Nie bawi mnie sytuacja, gdy gremium poważnych naukowców, zajmujących się katastrofą smoleńską, jest ostrzeliwane ze wszystkich stron. Tym bardziej powodów do śmiechu nie ma, kiedy Zespołowi Parlamentarnemu Antoniego Macierewicza ewidentnie chodzi o zwrócenie uwagi na niebywały problem, jakim od początku była największa katastrofa w Polsce ostatnich lat, podczas gdy druga strona wyjaśnienie tragedii już dawno odpuściła. Problem tylko w tym, że bardzo często środowisko Antoniego Macierewicza samo wystawia się na ostrzał, bądź co bądź, wyczekiwany przez nieprzychylne media i komisję rządową pod przewodnictwem Macieja Laska.
Dlatego bardzo źle wygląda ostatnio wywołane zamieszanie wokół prof. Jacka Rońdy i jego zrzeczenie się z przewodzenia konferencją smoleńską. Przede wszystkim jest to nieczytelny sygnał dla tych, którzy przyglądają się pracom zespołu parlamentarnego z boku i nie wydają żadnych wyroków, bo nie mają dowodów. Na tym polega w moim przekonaniu problem tragedii posmoleńskiej: niemożności jej wyjaśnienia, gdyż wszystkie kluczowe dowody albo są w Moskwie albo też są nie do odzyskania, jak np. wrak, a ściślej mówiąc - to, co z niego zostało. Chciałbym rzeczowej debaty na argumenty, której pomysłodawcą był prof. Kleiber. Zamiast tego, mamy festiwal strzelecki w kierunku zaangażowanych w badanie katastrofy smoleńskiej. I to, niestety, przy pomocy ostrzeliwanych.
Bo czy taką trudnością było wyłączenie możliwości odebrania połączeń przez Skype'a przez obcych użytkowników, na wypadek, gdyby garstka idiotów chciała zrobić Macierewiczowi psikusa przy świetle jupiterów? Czy naprawdę trzeba było mówić Kraśce w wywiadzie w Telewizji Polskiej, że piloci nie zeszli poniżej 100 m, a potem tłumaczyć się z "prowadzenia gry" z redaktorem? W sprawie Smoleńska dość mamy już blefów. Blefem było przekonywanie o idealnej współpracy z Rosjanami. O szybkim wyjaśnieniu tragedii. O ściągnięciu wraku. O polskich patomorfologach i o ziemi, przekopanej metr po metrze. O wysokości ściętej przez Tupolewa brzozy (sic!). O naciskach gen. Błasika, odczytującego dane z wysokościomierza. O kłótni Błasika z Protasiukiem przed odlotem z Okęcia. O bombie helowej i sztucznej mgle, które to wersje serwował nieoceniony mecenas Rogalski. Mógłbym tak wyliczać w nieskończoność. To czego oczekuję od zespołu Macierewicza, to choćby praca, jaką wykonali przy pisaniu Białej Księgi. Nie interesują mnie blefy i dziwne tłumaczenia.
Bowiem później Antoni Macierewicz zrzuca całą odpowiedzialność za ataki na wrogie media i komisję Laska, zamiast dostrzec - przynajmniej dostrzec - jakąś część winy we własnym środowisku. A tą niewątpliwie jest nieprofesjonalizm. Już któryś raz nawala podczas prezentacji "technika", już któryś raz Zespół Parlamentarny wysyła sprzeczne sygnały do opinii publicznej. Tak jakby część profesorów działa tylko na własną rękę, nie uzgadniając wcześniej ze sobą spójnej wersji zespołu. Czy naprawdę tych błędów nie da się uniknąć, by nie dać pożywki lisowym mediom i politykom Platformy?
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka