Polityk, który stracił w katastrofie smoleńskiej rodzinę, przyjaciół i najbliższych współpracowników, powinien w tej sprawie zamilknąć, bo każde jego słowo będzie wykorzystane przeciwko niemu. Szczególnie, gdy nazywa się Kaczyński. Tylko jemu nie damy prawa do wyrażania emocji, a nawet - mimo że to lider opozycji - krytyki rządu. W jakim my kraju żyjemy?
Kiedy tylko Kaczyński zwoła konferencję, gdy udzieli wywiadu, zaraz zbiera się w Sejmie dla dziennikarzy niemal zawsze ten sam chórek krytyków, wykrzykujących jeden i ten sam argument. Jedynie Piekarska ostatnio dorzuciła, że najlepiej by było, gdyby prezes PiS odszedł z polityki w ogóle, bo jest rozhisteryzowany. Podkreśliła to posłanka, która w wyborach prezydenckich osiągnęłaby może wynik Bogusława Ziętka. Ten chórek platformiano-eseldowski jednak zbiera się zawsze, by Kaczyńskiego zgnoić. A że po takiej katastrofie nie wypada? Czy oni mogą mieć jakiekolwiek hamulce, skoro w sukurs idą im dziennikarze jedynie słusznych stacji, przyjaciele PO tudzież Ci z "neutralnego gruntu"?
Zadziwiające, że gdy tylko Kaczyński skrytykuje rząd za zaniedbania ws. śledztwa, dotyczącego Smoleńska i napomknie o jego przygotowaniach do wizyty Prezydenta w Katyniu, odsądzany jest od czci i wiary, a także przypisuje się mu "wykorzystywanie tragedii do polityki". To tak utarty slogan, powtarzany od czasu pogrzebu Lecha Kaczyńskiego i jego żony na Wawelu, że słabo się człowiekowi robi. Tymczasem grą trumnami wcale nie są ohydne ataki Palikota, bo on tylko pyta, jak rzekł Niesiołowski albo niczym nie różni się od prezesa PiS jak ostatnio puentuje Gowin. Wizyta Komorowskiego w czasie kampanii wyborczej przy kamerach to na grobie śp. Karpiniuka to Blidy, również była okazem miłosierdzia i dowodem na hasło "Zgoda buduje". A że przy tym zarzucał pośrednio zabójstwo w przypadku posłanki SLD środowisku PiS - nikt o tym nie zająknął w mediach, bo to oczywista oczywistość. Cień podejrzeń na rząd ws. katastrofy smoleńskiej, kiedy te zaniedbania są znacznie łatwiejsze do udowodnienia, jest zamachem na polską demokrację. Czy tak bardzo dziennikarze kochają Platformę Obywatelską i nie znoszą Kaczora, że muszą pokazywać bezczelną hipokryzję?
Można się zastanowić, dlaczego Tusk i spółka jeszcze mediom się nie znudzili, skoro wyborcy niedawno dali sygnał, że coraz bardziej mają obecnie rządzących gdzieś. W tej miłości dziennikarzy nie zmieniły niczego hańbiące wypowiedzi polityków po katastrofie, wcześniej afera hazardowa i stoczniowa, żenująca kampania Komorowskiego, a w końcu - brak poważnych reform, co władza z uporem maniaka zrzucała na Prezydenta, a media narrację kupiły. Kiedy już zniknęła "przeszkoda" - nie było oporów przed kupieniem kolejnej bajeczki, że rząd otrzymał kolejny kredyt i od razu po wyborach zabiera się do ostrej roboty.
To jasne, że Kaczyński jako prezydent byłby gwarantem większej przejrzystości ws. Smoleńska, co z oczywistych względów nie może dziwić. Mówiłby głośno o tym, czego oczekuje i brakuje w działaniach strony polskiej a także rosyjskiej, katastrofa nie mogłaby zostać zamieciona pod dywan. Nawet z prezesem PiS jako liderem opozycji trudno ją wyciszyć, bo ten nie zamierza milczeć. Nieistotne, czy po jego słowach zaraz dostajemy wrzutkę do mediów z przeciekiem czy nadchodzi huraganowy atak tamże.
Kaczyński na pewno myśli o powrocie do władzy. By to osiągnąć, musi liczyć się bardziej niż kiedykolwiek z atakiem ze wszystkich stron, bo niemal każdy już podkreśla, że "istnieje obawa". Salon przez najbliższy rok będzie co jakiś czas przeżywał to, co w nocy z 4 na 5 lipca. Prezes PiS nie może zapominać, że świetny wynik w wyborach to zasługa również Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Pawła Poncyljusza, którzy nie powinni zostać zmarginalizowani. Jeśli to oni dalej będą na pierwszej linii frontu, a tzw. Zakon PC usunie się w cień - jest szansa na przegonienie PO.
Zamiast więc słuchać rad Piekarskiej, Kaczyński powinien dążyć do prawdy. I pewnie tak zrobi. Możemy dyskutować, jaka forma jest najbardziej odpowiednia. Ale zabraniać komuś, kto stracił w tej katastrofie tak wielu bliskich, głosu, a w dodatku krytycznego wobec rządu, co jest naturalne (bo przecież to lider opozycji), nie wolno, bo popełnia się właśnie moralne nadużycie. Wówczas używa się knebla i sloganów, zamiast argumentów.
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka