nas nie pokazali”.
 
Paweł Badura został uznany za zmarłego. Sąd stwierdził, że mężczyzna został „zastrzelony przez nieznanych sprawców”. Między wierszami można wyczytać, że dziewczyna była prawdopodobnie gwałcona. Jej krzyki usłyszał ojczym i kiedy próbował zapobiec nieszczęściu, zginął.
 
Janina Scholz wystąpiła o uznanie za zmarłego Waltera Scholza. Tak opisała szczegóły śmierci męża: „W 1945, przed wkroczeniem wojsk sowieckich mój mąż został zaaresztowany przez Niemców i przebywał w więzieniu w Gliwicach. 22 stycznia 1945 r. wracając z więzienia do domu schował się do piwnicy domu położonego przy ul. Zwycięstwa. Tam znaleźli go żołnierze sowieccy i zastrzelili”.
 
Egzekucję potwierdziła Gertruda Luks: "23 stycznia, kiedy Sowieci wkraczali do Gliwic, schroniłam się w piwnicy domu przy Zwycięstwa 8. Z rana przyszedł do tej piwnicy jakiś mężczyzna lat około 40. Podał on swoje nazwisko Scholz, oświadczając, że mieszka przy Chorzowskiej. Siedział z nami w piwnicy do 24 stycznia. Na wezwanie żołnierzy sowieckich musieliśmy opuścić piwnicę. Z naszej grupy wybrali 6 mężczyzn i zastrzelili ich na podwórzu. Osobiście widziałam egzekucję. Wśród zastrzelonych był również Scholz".

Getydę Luks także dotknęła tragedia: "Zastrzelono wtedy również mego syna, mimo że w dobrym języku polskim prosił o darowanie życia”.
 
Sąd grodzki postanowieniem z 4 grudnia 1947 r. uznał Waltera Scholza za „zastrzelonego w czasie działań wojennych, kiedy wojska sowieckie zajmowały miasto Gliwice”. O gwałtach i morderstwach „wyzwolicieli” nie wypadało mówić głośno.
- To byli całkiem normalni rosyjscy żołnierze, którzy dopuścili się tych mordów, byli jednak pochodzenia mongolskiego. Moja matka opowiadała mi później, że jej cała rodzina siedziała akurat w domu przy śniadaniu, gdy Rosjanie nadeszli ulicą, i na lewo i prawo, nie wybierając szczególnie, ostrzeliwali domy. Wybili wszystkie szyby, następnie weszli do mieszkania moich rodziców i zabrali przed dom mego ojca, męża mojej siostry Otto Kocha i mego kuzyna Oswalda, który miał wtedy 16 lat. I wszystkich zastrzelili od razu. Moja siostra Maja, żona Otto Kocha, widziała to wszystko i najwyraźniej tego nie zniosła. Zmarła cztery tygodnie później w wieku 31 lat. Wychowałam ich córkę Hedwig. Miała wtedy 8 lat, i nawet jeszcze dzisiaj opowiadając o tym, mam łzy w oczach - zeznała Margarethe Kuhna.
 
Do dziś nie wiadomo też, dlaczego Sowieci wymordowali ponad stu mieszkańców podgliwickiego Bojkowa.
- Według jednej z wersji mord w Bojkowie był zaplanowaną czystką etniczną potomków niemieckich, osadników z Frankonii, którzy przybyli tu w XVIII w. i od tego czasu tworzyli zamkniętą niemiecką społeczność. Niektórzy wspominają, że mieszkańcy Bojkowa zapłacili życiem za śmierć sowieckiego oficera, zastrzelonego przez jednego z członków Volkssturmu. Wersji jest więcej, jedna nie wyklucza drugiej - uważa historyk IPN.
 
Günter Botschek z Bojkowa był świadkiem dramatu. W styczniu 1945 r. miał 14 lat. - U nas do wsi wpadli Rosjanie i zabili 200-300 osób. Gdzieś w lutym 1945 r. znalazłem siostrę proboszcza, Emilię, martwą w naszym ogrodzie. Leżała tam naga. W lipcu 1945 r. znalazłem się w polskiej niewoli, skąd wyszedłem 1947 r., a mój ojciec dwa lata później. Mnie zarzucano, że byłem w Hitlerjugend - wspomina.
Adelheid Schiffczyk miała w 1945 r. 12 lat. Niektóre obrazy dalej żyją w jej pamięci. - Słyszałam, że żołnierze zgwałcili, a następnie zastrzelili zakonnice z klasztoru benedyktynek w Gliwicach. Widziałam masakrę mężczyzn w domu przy Annabergstrasse 38 w Gliwicach -zeznała.
 
Społeczne i psychiczne skutki zbrodni i gwałtów wywołanych „okolicznościami wojennymi” odczuwane były na Śląsku przez długie lata, a w niektórych przypadkach trwają do dziś. Rosjanie zabijali nie tylko Niemców i Ślązaków. Francuz Alfred Fache był od 1943 roku robotnikiem przymusowym w hucie. 24 stycznia został rozstrzelany wraz z 10 innymi robotnikami przez Rosjan. Jeden ze świadków tak zrelacjonował okoliczności jego śmierci: „Szedł z jakimś Francuzem pochodzenia polskiego i jego polską dziewczyną w poszukiwaniu żywności. Po drodze spotkali rosyjskich żołnierzy, którzy chcieli mieć dla siebie tę dziewczynę. I rozstrzelali robotników”.
 
Świadkowie wspominają też, że w Armii Czerwonej byli i dobrzy żołnierze. Dzielili się ze Ślązakami żywnością, bronili kobiet przed gwałtami i przed Polakami, którzy przyjeżdżali szabrować. Jednak dobrych Sowietów było zdecydowanie mniej.
 
Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj3 Obserwuj notkę

szymborski[at]gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka