Gdyby przyszło co co czego, kto kogo zrzuci z sań, albo pokona w walce wręcz o ostatnie miejsce w szalupie? Sikorski Tuska, czy Tusk Sikorskiego?
https://www.salon24.pl/newsroom/1315509,sikorski-poklocony-z-tuskiem-sensacyjne-doniesienia-mediow

W związku utrzymującymi się pogłoskami, że szorstka męska przyjaźń pp. Tuska i Sikorskiego zaczyna w obliczu dokumentów ujawnionych w serialu 'Reset' osiągać stopień ziarnistości P30, zacząłem się zastanawiać, który z nich przeważy, gdyby jedynym wyjściem z kłopotliwej sytuacji politycznej było zniszczenie drugiego.
Uważam polsko-rosyjski reset 2007-2014 za koncept autorski duetu Sikorski-Bratkiewicz. Tusk bez tych dwóch nie wiedziałby, jak się ma do tego zabrać.
Ktokolwiek pierwszy wymyślił reset, wychodzi na to, że Donek delegował jego implementację na Radka, przede wszystkim z powodu własnego braku znajomości języków obcych i obycia międzynarodowego, a także z powodu działania tego samego instynktu, który kazał mu się chować na kilka dni w szafie w razie kontrowersji lub kryzysu i nigdy nie wiedzieć za wiele.
Język niemiecki Tuska jest podobno mierny – sam nie znam niemieckiego, ale wedle opinii 'native speakers' których o to pytałem, niemiecki Tuska wystarczy żeby sobie kupić bilet czy kotlet, pogawędzić przy barze o meczu w zeszłą sobotę, albo podtrzymać niezobowiązującą konwersację. Ale już nie w negocjacjach, gdzie nie zawsze są tłumacze, ale za to każde słowo zawsze ma istotne znaczenie, często więcej niż jedno. Nie wystarczy również np. do nakłonienia niemieckojęzycznej niewiasty z wyższym wykształceniem, aby zechciała wyjść z Donaldem z imprezy.
Angielskiego zaczął się Donek uczyć, na gwałt i w panice, dopiero w wieku 57 lat, kiedy miał wyjechać do Brukseli. Ponieważ nigdy nie żył w pełnej imersji w angielskim, skutek był taki, jaki musiał być dla ucznia w tym wieku.
Z kartki albo z telepromptera przeczyta, jak mu ktoś napisze. Ale włączyć się do debaty a vista, bez przygotowania, albo odpowiedzieć na niespodziewane pytanie zadane potoczną idiomatyczną angielszczyzną - tego Donek nie potrafi i nigdy potrafić nie będzie. Improwizowane wystąpienia bez kartki na nie przećwiczony przedtem temat, à la Ben Wallace czy Jens Stoltenberg, są dla niego nieosiągalne. Ditto test praktyczny z anglojęzyczną niewiastą z wyższym wykształceniem.
Również anglojęzyczne dokumenty oficjalne, obfitujące w idiomy i czasowniki frazowe (phrasal verbs), Tusk musi mieć wytłumaczone po polsku.
Ktoś, kto nigdy nie żył w imersji anglojęzycznej w domu i w pracy, nie ukończył anglojęzycznej szkoły lub uczelni, lub nie ma anglojęzycznego współmałżonka, zawsze będzie miał trudności w prawidłowym użyciu w mowie i piśmie angielskich czasowników frazowych (np. come in, come on, come off, come out, come up, come down, come along, come back, come across, come through, come up with, come at, come under, come about etc. etc.) - niby podobnie, a znaczenia diametralnie odległe.
Z powodu tych i innych obiektywnych ograniczeń Tusk był moim zdaniem funkcjonalnym 'junior partner' Sikorskiego w resecie, choć nominalnie był jego szefem.
Sikorski, co by o nim nie sądzić, poradził sobie w Oxfordzie, kończąc tam studia PPE (Politics, Philosophy and Economics), określane czasem jako wykształcenie wyższe ogólne dla osób predestynowanych z powodów politycznych, finansowych lub rodzinnych do objęcia w przyszłości odpowiedzialnych funkcji, zwłaszcza w sektorze publicznym.
O ile Sikorski, co by o nim nie sądzić, jest absolwentem siódmego uniwersytetu na świecie według rankingu szanghajskiego, to Alma Mater Donalda Tuska, Uniwersytet Gdański, znajdowała się podczas jego tamtejszych studiów (rok ukończenia 1980) gdzieś pomiędzy 900 a 1200 miejscem na świecie.
Kiedy Tusk malował w Gdańsku kominy i haratał w gałę, Sikorski, co by o nim nie sądzić, pił na imprezach oxfordzkiego Bullingdon Club z Davidem Cameronem i Borisem Johnsonem (właśc. Alexander Boris de Pfeffel Johnson).
Zagadkowe, ale pomyślnie wdrożone przedsięwzięcie z tajemniczym sponsorem, skutkujące zdobyciem stypendium do Oxfordu, pomyślne ukończenie studiów tamże i zaproszenie do klubu oczekującego od zaproszonych kandydatów książęcych koneksji, książęcych pieniędzy, a najlepiej jednego i drugiego, to są rzeczy poza zasięgiem intelektualnym i towarzyskim Donalda Tuska.
Sikorski jest ponadto żonaty od ponad 30 lat z 'native speaker' języka angielskiego, córką bogatej i wpływowej rodziny amerykańskiej, lewicową intelektualistką, zdobywczynią prestiżowych nagród za jej książki historyczne.
Tusk może umoczyć Sikorskiego utrzymując, że Radek przekroczył ramy tego, na co miał pozwolenie rządu, albo oszukał Tuska co do zakresu resetu i zataił przed nim istotne informacje.
Sikorski może tak samo łatwo, a może nawet łatwiej, umoczyć Tuska, argumentując, że we wszystkim co robił, działał na bezpośrednie polecenie premiera, ale często musiał improwizować za szefa, który miał niepowtarzalny talent chowania się do szafy przed kryzysami i kontrowersjami.
Sikorski może w każdej chwili odlecieć do USA i przejść tam na polityczną emeryturę bez szkody dla swojego standardu życia. Tusk może odjechać pociągiem do Gdańska i nie dalej, bo w Berlinie i Brukseli nie ma już czego szukać.
Wiekopomnymi słowami red. Pękalak (Salonik): A co wy o tym sądzicie?
Który którego?
Inne tematy w dziale Polityka