Podobno jednym z czynników stojących za zawetowaniem przez prezydenta RP Andrzeja Dudę tzw. ustawy degradacyjnej, była nieskłonność prezydenta do zdegradowania pierwszego i jedynego polskiego kosmonauty, gen. Mirosława Hermaszewskiego, członka WRON, odznaczonego Złotą Gwiazdą Bohatera Związku Radzieckiego i Orderem Lenina.
Pardon, ale czy uczestnictwo Hermaszewskiego w sowieckim programie kosmicznym daje mu jakiś immunitet od łajdactwa? By być członkiem WRON, trzeba było być nie byle jakim łajdakiem. Nie można uwolnić się od tego zarzutu i zostać uznanym za Wallenroda wyłącznie na podstawie własnych opowieści.
Teoria, że Hermaszewski został włączony do składu WRON bez swojej wiedzy i woli pochodzi tylko i wyłącznie od samego Hermaszewskiego. Nikt nigdy jej nie potwierdził.
Hermaszewski mógł poprosić o przeniesienie w stan spoczynku pod dowolnym pretekstem, od złego stanu zdrowia po chęć spędzania czasu z rodziną, ale tego nie zrobił, nie wyobrażając sobie życia bez przywilejów PRL-owskiego generała.
Ponieważ był, jako kosmonauta, ikoną PRL-owskiego socjalizmu, raczej nic by mu nie zrobiono za chęć przejścia w stan spoczynku. Była podobna sprawa – Stefan Olszowski, członek BIura Politycznego KC PZPR i minister spraw zagranicznych PRL wyemigrował do USA w 1986 roku bez przeszkód ze strony współtowarzyszy. Nie spadł mu za to nigdy ani jeden włos z głowy.
Hermaszewski, lub też jak go nazywali Sowieci, Giermaszewskij, to nie jest żaden polski bohater narodowy i zdobywca Kosmosu, to sowiecka Łajka wysłana na pokaz na orbitę na mocy decyzji politycznej.
W sprawie szczytowego momentu swojej PRL-owskiej kariery, Hermaszewski miał dokladnie tyle do powiedzenia co Łajka w swojej sprawie. W kwestii przyłączenia się do WRON, Hermaszewski mógł powiedzieć 'nie', lecz wolał milczeć.
Komentarze