Witek Witek
969
BLOG

Niesłusznie zapomnieni bohaterowie Powstania Warszawskiego

Witek Witek Powstanie Warszawskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

  Ich poświęcenie i ofiara było daremne. Miało być. Temat desantu oddziałów 3.DP 1.armii WP niestety pozostaje niewyjaśniony do dziś. Najprawdopodobniej miała to być typowa sowiecka „pokazucha”, skierowana do dwóch adresatów: swojej i zachodniej opinii publicznej, ale i do żołnierzy polskich "ludowych" armii – w myśli przekazu: „pomogliśmy, zrobiliśmy wszystko co było możliwe, ale wróg w tym miejscu i czasie był silniejszy”. Również, aby położyć kres wzrastającemu i u „berlingowców” oburzeniu, że LWP i Armia Czerwona nie dopomaga walczącej Warszawie. Taki typowy sowiecki krwawy teatr.
   A przecież zamilczanie, zapominanie o tak wspaniałej postawie Polskiego żołnierza, mniejsza o to z jakiej armii, przez kogo dowodzonej, ale naprawdę godnej postawie wykazanej w polskiej stolicy i w celu wspólnym dla wszystkich Polaków i innych porządnych ludzi jest niesłuszne, niesprawiedliwe, moim zdaniem nawet podłe.
   Wspólne walki żołnierzy LWP i czerniakowskiej AK rozpoczęły się tragicznie – zginął ukochany dowódca wyborowej kompani „Rudy” porucznik Andrzej Romocki "Morro".

image
   
Następnej nocy na 16 września 1944 nastąpiła pierwsza poważna przeprawa ze wschodniej brzegu Wisły na przeciwległy brzeg Powiśla Czerniakowskiej. Do 4-ej rano zdołano wysłać łodziami 300 żołnierzy 1.batalionu pod dowództwem szefa sztabu 9.pułku majora Latyszonka.
   Tegoż ranka już pierwsze czyny heroiczne – poległ zastępca dowódcy chorąży Marian Solarski, ratując ciężko ranną łączniczkę kapitana Motyla (Zbigniew Ścibór-Rylski - o Nim później). Żołnierze 3.dywizji znaleźli się natychmiast w ciężkim boju, zanim zdążyli adoptować się do nowych, ekstremalnych warunków. Podkreślić należy, że większość nie miała żadnego doświadczenia bojowego, niedokładnie, na chybcika, po sowiecku przecie przeszkolona,  a na dodatek w większość nich była pierwszy raz w dużym mieście… (byli to rekruci ze wschodnich terenów Polski). Na bardzo wysokie straty w zabitych i rannych nie trzeba było długo czekać....

   "Na półpiętrze spotykam się z Danusią, która stoi oparta o poręcz i trzyma w ręku jakąś książkę spoglądając na mnie swymi smutnymi oczami.
- Co się stało, Danusiu?
- Nic specjalnego. Wiesz - dodaje po chwili, siląc się na uśmiech - bardzo się boję o Wandę. Wyobraź sobie, iż przed chwilą usiadła tutaj na schodach odpocząć trochę i wzięła do reki znalezioną gdzieś tę książkę. To wybór poezji Staffa. Otworzyła na chybił trafił i przeczytała tytuł wiersza - "Trupie miasto". Zamknęła, znów otworzyła i... wiersz "Cmentarz". Po chwili powtórzyła to parokrotnie i znów ytafiła na wiersze o podobnych tytułach. Opowiadając mi o tym, była bardzo przejęta i powiedziała, że przeczuwa coś niedobrego, że to dla niej zły znak. Na pewno zginie albo będzie ranna.
- Danusiu, uspokój najpierw siebie, bo sama jesteś tym najbardziej przejęta, a potem powiedz Wandzi, że niewiele czytałem Staffa, ale myślę, że to tomik o wyjątkowo żałobnej tematyce.
Danusia patrzyła na mnie bez przekonania. Ona wszystko przeżywa głębiej aniżeli my wszyscy. Często też przeżywała i za nas. W tej chwili schodzi ze schodów Tomek i Danusia powtarza mu tę samą historię z Wandzią. (...)
Od str. Zagórnej, gdzie gęsto padają strzały, zbliża się młody żołnierz z pepeszą w ręku. Podchodzi spokojnie do skraju podwórza, nie wiedząc, że znajduje się ono pod obstrzałem. Stojący oficerowie machają rękami, dając znak, aby nie przechodził tędy. Chłopiec idzie dalej nie zwracając na to najmniejszej uwagi, i podchodzi do muru. W tej chwili pada długa seria. Od Czerniakowskiej.
- Dajcie jakiś sznur, rzucimy mu i w ten sposób wyciągniemy go spod ognia! – krzyczy Śnica.
Spoglądam na dół. Pod niewielkim murem leży w kałuży krwi żołnierz. Widzę jak pociski dziurawią jego mundur. (…)
Oficerowie bezradnie patrzą na słabnącego z upływu krwi żołnierza. Ktoś rzuca granat dymny - wzmaga to natężenie niemieckiego ostrzału, Pociski kaleczą ziemię wokół rannego. Niemiecki celowniczy coraz dokładniej przenosi ogień. Los rannego zdaje się być przesądzony...
Przed grupą stojących oficerów zjawia się nagle Wandzia.
- Panie kapitanie - zwraca się do Motyla - ja podam mu tę linę.
Nie czekając na zgodę, chwyta koniec grubej liny i skacze pod mur. W pół sekundy za nią biegnie długa, świetlna seria elkaemu. To już drugi elkaem ostrzeliwuje nasze podwórze.
Porucznik Śnica, zorientowawszy się, o co chodzi, krzyczy do niej:
- Wanda, zawracaj z powrotem! Wanda, co ty robisz, przecież to pewna śmierć!...
Lecz w tej chwili Wanda szykuje się do decydującego kroku - do rannego. Stoi z zaciśniętymi ustami, oparta rękoma o mur, i czeka na dogodny moment. Wreszcie zrywa się naprzód. Długi skok do bramy, w której leży pod ogniem ranny żołnierz 3 dywizji. Już dopada rannego, jeszcze trzy metry... jeszcze tylko metr... W tej chwili na podwórzu zagrzmiały długie serie z obu naraz niemieckich elkaemów. Widzieliśmy dokładnie, jak jasne ognie wciskają się w plecy Wandzi, która wygięła się ku tyłowi i pada martwa u stóp rannego żołnierza...
Żołnierz chwycił koniec liny i po chwili sanitariuszki bandażowały jego rany.
Na podwórzu zapanował spokój. Oficerowie rozeszli się do swoich oddziałów.
W bramie wychodzącej na podwórze stało kilku kolegów, patrząc w milczeniu na garaż, pod którym  spoczywało martwe ciało Wandzi w staromiejskiej panterce.
Podchodząc do nich wyczułem na sobie czyjś wzrok. Za mną stała Danusia. Z jej jasnych, dużych oczu spływały łzy..."

(„Pamiętnik żołnierzy baonu „Zośka” – relacja „Boruty” Witolda Sikorskiego)

   Berlingowcy naprawdę bohatersko i z prawdziwą,  wręcz zbyteczną pogardą śmierci walczyli na Czerniakowie. Oto kilka kadrów z ich tygodnia na lewym brzegu Wisły:
   17 września grupa majora Latyszonka odparła 8 niemieckich ataków wspartych czołgami. Pochwycono 5 jeńców z 501.batalionu saperów. Wieczorem dokonała szturmu na dom przy Idźkowskiego 5/7 – pluton sierżanta Popławskiego wraz z plutonem AK przedostał się po dachach z domu Idźkowskiego 3. Zginął por. Sachnowski, dowódca 7.kompanii, mimo to dom zdobyto, wzięto do niewoli 3 jeńców.
   18 września o świecie Niemcy potężnie zaatakowali. Zginął kierując ogniem km-ów por. Kononkow - Rosjanin, dowódca 1.batalionu 9.pułku. Jego batalion z braku już poległych oficerów LWP, objął kapitan „Motyl” (Zbigniew Ścibor-Rylski - jedyny oficer AK dowodzący podczas Powstania Warszawskiego oddziałami LWP 1.armii gen Berlinga
   Tego dnia grupa majora Łatyszonka i pułkownika Radosława (Jan Mazurkiewicz, najwybitniejszy dowódca Powstania) odparła 11 uderzeń niemieckich wspartych 10-12 czołgami. Jeden z nich został zniszczony przez granat rzucony przez kaprala Godeckiego, drugi przez granat rzucony z ok.70 metrów (sic!) przez st.szeregowca „Tarzana” (Stanisław Suski), ochotnika ze Starówki, z tamtejszej ferajny, bohaterskiego i niezwykle sprawnego żołnierza chorążego „Nałęcza” Stanisława Komornickiego (który zginął 10.04.2010 pod Smoleńskiem)
Obydwoje dowódcywielokrotnie prosili dowództwo 3.dywizji o wsparcie wykrwawionych oddziałów posiłkami, amunicją i żywnością. Daremnie…
  19 września nastąpiły wściekłe ataki kompanii karnych Dirlewangera, którzy nie bacząc na straty dążyli do wyciśnięcia obrońców nad rzekę. Z 45 mm działka na rogu Idźkowskiego i Zagórnej ppanc chor. Hubert „upolował" 3 „Pantery”. Musiał jednak opuścić to fartowne stanowisko.
   W kontratakach odznaczyła się 3.kompania moździerzy podporucznik Janiny Błaszczak, która po wystrzelaniu wszystkich granatów, stała się normalnym oddziałem piechoty. Nie rozumiem – nie mogli przez 400-metrową w tym miejscu Wisłę podać jej amunicji? Choćby przeciągnąć na jakieś stalowej linie sanie ze skrzynkami nabojów? Ja już nie mówię o nocnej dostawie z "niezestrzeliwalnych" sowieckich samolotów PO-2, który przez swoje właściwości szybowca był bardzo trudny do zestrzelania, a zapewniał dokładny zrzut ładunku.
   Ppor. Strzyżewski , d-ca 1.komp. umiejętnie bronił domu Wilanowska 4 (naprzeciwko kościoła Św.Trójcy).
   Chorąży Kunysz, obserwator artyleryjski z 3 pułku artylerii lekkiej, w otoczonym przez szkopów domu Idźkowskiego 4 (inne wg innych Zagórnej 6), z ostatniego piętra przywołał na siebie przez radio ogień sowieckiej artylerii, wcześniej paląc księgi kodowe, ginąc sam, ale i zabijając atakujących Niemców - prawdziwy obraz naszego kamikadze.
    W nocy na 20 września miał miejsce desant dwóch batalionów 8.pułku pod dowództwem kpt. Baranowskiego powyżej mostu Poniatowskiego. Mimo pomyślnego przerzucenia 873 żołnierzy z kompletem ciężkiego uzbrojenia, grupa została rozbita przez wcześniej przygotowane na nich bardzo mocne zgrupowanie niemieckie składające się m.in. z : 608.pułku ochrony Schmidta, sześciu batalionów wojska i policji, ponad 30 dział i „Goliatów”. („desant międzymostowy 8.pp z miał po wyładowaniu się na lewym brzegu skręcić na południe, aby dotrzeć do powstańców i 9.pułku Łatyszonka na ul. Ludnej i Solcu, jednak poszedł prosto do przodu osiągając ul.Czerw.Krzyża i Al.3 maja, gdzie zwaliło się na nich potężne zawczasu przygotowane kontrnatarcie w sile kilku (5-6) baonów z licznymi działami szturmowymi i goliatami, które były dla kościuszkowców absolutną nowością”). Musieli Niemcy bardzo dokładnie wiedzieć o sile, czasie i zamiarach desantu. Ciekawy przypadek. Dużo tych przypadków podczas tego desantu.
image
imageimage


       20 września pułkownik Radosław po uzgodnieniu z majorem Łatyszonkiem wycofał się kanałami wraz z częścią oddziałów (baon „Parasol”) na Mokotów. Szef sztabu 9.pułku LWP stał się najwyższym stopniem oficerem polskim na Przyczółku (choć był obywatelem sowieckim, jego dziadek był zesłanym na Sybir Powstańcem 1863 roku), współdowodził lojalnie z kapitanem Jerzym (Ryszard Białous). A dowodzić było już mało czym – wobec braku pomocy z tamtego brzegu, nawet żywnościowej, żołnierze WP i AK słaniali się z głodu i zmęczenia. A coraz częściej dochodziło do walk wręcz – we wspomnianym już domu Idźkowskiego 5/7 walczono o każdy pokój, nie tylko o piętra. Po opanowaniu parteru, Niemcy zdobyli I, a potem II piętro. Zajęło im to cały dzień. Na strychu pozostało jeszcze 7 żołnierzy polskich, którzy bronili się, dopóki nie polegli wszyscy.
W sąsiednim domu nr 9 broniły się resztki 7. i 9. kompanii z por. Staniewiczem – razem 39 żołnierzy. Odparli oni tylko jednego ranka 20.IX 4 szturmy, po czym ocalało z nich tylko dwóch – sierżant Popławski z 1 żołnierzem.
Ale karne kompanie SS miały również wielkie straty (z jednej kompanii ze 150 żołnierzy w połowie września do 24.IX pozostało pięciu [słownie pięciu !] , wg świadectwa dr Załęskiego, który przebywał w szpitalu na rogu Czerniakowskiej i Górnośląskiej.
    21 września przyniósł jeszcze bardziej zawzięte uderzenia niemieckie. W domu Wilanowska 5, w walce wręcz zginął ppor. Strzyżewski, d-ca 1.kompanii.
Ostatnia ppancerna armatka LWP obsługiwana osobiście przez porucznika Huberta (wobec śmierci całej obsługi) strzelała do ostatniego pocisku, a przedostatnim uszkodziła nacierający czołg (mjr Baczko z 3.dp LWP pisze, że z działa 45 mm chor. Hubert rozbił ciężki tank czołg "Tiger”), Zaraz potem bohaterski kanonier poległ. Przy nim padł sierżant Gibas. Heroiczna polska „ludowa” Amazonka - ppor. Janina Błaszczak została ciężko ranna.
A w nocy z Pragi przybyło zaledwie parę łodzi, przywożąc nieco chleba...
   „Kończy się nasza krwawa epopeja. Zdajemy sobie dobrze sprawę, że już nikt nam w niczym nie pomoże. Przed nami w płomieniach cały Czerniaków, a tuż za plecami straszna Wisła. Jak tylko można, ostrożnie ładujemy do nielicznych łodzi wyłącznie najciężej rannych żołnierzy i jak zwykle trochę kobiet z dziećmi. Sprawdzam – mam tylko 15 naboi do swojej pepeszki – to bardzo dużo i zarazem nic. Gdy w pewnym momencie usłyszałem głuche uderzenie zamka – wiedziałem, że to już koniec mojej walki. Spojrzałem w lewo, w prawo i ukradkiem, ażeby nikt nie widział mojej słabości – pocałowałem ją, a następnie starannie schowałem w nadbrzeżnych gruzach, obdrapaną i poobijaną jak ja sam, swoją wierną towarzyszkę bojów. Gdy po raz ostatni obejrzałem się do tyłu na dopalający się Czerniaków – jakoś tak same łzy jak groch potoczyły się po policzkach – może to od dymu snującego się wszędzie, a może od tych przelatujących myśli, że wszystkie nasze ofiary i całe tak ogromne poświęcenie poszło na marne. Następnie szybko zrzuciłem z siebie strzępy munduru i buty – bielizny już dawno nie miałem, gdyż poszła na bandaże i tylko w samych spodniach zanurzyłem się w przeraźliwie lodowatą wodę. (…) przy każdym wybuchu, niebezpiecznie zachłystywałem się wodą i zapadałem w głębinę. Wydobywając ostatnie siły, rozpaczliwie płynąłem jednak ku zbawczemu praskiemu brzegowi – do swoich, gdyż strasznie chciało się jeszcze żyć.”
Tadeusz Targoński przepłynął Wisłę 22 września 1944 r. wraz z kolegami ze swojej grupy bojowej (nie było już kompanii, a nawet plutonów i drużyn) przy zapadającym zmroku...

