Znam Jacka Kurskiego od wielu lat, od strajkowych majowych 1988 r., a może i wcześniej spod Świętej Brygidy. Blisko poznałem go podczas gdy szarpaliśmy w jednym sztabie nieudolną kampanię wyborczą ROP-u w 1997 r., która zakończyła się przewidywalną klapą, tak jak jego stanie na czatach na rogu Miszewskiego i Konopnickiej... Potem on musiał zaczepić się gdziekolwiek i z iście kurską przebiegłością udało mu się został wiceprezesem ZChN (była taka partia "Wierna jak ZChN", Niesioła i Gronkiewicz-Waltz, a także Macierewicza, Kazia głupiego Marcinkiewicza i Czarneckiego Francisa). Ja z powodu bariery "kwestii smaku" w takie towarzystwo nie byłem w stanie wejść, Jacek jakoś w nim przedryfował do powstania pierwszej porządnej partii prawicowej śp. Lecha Kaczyńskiego. Potem już wiadomo - można wygooglać. Ostatnio - dziwiłem się jego sylwestrowym podrygom w rytm disko z pola, bo pamiętałem, że prywatnie chodziliśmy na koncerty Kultu. Ale za taką gażę też pewnie udałbym zachwyt nad dźwiękami jakiegoś reaktywowanego Papa Dance ...
Jednak poziom do jakiego spuścił niby publiczną telewizję doprowadził, do mojej niedawnego protest-tekstu:
"Kiedy Dziennik Telewizyjny TVP Kurskiego przestanie pleść bzdury?"
za który zostałem gorliwie obrzucony błotem i kłamstwem przez wyznawców nieomylności Prezesa.
"Wiadomości TVP nie mylą się nigdy - jeszcze raz o wyznawcach Prezesa"
Wkrótce już byłego prezesa, miejmy nadzieję.
Co na to niedawni jeszcze opluwający mnie bezmózgowcy?
"Zdrajca Adrian" ?
- Nie, rozsądny i przewidujący polityk, słusznie zdający sobie sprawę, że propaganda Kurskiego wzorem z "Żołnierza Wolności" i Dziennika Telewizyjnego lat Gierka i Jaruzelskiego może doprowadzić do prawie niemożliwego z naszego prawicowego punktu widzenia - otrzymania w wyborach prezydenckich 44% w I turze i 49% w drugiej.
Czyli porażki prawie niemożliwej patrząc na jego beznadziejnie słabych i stale samokompromitujących się kontrkandydatów.
Ciekawe paradoks lokalny - ja, Gdańszczanin, popieram działania nieznanego mi osobiście Krakusa (niezbyt lubię to miasto jeśli szczerze, Wawel to nie cały Pokraków) dymisjonującego znanego mi osobiście towarzysza broni i działalności politycznej Gdańszczanina...
(chciałem użyć żartobliwie sformuowania "Danciger", ale mogłem zostać źle zrozumiany - Gdańsk był w swojej świetności zawsze bardzo multikulturowy, międzynarodowy. Do poziomu biednej prowincji stoczył się przez pruski, potem niemiecki Kulturkampf. Formalnie PRL ujednolicił narodowo mieszkańców Miasta, ale przez wiry Historii powstał tam tygiel Kaszubów, Wilniaków, Wolyniaków i przybyszów z Polski centralnej (m.in. moi przodkowie i LW), który wspaniale doprowadził do wybuchu Solidarności. W podłoży leżał typowo polski krwawy Grudzień'1970, ale przyczyną Wielkiego Strajku 1980 roku była urodzona jako Hanna Lubczyk Ukrainka z Wołynia, a organizatorem bez którego nie wybuchł by on - syn Wilniaków.