Zbyszek Zbyszek
950
BLOG

Wojna w Kościele Katolickim czyli charyzmatycy kontra normalsi

Zbyszek Zbyszek Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 29

Właściwie nic się nie zmienia. Te same stroje, te same obrzędy, czasem... jakaś grupa młodzieżowa ubogaca. Ta sama pogoda, może nieco cieplej na dworze, to dobrze, bo winogrona słodsze. Można usiąść na zewnątrz, oprzeć się o ścianę domu i patrzeć na świat.

Tymczasem powietrze jakoś się chwieje, drga. "Coś"... się odbija w wodzie. Jakiś cień. Skrawek cienia. Ptaki inaczej śpiewają. Rzeczywistość w jakimś trudno uchwytnym wymiarze zaczyna się powoli zmieniać, by już nigdy nie być taka sama.

Zaczęło się dokładnie - czy nie dziwne? - pierwszego stycznia 1901 roku. W Ameryce, za wielką wodą od... kobiety, która pod wpływem nałożenia rąk przez pastora, zaczęła "mówić językami". Jak poinformowano postronnych, ponoć chińskim. Od tej pory, różnymi fazami, niezwykłe zdolności i doświadczenia zaczęły "rozlewać się" po całym świecie.Pod sztandarem prawdziwego chrześcijaństwa działy się rzeczy, "jak w czasach Apostołów".

Ten nowy sposób praktykowania chrześcijaństwa rozwijał się zarówno pod względem liczebności jak i niezwykłości doświadczanych wydarzeń, oferując uczestnikom bezpośrednie i "realne" odczucia obecności Boga, przemianę życia, dary prorokowania i uzdrawiania.

W szybkim tempie uzyskał większość w ramach protestantyzmu, a poprzez kontakty ówczesnych przedstawicieli tego ruchu z katolikami, przeszedł do przestrzeni wiernych kościoła katolickiego. Dzisiaj, jak pisze jeden z biskupów, ruch pentekostalny jest najliczniejszą grupą praktykujących chrześcijan na świecie. Jest ich ok 800 milionów czyli więcej niż katolików. Połowa wiernych katolickich z Ameryki Południowej przeszła do kościołów pentekostalnych (znaczy charyzmatycznych albo typu zielonoświątkowego).

W Polsce oprócz jawnych delegatur nauczycieli z Zachodu, pentekostalizm czy charyzmatycyzm zaczął się pojawiać w ramach wspólnot katolickich. Duchowni i wierni odkryli w nim możliwość odnowy kościoła, stąd w ramach jego struktur zaczęto realizować praktyki "charyzmatyczne", wyrażające się najczęściej jako "konferencje uwielbienia", a jeszcze częściej jako "nabożeństwa o uzdrowienie".

Opisując całe zjawisko w tonie lekkim i żartobliwym, można powiedzieć, że doszło do inwazji Wesołych czarodziejów na Królestwo smutnej nowiny albo - obrazując Gwiezdnymi wojnami -  "Sidhów" na "Federację". Tradycyjna formacja katolicka była bowiem jak Federacja z gwiezdnych wojen, która straciła już dawno swoich Jedi i ugrzęzła w frazeologii oraz przepisomanii, głosząc konieczność posłuszeństwa, cierpień i wyrzeczeń, oferując smutek i poczucie winy w drodze na "tamten świat". Posłuszeństwo prowadziło do cierpień, brak Jedi czyli dobrej strony mocy rodził oschłość. Grubą ścianą przepisów przesłonięto ogromną dziurę w budynku "Federacji", dziurę która nazywała się "brak osobistego doświadczenia Boga".

Tę "dziurę" zaoferowali się załatać przedstawiciele "Wesołych czarodziejów" zza Wielkiej Wody. Mieli oni do zaoferowana przede wszystkim radość, cudowne i ponadnaturalne zjawiska, możliwe do doświadczenia przez tych, co poddadzą się "mocy ducha". I to wszystko w zasadzie na wczoraj, w zasadzie od ręki, w zasadzie dla wszystkich. Wreszcie "można było żyć naprawdę".

Federacja miała tymczasem w ofercie przepisy i formuły, które - w sensie osobistego realnego doświadczenia - w zasadzie, w ogóle nie działały. Weseli czarodzieje oferowali zaś "zaklęcia", które się materializowały i materializują na oczach i w przeżyciach uczestników ich zebrań i zlotów.

