Demokracja w formie, w jakiej ją uprawiamy w ostatnich latach, w sposób oczywisty zaburza naturalny bieg rzeczy!
Pewnie dzisiaj , w dobie smartfonów i cywilizacji obrazkowej może być inaczej, ale jeszcze 60 lat temu natura kształtowała relacje rówieśnicze.
Najbardziej widać było to na podwórkach osiedli mieszkaniowych, gdzie budował się etos lokalnych liderów. Postura i aparycja, które nie mogły pobudzać do pogardliwego uśmieszku, gadka, która nie kompromitowała. Wreszcie niemała doza bezczelności wsparta, kiedy trzeba siłą pięści.
Wokół naturalnego przywódcy gromadzili się ci, którzy go prawdziwie podziwiali i ci, którzy obawiali się by nie być wysłanymi do kręgu piekieł podwórkowych oferm.
Wreszcie ci ostatni, których istnienie, czasem zupełnie nieznośne, dodawało innym sens życia. Mały, gruby lub słaby w piłkę nożną był potrzebny, ale nigdy nie miał szans na wejście do "pierwszej ligi". Jeśli na nieszczęście z trochę lepszymi stopniami mógł być tylko dodefiniowany jako kujon.
Szkoła, w czasach kiedy jeszcze nauczycielstwo nosiło charakter misyjny, nieco niwelowała największe patologie, chociaż raczej tylko w ich najostrzejszej formie.
Na następnym etapie życia, środowisko zawodowe przywracało naturalny charakter współzawodnictwa, nawet jeśli w formie nieco wypaczonej wytycznymi lokalnej komórki PZPR.
Gdy PZPR odeszło w niepamięć triumfowała pewna forma inteligencji emocjonalnej w formie znacznie przypominającej pierwotne podwórka. Oczywiście w czystej formie, tylko w firmach prywatnych. W firmach państwowych i urzędach nowa, choć już nie tak stabilna, siatka partyjnych uzależnień często korygowała uniwersalne prawa walki o przetrwanie, ale nigdy ich nie unieważniała!
Podsumowując: niski, gruby i mniej sprawny, bez korzystania ze wsparcia rodziny, nie mógł stać się właścicielem perspektywicznego biznesu, ani nawet prezesem w państwowej spółce.
Jednak demokracja po 1989 stworzyła nowe możliwości nawet dla dotychczas "mało popularnych". Wzmocnienia możliwości dokonał burzliwy rozwój mediów społecznościowych.
Chociaż wciąż wizerunkowy niski i gruby ma ciężej, to jednak nie jest pozbawiony szans na prezentowanie swoich poglądów i przekonanie do nich innych, potencjalnych wyborców. Także tych, którzy publicznie nie chcą się do tego przyznać z obawy o funkcjonowanie we własnym środowisku zawodowym lub miejscu zamieszkania.
Jeśli ktoś tak rozpozna swoje interesy, ale i wartości, może bez obawy zagłosować na rekomendacje Kaczyńskiego, nawet jeśli nie przyjdzie mu do głowy wywieszenie banera z wizerunkiem Nawrockiego.
Ten atak "przegrywów" może, a pewnie nawet musi, burzyć zwolenników zdrowej selekcji naturalnej. Nie tylko w Polsce, tak jak kiedyś na osiedlowym podwórku, liderzy stają do walki z populizmem.
P.S.
1) Kończąc dyskusję o wizycie Nawrockiego w US: wizyta unieważniła mit o braku możliwości kontaktu z największymi politykami wolnego świata. Z pewnością Nawrockiemu musiało zależeć na obaleniu wizerunku nosiciela hantli i i to mu się po prostu udało. Można lansować pogląd, że spotkanie było z "pomarańczowym clownem", lub, bazując na amerykańskich doświadczeniach kontrkandydata, spekulować o skali donosicielstwa i koncesji na rzecz "wroga". Ale to głupie i dla debili!
2) W przedostatniej notce wskazywałem, że długi week-end to tylko kampanijna cisza przed burzą i poniedziałek przyjdzie. Trudno obrażać koalicyjnych polityków w kontekście fałszywych insynuacji o morderczej działalności Nawrockiego. Tomczyk i Giertych stworzyli marki, które już nie potrzebują innej promocji niż ta, jaką mogłaby zapewnić sala sądowa w wolnym kraju. Nie zmienia to faktu, że Nawrocki musi teraz wyjaśnić szczegóły zaginionego podopiecznego. Po prostu inaczej się nie da, szczególnie, gdy Trzaskowscy ujawnią swoją umowę na "dożywocie".
Inne tematy w dziale Polityka