Xylomena Xylomena
326
BLOG

Co jest gorsze od picia alkoholu w poście?

Xylomena Xylomena Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 8


image

Czy znacie ludzi, którzy piją alkohol, wskazując na cud w Kanie Galilejskiej, że to jest wola Boga? Ja znam. A dzisiaj przypomniało mi się o tym, kiedy koleżanka w pracy pokazała mi w prasie zdjęcie zakonnic palących jakieś narkotyki. Pomyślałam, że to pewnie to samo myślenie, z takiej samej logiki.
Nie wiem, dlaczego ludzie potrafią tak widzieć wolę Boga, ale wiem, jak ja rozumiem cud w Kanie Galilejskiej.
Kiedy Jezus przychodzi ze swą matką jako gość na wesele, wszystkie zamienniki weselenia się ludzi znikają, bo On jest prawdziwym powodem do radości. Wśród wiernych Boga, normalnie narosłaby euforia, nawet bez świadomości źródła, skąd się wzięła, z samego obcowania z kimś, kto ich kocha i kogo oni kochają. Jednak wśród gości, musieli być też tacy, dla których to nic nie znaczyło, nie pobudzało ich do śmiechu, a mina zrzedła. Ciekawe, kto to mógł być i czy wielu? Na przykład ktoś, kto przestaje być wtedy w epicentrum uwagi, albo ktoś dla kogo przepis i zwyczaj jest najwyższą świętością, że coś ma być odtąd dotąd, tak jak go nauczono, z tego ma się brać to, a z tego tamto, tym samym radość, jak i poczucie nasycenia, nie może brać się z niczego innego jak tylko z jedzenia i picia. Mogli być tam jeszcze tacy, którzy w zatroskaniu rozwiązywaniem swoich codziennych problemów już stracili zdolność pokładania nadziei w czymś poza własnymi rękoma, więc wcale nie znajdowali powodów do radości w życiu i uczestniczyli w biesiadzie z grzeczności, bo tak wypada reagować na zaproszenia. Ktoś chory, któremu to nie wychodziło z głowy, czy jeszcze wyzdrowieje, albo ktoś stary, kto patrzył na ludzką radość jak na szaleństwo zapominania o śmierci, wspominający samego siebie, jaki był głupi w tej radości za młodu.  
Czy tam w ogóle był ktokolwiek, kto ucieszył się na widok Jezusa, kto znajdował się tam z uwagi na Niego? Przecież to nie była grupa ludzi, która przywędrowała tu za Nim, szukała Go w poszukiwaniu Jego słów uzdrowienia. Przeciwnie. Wesele dotyczyło rodziny Jego matki i matka wzięła go ze sobą, jako swojego dorosłego syna (nie wiem, czy małe dzieci też się brało); zapewne wszystkich synów według krwi. Nie przypadkiem jest to podkreślone zwracaniem się Jezusa do niej „kobieto”, jak ku opamiętaniu.
Ten, kto jest powołany do chrzczenia Duchem Świętym, o czym dobrze Jego matka wie, nie może mieć względu na osobę i więzy pokrewieństwa, bo w życiu duchowym nie ma czegoś takiego jak dziedziczenie świętości. Gdyby tak się działo, żadne odstępstwo ludzi od Boga nie miałoby miejsca i nikt by nie musiał ich sprowadzać z powrotem żadnymi ofiarami. Dzieci Boże brałyby się z jakiegoś rodu, nacji i niczego do pouczania ich by nie było, bo o czym przy zagwarantowanej pozycji z urodzenia?
Ale Jezus rodzi się nie z rodu, tylko z Ducha Świętego, bo Bóg jest Duchem. Z jakiegoś rodu jest Józef - mąż Maryi, spisanego i pokazanego, że ludzie tak się liczyli, skąd pochodzą. Maria według ówczesnego prawa dołącza do jego rodu tytułem żony, a Jezus rodzi się z Ducha, żeby świat zbawić od myślenia, że świętość można sobie urodzić lub do niej się wszczepić. Przyszedł na świat, by go uczyć, że kto się nie narodzi z Ducha, nie będzie miał życia wiecznego.
To całkiem inne narodzenie, niż te, w którym chcieli pokładać nadzieję ludzie – że ktoś mnie urodził dając tym zaszczytne miejsce. Ktoś znajdujący się w stanie łaski, we właściwym dla dostąpienia tej łaski narodzie, bo bogobojnym.
Naród ten jednak nie rozumiał przyczyny swego wyróżnienia, że to nie oni rodzą świętość, nie wyróżnia ich cnotliwość, ale dopiero zostaną przez nią odkupieni ze swoich grzechów i to ma być przyczyna ich chluby, wszelkiego rozsławienia, a nie ich pochodzenie, więzy krwi.