Wszystko biegło swoim torem, kolejne obszary Federacji przechodziły cichaczem na stronę Wesołych czarodziei, bo ci ostatni ubierali się w uniformy Federacji, oblepiali się plakatami Federacji i w ogóle byli nie do poznania. Aż... tąpnęło.

Oczywiście nie we władzach Federacji, bo tam zgnuśniałość i niemożność, wynikająca z uznania przepisów za istotę rzeczy, czyniła wszelki ruch niemal niemożliwym. Tąpnęło na peryferiach. Jacyś podrzędni uczestnicy Federacji doszli do wniosku, że Weseli czarodzieje to tak naprawdę, wysłannicy Palpatine, czyli emanacji Sidhów. A skoro tak, to walnęli na ekran {LINK}, co myśleli, realizując film o "młodym Anakinie", co w pogoni za mocą - tak, tak wskrzeszania umarłych - przeszedł na ciemną stronę mocy.


Peryferyjny film, wcale nie został przez władze Federacji zrobiony ani polecony, a jednak... kolumna Wesołych czarodziejów poczuła się zagrożona. Może dlatego, że rzeczony Anakin rzeczywiście był ich nadzieją? Dość, że wyszli z ukrycia i w liczbie 150 zaapelowali do władz Federacji o zrobienie porządku z tymi peryferiami.


Zaistniały konflikt między stronami skomentował, odnosząc się do czarodziejskich praktyk Wesołych czarodziejów, nasz lokalny skryba:


Dalszy ciąg zdarzeń jest dzisiaj nieznany. Czy Federacja przekształcana i przejmowana od wewnątrz przez Wesołych czarodziei upadnie w końcu pod własnym ciężarem i da początek nowemu imperium albo plejadzie rozmaitych planet, których różnorodność będzie mogła zawrócić w głowie każdemu przybyszowi? Czy po prostu przyjmie przesłanie Czarodziejów i w całości przejdzie na ich - może dobrą - stronę mocy? Czy też przeciwstawi się im i za cenę utraty części terenów zachowa swoje oschłe władztwo nad resztą?

Pewnie to wszystko dlatego, że zaginęli Jedi. Że przestały się pojawiać postaci formatu św. Agustyna, św. Jana od krzyża, św. Hildegardy z Bingen, św. Teresy z Avila; o św. Franciszku czy św. Tesie z Lisieux nie wspominając. Nawet ostatni Jedi św. Maksymilian jakoś nie przychodzi ponownie. Bo, żeby wejść w jasną stronę mocy, to trzeba... szaleństwa. A szaleństwa wśród omszałych półek z przepisami Federacji trudno znaleźć.

Tymczasem nabożeństw o uzdrowienie, konferencji, na których dysponujący mocą będą przewracać - głównie niewiasty - na ziemię w kościele albo na stadionie, będzie coraz więcej. Pół-ekstatyczne zachowania, krzyki, pląsy i drgawki będą coraz częściej na porządku dziennym, bo to efekty kontaktu z "Duchem". Wielcy mistrzowie zza Oceanu będą przybywać, by powalać tłumy gestem dłoni, by napełniać je posiadaną mocą, by wysyłać w ich kierunku Radość, na skutek której odbiorcy wpadną w uniesienie i śmiech.



Na ślady Jedi trafi pewnie jakiś stary bibliotekarz, przeglądający zakurzone zbiory. Znajdzie oficjalne wytłumaczenie, że to właśnie byli rycerze aktualnej "mocy". Będzie miał wątpliwości. Ale też będzie miał na tyle rozumu, żeby się z nimi nie obnosić. Schowa książkę do szuflady. Poprawi okulary. Siądzie w zadumie.



Zastrzeżenie
Tekst ma charakter żartobliwo-publicystyczny. Przypisane określenia i związane z nimi treści znaczeniowe użyte zostały wyłącznie w celu "ubarwienia" wypowiedzi a nie w celu przypisanie pejoratywnych znaczeń. Autor w żadnym wypadku nie rości sobie prawa do ocen przytaczanych w tekście - choćby przenośnie - osób i instytucji.


Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo