Miałem dziś naprawdę ciężki dzień. Taki, o którym mówi się „do dupy”. Począwszy od rana, gdy nie czułem się za dobrze. I potem, gdy pojawiły się problemy z pracy, takie już naprawdę „z dupy”. Do południa również wszystko przebiegało pod znakiem dupy.
W południe pomyślałem, że zrestartuję komputer, zaraz potem, gdy przeszło mi przez głowę, że gorzej już być nie może.
I wtedy pomyślałem, odruchowo trochę: Boże, dziękuję Ci za to, co mi dałeś, co mi odebrałeś i co mi zostawiłeś. Proszę Cię o odebranie lęków i wybaczenie ludziom krzywd, które mi zrobili i sobie, tych które sam sobie zrobiłem.
Komputer się włączył, a ja od razu znalazłem plik, którego szukałem od godziny. Rzeczy zaczęły się prostować jedna po drugiej.
Teraz jestem zmęczony. Po prostu, po ciężkim dniu, który był cięższy, niż się spodziewałem, że będzie. I podziękuję za niego wieczorem mojemu Bogu Jakkolwiek Go Pojmuję.
Komentarze