Do czego porównać tą różnicę? Do dwóch rodzajów dumy np. z posiadania pięknego domu. Czym innym jest duma z wybudowania domu, a czym innym z dostania go w prezencie. Pierwsza jest z siebie, a druga z darczyńcy – patrzcie jak on umie mnie kochać. Jak potraktuje taki prezent ktoś, kto nie umie się rozstać z podziwianiem siebie? Choćby tak, że to mi się należało, więc żadna to łaska, tylko moja żarliwa modlitwa, czy jakaś postawa to sprawiła. Albo okoliczności - bo należało mi się w prezencie. Wszyscy coś dawali, a że ten bogacz nad bogaczami, to dał najwięcej, żeby się wyróżnić. Wielkie mi co, żeby zrobić coś dla własnej chwały – nic do podziwiania.
Podobnie, czy ktoś z gości lub gospodarzy na weselu w Kanie Galilejskiej dostrzega łaskę w przyjściu tam Jezusa, czy myślą raczej – no przecież to krewny od strony matki, więc to jego obowiązek wynikający z szacunku dla rodziny. Poza tym przyszedł tutaj najeść się i napić, jak my wszyscy.
A przecież właśnie w tym doświadczyli największej łaski, że przyszedł się do nich upodobnić, zupełnie jakby potrzebował bycia dostrzeżonym w roli syna swojej matki, żeby pokrewieństwem była z Niego dumna, albo jakby był spragniony tańców, picia i jedzenia, chociaż nie miał takich pragnień i wcale nie musiał tam być.
Był dla nich zupełnie niewidzialny, wzięty za kogoś innego, niż był w istocie. Czym to dla nich skutkowało? Wiadomo. Zabrakło im wina, bo przyszedł na nich czas pokuty, modlitwy za zignorowanie największego daru. Za swoistą ślepotę.
Maria wiedziała, że to przez ich stosunek do Jezusa. Może ktoś pomyślał lub mówił o nim, że to pijak?
Żyd, gdy biedniał, miał zwyczaj opamiętywać się, że traci łaskę i szukał sposobów jej odzyskania, przebłagania Boga, ale w okolicznościach wesela z podpitym towarzystwem można się było obawiać, że to nikomu nie przyjdzie do głowy, dlatego może być coraz gorzej. Coraz straszniej.
Miała do wyboru podziękować już za przyjęcie i wyjść z rodziną, ale wtedy tym bardziej, nikt by się nie opamiętał lub zrobić to, co zrobiła.
Powiedziała Jezusowi z przerażeniem, że widzi, co się dzieje: „Zabrakło im wina”... Na co Jezus  mówi Matce o woli Boga Ojca, że nie może tego przekroczyć i zapobiec nieszczęściu, które ci ludzie na siebie sprowadzają. Mówi to słowami: „Czy to moja lub twoja sprawa, kobieto?”. Przecież jedynie Boga. Ktoś musiałby tych ludzi zmusić do słuchania Jego słów, do posłuszeństwa, bo sami na to nie wpadną.
Czy zakaz posiadania własności przez Jezusa, wielkość wyrzeczenia, dotyczy także tego, że nie może On swojej matki nazywać matką? Z ewangelii wiadomo, że nie może On czynić cudów dla samego siebie, konsumować ich – zamieniać kamieni w chleb. Jada to, czym jest karmiony przez ludzi lub anioły oraz dary przyrody. Co do zwracania się do matki – nie wiadomo.
Jednak w tej konkretnej sytuacji Jezus zdaje się kłaść nacisk na brak pokrewieństwa, jakby mówił, że jeżeli nie będziesz patrzeć na mnie jak na syna, to znajdziesz rozwiązanie problemu. Albo nawet z pretensją – czemu zachowujesz się jakbyś nie wiedziała, kim jestem i jak wiele mogę uczynić? Czyli? Działaj.
Po czym Maria zaczyna krzyczeć na ludzi jak na krnąbrne dzieci, chociaż jest jednym z gości, a nie kimś uprawnionym do poleceń. Słyszą strach w jej głosie. Maria krzyczy na wszystkich tam zgromadzonych, bo ona nie wie, ani kto tam szczególnie obraża Boga, ani co za polecenie wyda Jezus dla ratowania ich z opresji. „Uczyńcie, co wam powie!” - nie mogło mówić zebranym nic, nawet, o kim ona mówi – komu mają oddać cześć, więc zaniemówili, żeby usłyszeć, kto się odezwie i o czym. Na ich obrazę - po komendzie kobiety.
Co powiedzieć do ludzi, z których nikt nie ma zamiaru wykonać polecenia i tylko dlatego nadsłuchuje głosu, żeby stawić opór... Tylko coś takiego, co zrobiliby sami i co nie kosztowałoby ich wysiłku, bo mają od tego służbę.
Tak widzę wybór stągwi, z poleceniem, żeby je  napełnić wodą. To mogły nawet być stągwie na wodę, żeby nikt się nie zawahał.
A dlaczego ta woda zamieniła się w wino? Ze względu na słowa Marii do Jezusa o takim niedoborze, chociaż ich dialog duchowy nie dotyczył troski o to, żeby goście się bardziej upili, tylko żeby powstrzymać tych ludzi od grzechu.
 (Zdjęcie z aktorami spektaklu Pijacy)
 

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo