W ostatniej notce "Polska Tuska niczym Arabia Saudyjska" poruszyłem sprawę drakońskiego prawa obowiązującego od dawna w Polsce, w tym przez 5 i pół roku sprawowania władzy przez PO i Donalda Tuska, pozwalającego karać wysokimi grzywnami i wtrącać do więzienia rowerzystów, którzy wypili 2 piwa i dali się złapać.
Jednym z przyczyn takiego nieprzeszkadzającego rządzącym stanu rzeczy jest niewątpliwie traktowanie obywateli jako źródła łatwego dochodu. Tak jak epidemia fotoradarów na przykład.
A przecież miliony, co najmniej setki milionów, a może i miliardy złotych rocznie nie wpadają do budżetu od chętnych je tam dostarczyć! Ba, gotowych jeszcze mocno się przy tym spocić!
Nie brak jest w naszej skromnej Polsce bogatych, obrzydliwie bogatych ludzi, chcących za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę, wyróżnić się, również na drodze, w samochodzie. Jak to zrobić najefektowniej? Tym co każdy samochód musi mieć mniej więcej kształtem podobne - tablicą rejestracyjną.
Od reformy samorządowej i wprowadzeniu białych tablic jest wprawdzie możliwe wykupienie indywidualnego numery rejestracyjnego, ale jego koszt to tylko 1000 zł i posiada on masę ograniczeń - nie może być zachowany przez właściciela w razie kupna nowego auta, nie może być kupiony przez nowego właściciela wraz z autem, musi zawierać do 5 znaków indywidualnych, z koniecznymi oznaczeniami województwa. Jednym słowem karłowaty wariant idei, która w mądrzejszych państwach przynosi wielkie dochody.
Wystarczyłoby stworzyć mechanizm przetargów w formie LICYTACJI na dowolną treść napisów na tablicy rejestracyjnej oraz prawo do zachowania jej w przypadku sprzedaży samochodu - do zachowania przez starego, lub nowego właściciela - zgodnie z umową między nimi (jak to ma miejsce np. w Niemczech) . Podwyższyło by to atrakcyjność wygrania danej treści, np. POLSKA lub NAJLEPSZY.
Ciężko w to uwierzyć, ale za najdroższą tablicę rejestracyjną zapłacono aż 7,1 mln funtów. Tablica miała numer ”1”. A sytuacja miała miejsce w 2008 roku w Dubaju, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich
Młody biznesmen ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Said Abdel Ghaffar Khouri, zapłacił ponad 14 milionów dolarów za tablicę rejestracyjną, wystawioną na licytacji w luksusowym hotelu w stolicy kraju, Abu Dabi. Tablica niezwykła, bo z numerem 1.
Said wcale nie uważa, żeby przepłacił. - Suma nie jest zbyt wysoka w stosunku do fortuny mojej rodziny. Cena jest całkiem normalna - tłumaczy i dodaje - Któż nie chciałby być numerem 1...?
Said Abdel Ghaffar Khouri pobił tym samym dotychczasowy rekord świata należacy do jego rodaka. W zeszłym roku Talal Khouri zaplacił 5 milionów dolarów za tablicę rejestracyjną z numerem 5.
Czy w Polsce nie znalazło by się chętnych i gotowych zapłacic choćby procent tej rekordowej sumy za nieograniczoną czasowo i zmianą samochodu tablicę rejestracyjną z napisem np."DODA JEDZIE!" czy"BOSS OF ALL BOSSES" ? Oczywiście co rok (lub dwa) trzeba by było wygrać otwartą licytację na dany numer / treść. Jestem przekonany, że i "drobniejsi" lanserzy gotowi by byli oddać swoje 10 tys. rocznie za zwykły napis "KRZYCHU" lub "PIĘKNY" - a takich jest przecież kilka(dziesiąt) tysięcy. Pomnóżmy ile rocznie można by mieć w publicznej kasie np. na drogi, a ile trzeba przez ich brak wydoić z przeciętnych ciułaczy.