absolwent energetyki absolwent energetyki
645
BLOG

Energetyka 2023, czyli nudy!

absolwent energetyki absolwent energetyki Energetyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 15
Ciepła zima przyczyniła się do obniżenia presji na arenie europejskiej. W tej sytuacji hucznie anonsowana na jesieni 2022 reforma rynku energii elektrycznej mogła zostać ograniczona do niewiele znaczących zabiegów kosmetycznych stając się swoim własnym memem

Energetyczna jesień 2022 była gorąca. Europejskie zagrożenie braku gazu powiązane z ekstremalnie wysokimi cenami energii elektrycznej wzbudzało strach.

Strach zwykłych obywateli, ale i strach zarządzających- europejskich i krajowych.

Wszystkie strachy europejskie, na rynku krajowym były wzmacniane krajowym strachem przed brakiem węgla dla gospodarstw domowych. Na szczęście zima była łaskawie ciepła co razem z pospolitym ruszeniem wszystkich krajowych importerów węgla ochroniło nas przed zamarznięciem.

To także ciepła zima przyczyniła się do obniżenia presji na arenie europejskiej. W tej sytuacji hucznie anonsowana na jesieni 2022 reforma rynku energii elektrycznej mogła zostać ograniczona do niewiele znaczących zabiegów kosmetycznych stając się swoim własnym memem.

Obecnie, po publikacji, w dniu 14 marca 2023 propozycji zmian legislacyjnych przez Komisję Europejską, tylko najwięksi entuzjaści wciąż zajmują się tematem. Rewolucja odwołana!

Czy w tej sytuacji warto zajmować się energetyką gdzieś poza portalami branżowymi?

Czy czeka nas energetyczna „flauta”, czy może to jednak tylko „cisza przed burzą”?

Szkiełko i mysz.

Korzystając z kilku chwil spokoju, zanim spróbujemy jednak skomentować „pęknięty balonik” po hucznie zapowiadanej europejskiej reformie, mamy czas na krótkie przypomnienie zestawu „oczywistych oczywistości” o których warto pamiętać, gdy dokonujemy oceny elementów polityki energetycznej np. z punktu widzenia bezpieczeństwa.

1. W każdej sytuacji lepsze bezpieczeństwo osiągniemy posiadając więcej, a nie mniej elektrowni. Bezpieczeństwo fizyczne dostaw zwiększa każda dodatkowa elektrownia wiatrowa i gazowa. Zwiększyć ją może każde nowe źródło jądrowe, a zmniejszyć każda wyłączona elektrownia węglowa. Truizm? OK! W tej sytuacji jest oczywiste, że każda decyzja utrudniająca budowę nowych elektrowni jest dla bezpieczeństwa fizycznego niekorzystna i tak samo niekorzystana jest każda decyzja lub jej brak, które prowadzą do likwidacji elektrowni istniejących.

2. W każdej sytuacji lepsze bezpieczeństwo osiągamy zapewniając dywersyfikację źródeł wytwórczych. Uzupełnienie wiatraków i fotowoltaiki o atom, gaz i węgiel daje wyższy poziom bezpieczeństwa niż wdrożenie jakichkolwiek ograniczeń. Bo czasem może nie wiać i nie świecić. Bo źródła zaopatrzenia w paliwo jądrowe praktycznie bardzo ograniczone. Bo gaz do Europy polega na imporcie. Węgiel, co prawda też się importuje, ale jednak z kierunków innych niż atom i gaz. Dodatkowo można bezpiecznie lokalnie magazynować no i pozostały resztki polskich kopalni. Każda decyzja wykluczająca którekolwiek ze źródeł energii bezpieczeństwa fizyczne dostaw pogarsza, a nie poprawia! Węgla to też dotyczy!

3. W każdej sytuacji możliwość zapewnienia dostaw polegające na imporcie zapewnia niższy poziom bezpieczeństwo niż produkcja krajowa.

Żadna regulacja unijna nie nakłada na sąsiadów obowiązku dostaw energii. Nigdy, nawet w ramach art. 5. Nie próbujmy tego sprawdzać!

4. Regulacje europejskie dobrze zabezpieczyły funkcjonowanie obszaru generowania marż dla handlowców, jednak obecnie żadna regulacja europejska lub krajowa nie zabezpiecza nas przed skutkami decyzji indywidualnych przedsiębiorców o wyłączeniu, chwilowym, lub trwałym jednostek wytwórczych!

Jeśli ktokolwiek podejmie jutro decyzję o wyłączeniu swojego wiatraka, czy elektrowni węglowej to jedyną odpowiedzią państwa może być ogłaszanie kolejnych stopni zasilania!

Nawet w sytuacji zagrożenia wojennego nie ma przepisów pozwalających władzom na nakazanie kontynuowanie produkcji! Prawa właścicielskie są nadrzędne!

5. Obecny model europejskiego rynku energii oparty na handlu tylko energią oraz ustalaniu jej ceny giełdowej w oparciu o krańcową (najdroższą, niezbędną do wykorzystania w celu pokrycia zapotrzebowania) ofertę nie ma w sobie „zaszytego” żadnego rozwiązania zapewniającego finansowanie istniejących nowych i utrzymanie istniejących mocy wytwórczych w ilości niezbędnej dla zapewnienia bezpieczeństwa.

Mechanizm gwarantuje, że najdroższe potrzebne źródła nigdy nie uzyskają wynagrodzenia przekraczającego swoje koszty zmienne produkcji! Efekt łatwy do przewidzenia!

6. Jeśli nawet kiedyś system handlu pozwoleniami na emisję gazów cieplarnianych miał bazować „na wartościach” to bardzo szybko tą cechę utracił!

Początkowo miało być stopniowe zmniejszanie ilości dostępnych pozwoleń emisyjnych z przewidywalnością planowaną na dziesięciolecia.

Animatorom europejskiej polityki klimatycznej szybko jednak zabrakło cierpliwości, żeby śledzić powolny, chociaż zgodny z założeniami projektowymi, spadek emisji gazów cieplarnianych.

Uruchomiono rozmaite „dopalacze” (np. wycofywanie z obrotu rynkowego części uprawnień), które praktycznie likwidują jakąkolwiek przewidywalność systemu. Dodatkowo dopuszczenie udziału podmiotów finansowych w systemie uwolniło z kolei brukselskich regulatorów od formalnej odpowiedzialności za wszelkie jego „nieregularności”. Dzisiaj jeśli emitujesz CO2 „nie znasz dnia ani godziny” kiedy zaatakuje cię nieprzewidywalna zmiana cen pozwoleń emisyjnych.

Taki system ETS można nazwać dowolnie jednak stosowanie w tym przypadku pojęcia „rynek” kłóci się z wymogami przyzwoitości!

Że można było to przewidzieć już przed rokiem 2004? Że trzeba przyjąć pełną odpowiedzialność za swoje zaniechania?

Nie mogę sobie wyobrazić, że może tak twierdzić ktoś dobrze poinformowany, nie będący cynikiem i nie cierpiący na syndrom sztokholmski!

7. Chociaż lista „oczywistych prawd” wydaje się już nadmiernie wydłużać to jednak nie można jej zamknąć bez przytoczenia jeszcze jednej „niewygodnej prawdy”

Niezależnie od ilości wypowiadających się ekspertów i ich wewnętrznego zaangażowania w urynkawianie sektora energii elektrycznej nie można udowodnić, że jakikolwiek system rynkowy, choćby nie wiadomo jak miałby być skomplikowany, mógłby zapewnić tańsze dostawy energii niż scentralizowany system monopolistyczny.

Tylko centralizacja decyzji inwestycyjnych i operacyjnych pozwala na optymalne dobranie zarówno realizowanych inwestycji, jak też sposobu operacyjnego wykorzystania dostępnych zasobów wytwórczych i sieciowych.

Tylko w modelu monopolistycznym zyski ze źródeł tanich i pracujących „w podstawie” obciążenia mogą służyć wprost sfinansowaniu jednostek szczytowych.

Każdy model zakładający podział aktywów wytwórczych np. ze względu na ich „odnawialność” musi prowadzić do zwyżki cen rynkowych, która jest niezbędna do sfinansowania wydzielonego pakietu mocy drogich i jednocześnie powoduje nadmiarowe zyski szczęśliwców bagażem „toksycznych aktywów”.

Niestety, mimo swoich oczywistych przewag, po latach urynkawiania i w powiązaniu z działaniami licznego grona profesjonalistów żyjących z „przelewania” raz wyprodukowanej energii pomiędzy kolejnymi platformami i giełdami, system monopolistyczny nie ma żadnych szans powrotu do życia.

Jeśli mimo tego o nim wspominamy to tylko dlatego, żeby analizując kolejne zmiany i ulepszenia systemu zliberalizowanego nie zapominać nigdy, że jest robota syzyfowa.

Możemy być pewni, że każdy kolejny system umów długoterminowych, takich też produktów giełdowych i wieloletnich kontraktów różnicowych wygeneruje nowy zestaw problemów, którego jedyną zaletą jest danie zatrudnienia kolejnym zespołom eksperckim.

Tego króliczka nie da się dogonić!

Jeśli już mamy zdefiniowane nasze „powiększające szkiełka ” możemy przyjrzeć się „myszy „ reformy europejskiego rynku energii „urodzonej” przez „górę” europejskich oczekiwań.

Z polskiego punktu widzenia warto zwrócić uwagę na dwie kwestie bezpośrednio rzutujące na perspektywy polskiej elektroenergetyki.

Nic nie robić!

Pierwsza z nich dotyczy tego co się w pakiecie regulacyjnym nie znalazło.

Mianowicie KE uznała za niepotrzebne usunięcie dotychczasowych ograniczeń w stosowaniu mechanizmów mocowych i utrzymała ich traktowanie jako, wymagającego każdorazowej akceptacji, elementu pomocy publicznej.

Choćby się zagrożenie braku mocy wytwórczych czaiło się tuż „za rogiem” krajowi członkowskiemu nadal nie będzie wolno dodatkowo finansować budowy nowych , a nawet utrzymania istniejących mocy wytwórczych innych niż jednostki wiatrowe lub fotowoltaiczne.

W rezultacie należy oczekiwać ostatecznego wykluczenia z Rynku Mocy i szybkiego wyłączenia od roku 2025 polskich elektrowni opalanych węglem kamiennym.

Ponieważ ostatnie analizy tzw wystarczalności mocowej w Europie przygotowane przez europejskie stowarzyszenie operatorów ENTSO-E zostały podważone przez komisję regulatorów ACER brak przesłanek co do możliwości przyszłego utrzymania Rynku Mocy także dla mniej emisyjnych jednostek gazowych, które mogłyby zostać wybudowane w latach 30-tych.

Zamiast zapewnienia możliwości utrzymania odpowiedniego poziomu mocy krajowych KE jest gotowa, co najwyżej zaproponować podział rynku krajowego i przyłączenie jednej z części do systemu rynkowe silniejszego sąsiada. Sąsiada, który będzie mógł handlować swobodnie swoimi nadwyżkami energii, ale nie będzie zobowiązany do utrzymania takich dostaw jeśli nie będzie to już dla niego atrakcyjne.

Stosując konsekwentnie swoje „rynkowe” podejście Unia Europejska jest zdecydowana uniemożliwić utrzymanie niezbędnych krajowych mocy wytwórczych nawet w sytuacji wojny toczącej się tuż za polskimi granicami.

Wobec braku wspierających działań Unii Europejskiej polski Rynek Mocy będzie dogorywał powoli. Wszyscy zauważymy, gdy już go nie będzie!

... strzeż nas od przyjaciół!

O ile kres polskiego Rynku Mocy skutkujący szybką likwidacją polskiej energetyki węglowej i wykluczeniem rozwoju energetyki gazowej jest łatwym do zauważenia efektem unijnych zaniechań to znacznie trudniej zauważyć skutki „aktywizmu” KE w zakresie energetyki jądrowej.

Tutaj Komisja, likwidując dotychczasową niepewność związaną z koniecznością indywidualnego uzgadniania środków pomocy publicznej, zaproponowała inwestycjom w elektrownie jądrowe możliwość wykorzystania rozwiązania nazywanego kontraktami różnicowymi.

Potraktowane jako jedyny możliwy do zastosowania model wsparcia publicznego, kontrakty różnicowe będą wymagały od inwestorów dokładnego określenia nakładów inwestycyjnych przez przystąpieniem do budowy nowych jednostek.

O ile wymóg ten nie jest niczym nowym w europejskiej energetyce to jest oczywiste, że nie może się sprawdzić w przypadku elektrowni jądrowych, których rzeczywiste nakłady zawsze wielokrotnie przekraczają zakładane budżety!

Możemy się zżymać , że to źle, ale tak wygląda rzeczywistość.

Przy wymogu trzymania się ustalonego przed rozpoczęciem budowy reaktora budżetu inwestycyjnego, wynikającym wprost z zasad funkcjonowania kontraktów różnicowych, żadna elektrownia atomowa w Polsce nie powstanie! Nie powstanie też w innych krajach Unii Europejskiej!

Do pewnego momentu wydawało się, że w walce z tym rozwiązaniem Polska będzie mogła liczyć na wsparcie europejskiego potentata jądrowego jakim jest Francja.

Obecnie wydaje się jednak, że ta szansa znikła z chwilą, kiedy Francja zadeklarowała poparcie systemu w zamian za umożliwienie jego stosowania także dla modernizowanych istniejących elektrowni.

Dla takich przypadków znacznie łatwiej określić budżet nakładów inwestycyjnych i tym samym łatwiej przeprowadzić całą procedurę uzyskania finansowania w oparciu o kontrakty.

Wiele wskazuje na to, że propozycja Francji znajdzie akceptację Brukseli i Berlina pozwalając temu ostatniemu utrzymać pryncypialne stanowisko braku zgody na rozwój energetyki jądrowej, przy zachowaniu jednocześnie wszystkich korzyści z możliwości wsparcia ze strony istniejących elektrowni jądrowych w sąsiedniej Francji.

Być może jest jeszcze jakaś nadzieja na „wywrócenie jądrowego stolika” i uzyskanie zmian korzystnych dla polskich projektów, jednak w tym kontekście zadziwia jednak dotychczasowa bierność, tak przedstawicieli potencjalnych inwestorów jak też „jądrowych” influencerów.

Możemy podziwiać żelazną konsekwencję z jaką prowadzone są zmiany na europejskim rynku energii.

Niezależnie od tego komu przypiszemy „sprawstwo kierownicze” to widzimy, że każda wcześniej „miękka” deklaracja, czy to dotycząca energetyki węglowej, czy jądrowej ma swój dalszy „miażdżący” ciąg.

I tak doszliśmy do sytuacji, że nie robiąc w sumie dzisiaj nic specjalnego Unia pozbawia nas możliwości utrzymania istniejących mocy węglowych oraz faktycznie uniemożliwia sfinansowanie nowych jednostek gazowych i energetyki atomowej.

Ku energetycznemu Zombie?

Jeśli jednak mówimy o likwidacji polskiej energetyki to sprawiedliwość wymaga oceny także inicjatyw z krajowego podwórka.

Jest oczywiste, że ostateczny cios w funkcjonowanie energetyki węglowej zadany zostanie poprzez utworzenie Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE).

Do jej zasobów zostaną przekazane wszystkie elektrownie opalane węglem kamiennym, które, bez rynku mocy i ze względu na kierunek europejskiego sterowania cenami pozwoleń na emisje CO2 wkrótce staną się jednostkami trwale nierentownymi.

O ile funkcjonując w ramach dotychczasowych grup energetycznych elektrownie węglowe mogłyby liczyć na dofinansowanie z przychodów generowanych np. przez źródła wiatrowe lub z marż uzyskiwanych ze sprzedaży detalicznej energii to w ramach NABE staną zasobem zombie.

W efekcie transformacji, wkrótce będziemy mieli rozwijające się, pozbawione „toksycznych” aktywów węglowych firmy energetyczne, „w stylu zachodnim” i upadającego szybko "kolosa" węglowego.

Mogę zrozumieć polskie grupy energetyczne, które wyzbywają się majątku węglowego, traktując je także jako częściowe wynagrodzenie za akcję wsparcia rządu w zakresie dostaw węgla dla odbiorców indywidualnych. Ulga po zniesienia współodpowiedzialności odpowiedzialności za stan krajowego bezpieczeństwa energetycznego – bezcenne!

Mogę też zrozumieć polityczną opozycję, która nie wykorzystuje kwestii NABE jako kolejnej pałki na rząd. Szybka likwidacja energetyki węglowej nazywana dekarbonizacją jest przecież nie od dzisiaj na sztandarach wszelkich proeuropejskich energetyków.

Mogę ich zrozumieć, ale nie mogę potwierdzić, że umawiałem się z kimkolwiek na „siedzenie po ciemku”!

Ale poza tym nic się nie dzieje! Nudy!


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka