W unikalnych pamiętnikach ostatniej żony Michaiła Bułgakowa, zarazem jego największej muzy i żywego pierwowzoru Małgorzaty Mistrza, Heleny, dzięki której nie spłonął tej najwspanialszy rękopis świata, natknąłem się na daleki od literackiego tematu zapisek z dnia 8 września 1939 roku, dokładnie 78 lat temu:
Oczywiście wszystkie rozmowy o wojnie. Dziś w nocy, kiedy wróciliśmy z Wielkiego (Teatru), usłyszeliśmy w radio, że padła Warszawa.
Czyli już ósmego dnia niemiecko-polskiej wojny sowieckie media poinformowały, że ich świeżo upieczony sojusznik hitlerowski rozgromił znienawidzonego od pierwszych dni swego istnienia wroga państwa bolszewickiego i zajął jego stolicę.
Premier rządu ZSRR, niezatarty w polskiej pamięci historycznej Wiaczesław Mołotow, nie omieszkał wysłać gratulacyjnego telegramu do Berlina z okazji tak wspaniałego sukcesu niemieckiego oręża.
Ale przecież tak naprawdę 8 września 1939 roku o żadnym upadku Warszawy nie mogło być mowy! Co prawda szpice dwóch niemieckich dywizji pancernych (1. i 4. Panzerdivision) po przełamaniu polskiej obrony pod Piotrkowem, próbowały swoimi czołgami z zaskoczenia wedrzeć się do stolicy i wystraszyć Polaków (sic!), ale umiejętna i skuteczna polska obrona przeciwpancerna krwawo wybiła im to z głowy. Niemieckie pancery zostały wystrzelane i spalone na ulicach zachodnich dzielnic: Ochoty i Woli.
Przecież dnia 8 września 1939 r. nie był przesądzony wynik Wojny Obronnej Polski - słynny niemiecki plan "Weiss" (Biały) zniszczenia armii polskiej na zachód od Wisły nie udał się, głównie dzięki męstwie i bohaterstwu żołnierzy Wojska Polskiego (byli wśród nich dzielni Białorusini (20.dywizja "żelazna") i Ukraińcy, nawet sowieccy - patrz notka: "Dwa piękne świadectwa po 17 września 1939 - Polaków i Ukraińców"), najważniejsza bitwa - pod Bzurą miała się dopiero zacząć (kiedy polskie armie "Poznań" i "Pomorze" uderzą niespodziewanie na flanki nacierających na Warszawę niemieckich dywizji), umocnienia pod Wizną utrzymywane rycerską, żelazną wolą kapitana Raginisa nie były jeszcze przełamane (i gdyby nadeszły w porę reklamowane przez powyższego posiłki z Białegostoku, to mogłyby jeszcze na długo zatrzymać pancerne zagony Guderiana), utrzymanie linii Wisły jako warunku koniecznego dla polskiej obrony było jeszcze możliwe, choć utrudnione panującą tamtego lata suszą.
Konferencja w Abbeville, na której traktatowi sojusznicy Polski, Francja i Wielka Brytania, mieli zdecydować o wypełnieniu zobowiązań wojennych, jeszcze się nie zaczęła, a więc nie wiedziano, że nas zdradzą... A może właśnie wiedziano...
Warunek zdobycia Warszawy był uporczywie wystawiany przez Sowietów Niemcom jako konieczny do wystąpienia przeciw Polsce, kiedy Niemcy natrętnie podczas Kampanii Wrześniowej'1939 dopytywali się, w którym momencie Krasnaja Armia ruszy na zachód, zajmując zagwarantowaną w pakcie Ribbentrop-Mołotow połowę Polski.
"Советские действия могут начаться раньше указанного им во время последней беседы срока. Учитывая политическую мотивировку советской акции (падение Польши и защита русских "меньшинств"), было бы крайне важно не начинать действовать до того, как падет административный центр Польши - Варшава". Поэтому Молотов просил сообщить, когда можно ожидать ее падения".
Читать полностью: https://news.tut.by/society/415857.html
A Warszawa w ręce niemieckie dostała się dopiero 28 września, po blisko 3 tygodniach zaciętych walk obronnych, oblężenia miasta i morderczych bombardowań obiektów cywilnych.
Update:
gen. Langner powraca ze swym adiutantem z Moskwy po nieudanym proteście:
"Lot powrotny do Lwowa odbywa się w lepszych warunkach atmosferycznych, ale pasażerowie, wyczerpani nerwowo, przeoczają niektóre widoki, jak na przykład linię kolejową, biegnącą od dawnej polskiej stacji granicznej Zdołbunów - Szepietówka, która z góry wygląda jak cienka niteczka. A szkoda. Gdyby się przyjrzeli baczniej, dostrzegliby niewątpliwie długie gąsieniczki wagonów towarowych, sunących w kierunku Berdyczowa i Kijowa, a za nimi pasmo dymów od lokomotyw, które je ciągną z wysiłkiem. Co może być w tych wagonach? Towary, maszyny wywożone z Polski? Nie dojrzeć wprawdzie z tej wysokości, nie przebić wzrokiem dachu, ale domyśleć się było można, czy nie?... Nie! Oficerowie polscy, choć są zmęczeni i zdenerwowani, ale w gruncie dobrej myśli. Wiozą przecie ze sobą uroczyste słowo generała Szaposznikowa.
Można więc sobie wyobrazić ich zdumienie, gdy we Lwowie dochodzi ich wieść, że znaczne kontyngenty rozbrojonych oficerów i żołnierzy polskich już są po cichu wysyłane, rzekomo w głąb Rosji!"
Komentarze