Raport niemieckiego dowódcy frontu środkowego z 21.09.1944 :
„W Warszawie w dalszym ciągu trwa oczyszczanie kotła południowego na Wisłą. Trwa tu jeszcze walka o 2 budynki bronione z zaciekłością przez powstańców”.
   Nadchodził ostatni dzień powstańczego Czerniakowa, ostatni dzień przyczółka – szansy, a raczej złudzenia pomocy dla całego Powstania, całej Warszawy, która jeszcze nie była całkowicie zniszczona, ani pokonana.
O tym dniu chwały najwyższej baonu „Zośka” i niemieckiej hańby powszechnej napisałem bardzo dokładnie w raporcie pt. „Słoń zginął po Dniu Chwały Najwyższej Baonu Zośka”,
która jest rozwinięciem notki pt. „Dzień Chwały Najwyższej Baonu Zośka" ,
o której jeden z najrozsądniejszych komentatorów-blogerów salonu24 napisał:
   „Smutny tekst. Ale ma Pan rację, jest w nim jakaś iskra świętości. Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi poddodziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami albo kamienicami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideologicznych stereotypów i kłamst. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Jestem Panu wdzięczny za to, że udało się Panu prawie uniknąć aluzji o charakterze "strategicznym". Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności. Moje bardzo bliskie kontakty z osobami, które przeżyły Czerniaków, pozwalają potwierdzić trafność Pańskiego opisu. Choć z drugiej strony i na szczęście, Niemcom do pacyfikacji tej dzielnicy nie starczyło samych najbardziej zbrodniczych formacji; a już żołnierze Wehrmahtu nie w każdym przypadku okazywali się bestialskimi zbrodniarzami. Berlingowcom zaś udało się uratować życie jakiejś części rannych z Czerniakowa. Ale to już nieco inny temat. Dziękuję”.
JES 14 508  | 27.09.2008 12:20

Straty 2. i 3. Dywizji Piechoty Wojska Polskiego w ciągu 7 dni walk o przyczółki warszawskie wyniosły 2834 zabitych i zaginionych oraz ponad 2 tysiące rannych. Dla porównania najbardziej zacięta bitwa kampanii włoskiej 1943-45 zabrała 924 zabitych i blisko 3 tysiące rannych żołnierzy polskich, a cała kampania kosztowała 2.Korpus Polski 2301 zabitych.

Postscritum
Major Łatyszonek, wobec braku łodzi przeprawowych i pomocy z tamtego brzegu (wiedział, ze nie pomogą, znał sowiecką dbałość o swoich żołnierzy) zgodził się z kpt.Jerzym przebijać się do Śródmieścia, a jednym z nielicznych, którzy tam razem z nim dotarli (razem siedem osób) był sierżant 9.pułku LWP Lachno. Dziwnym trafem zginął on przypadkowo w ostatnich dniach Powstania, od przypadkowej kuli...
O Stanisławie Łatyszonku, bohaterskim, niezłomnym obrońcy warszawskiego Czerniakowa, który po Powstaniu trafił wraz z AKowcami do oflagu Sandbostel po II wojnie światowej ślad zaginął.
Zasługuje On nie tylko na naszą pamięć, ale co najmniej na polski Krzyż Walecznych. Może post mortem, ale na pewno zasłużenie.
Panie Prezydencie Rzeczypospolitej, proszę ten apel wziąć pod uwagę!

Witek
O mnie Witek

  "..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08 ..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." " Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności" JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka" "350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..." Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw(...) "Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел" = "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura